piątek, 26 grudnia 2014

Chapter Five (II)

Spóźnione WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 


,, Niespodzianek przecież nie można 
się spodziewać ‘’

                     Wyobrażacie sobie, że istnieje rzecz, która wybije was z monotonii? Przecież żyjemy sobie z dnia na dzień, planując swój kolejny krok, aż tu  nagle ni stąd- ni z owąd BUM! Niespodzianka! Zdarzenie, które potrafi wywrócić nasze w miarę poukładane życie. Coś czego się nie spodziewamy (jak sama nazwa przecież brzmi), nawet nie bierzemy tego pod uwagę. Hmm, może dlatego nas to tak zaskakuję? Bo w ogóle nie braliśmy tego pod uwagę? Bo rozpatrzyliśmy wszystkie możliwości tylko nie tę jedyną- przez nas wcześniej nazwaną niespodzianką. Możliwe.  
                     Siedziałam oniemiała z otwartą buzią i patrzyłam się wybałuszonymi oczami na Jennifer, która ubrana była jedynie w dużą, męską koszulkę – podejrzewałam, że była ona Liama- i krótkie spodenki.
- Victoria!- krzyknęła już rozbudzona Jen i podbiegła do mnie, mocno mnie przytulając. Chwilę jeszcze siedziałam jak skamieniała, a potem zreflektowałam się i również mocno uścisnęłam ciotkę, uprzednio wstając. – Boże, dziecko, jak ty urosłaś- uśmiechnęłam się na jej słowa, choć wcale nie były one prawdą. Nadal byłam niska, choć tak naprawdę na wzrost nie powinnam narzekać.
- Hej- Uśmiechnęłam się szeroko i czknęłam, na co kobieta zmarszczyła swoje brwi i spojrzała pytająco na Liama.
- Nie pytaj- westchnął Payne, zerkając jeszcze przelotnie na Harry’ego, która dalej pałaszował swoją porcję jedzenia.
- Nie możesz w takim stanie jutro robić badań- Jennifer pokręciła głową, a ja przez chwilę poczułam się jak dziecko, które właśnie zostało zrugane za swoje nieodpowiedzialne zachowanie. Jak wspomniałam wcześniej, tylko przez chwilę.
- Jakich badań? Co? Jutro? Co?- nie zaprzeczę, że odrobinę plątał mi się język.
- Miałyśmy iść jutro z tobą na badania, ale wątpię, że Ci je zrobią. No chyba, że użyją alkomatu.- na jej słowa Harry, który dotychczas siedział cicho, zaczął się przeraźliwie śmiać. Nawet zaczął się dławić makaronem.
- Mówiłam, że nic mi nie jest- wydęłam dolną wargę i skrzyżowałam ręce pod piersiami, zapewne wyglądając jak obrażone dziecko.
- Nic nie chciałaś jeść, wymiotowałaś i osłabłaś na treningu! To nie jest NIC.- podkreśliła, a ja wywróciłam oczami.
-Zaczynam podejrzewać, że zamontowaliście kamery w tamtym mieszkaniu- nawinęłam na widelec makaron i wsadziłam sobie do buzi.
- A mosze ty f ciąszy jeszteś- wypalił Hazza z pełną buzią, a ja całą zawartość swoich ust wyplułam na talerz przed sobą. Zaczęłam kaszleć, krztusić się i dławić jednocześnie. Jennifer poklepała mnie lekko po plecach, kiedy się już uspokoiłam.
- Nie jestem w żadnej ciąży. Jedz swój makaron!- wskazałam palcem na jego talerz. Wzięłam głęboki wdech, aby następnie zacząć chichotać. Oczywiście jak to u osób z problemami psychicznymi bywa, na chichocie się nie skończyło, po prostu potem śmiałam się jak nienormalna, skutecznie ignorując zdziwione miny moich towarzyszy. Mam przeczucie, że zastanawiają się nad wyciągnięciem telefonu i zadzwonieniem do najlepszego psychiatry na świecie. Naprawdę tak czułam.
- Czy jest to tak do końca niemożliwe?- zapytał Liam z ostrożnością w głosie.
- Oczywiście!- odparłam natychmiastowo, piorunując go swoim wzrokiem.
- Ja jusz teko nie byłbym taki pefien.- wychrypiał Harry.
- Jedz swój makaron!- krzyknęłam
- Już zjadłem- wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu, a ja westchnęłam przegrana. Faktycznie zjadał.
- Victorio, to jest poważna sprawa- Jennifer położyła mi dłoń na ramieniu i przyjrzała mi się uważnie.
- Jestem przecież poważna!- sprzeciwiłam się- nie spałam z nikim odkąd… Nie spałam z nikim odkąd wyleciałam do Ameryki.
                     I to w tamtym momencie zwątpiłam. Spałam przecież z Zaynem, ale to jeszcze nic nie oznacza. Rozmawialiśmy, a potem to tak po prostu. Jestem w czarnej dupie… Nie zabezpieczaliśmy się! Co za idioci tak robią?!
- Muszę iść- powiedziałam, wstałam i nie zwracając na nic uwagi, wyszłam spokojnym krokiem z mieszkania Liama.
Pojechałam windą na swoje piętro i nie zamykając drzwi (jest 5 nad ranem, a poza tym Harold musi jakoś jeszcze wejść, prawda?)
Z walizki wyciągnęłam koszulę nocną i czystą bieliznę i ręcznik, po czy weszłam do łazienki, tutaj już zakluczając drzwi. Odkręciłam wodę w prysznicu, pozbyłam się z siebie wszystkich ubrań i weszłam pod strumień gorącej wody. Pisnęłam, gdy gorąca woda dotknęła mojej skóry. Zmniejszyłam jej temperaturę i odchyliłam głowę do tyłu, aby zmoczyć włosy. W tamtym momencie marzyłam, aby to wszystko okazało się tylko złym snem, bądź jakąś halucynacją poalkoholową.
                        Już ubrana i z ręcznikiem zawiniętym w turban na włosach wyszłam z łazienki. Pisnęłam zaskoczona, gdy obok drzwi siedział półprzytomny Hazza i ziewnął.
- Co ty tu robisz?- zapytałam, mijając go i idąc w stronę mojej nowej sypialni.
- Martwiliśmy się o ciebie.
- Nie potrzebnie, naprawdę. – posłałam mu uspokajający uśmiech i odchyliłam kołdrę, aby po chwili pod nią wskoczyć.- Będziesz tak stał?
- Mogę?- zaśmiałam się na jego głupie pytanie i odchyliłam kołdrę również dla niego. Odwróciłam się plecami do Niego, a on przerzucił swoją rękę tak, że teraz dłonią dotykał mój brzuch. – Żartowałem z tą ciążą, dobranoc- wyszeptał mi do ucha, a ja przełknęłam głośno.
- Dobranoc.

***

                         Podbiegłam do drzwi i otworzyłam je, widząc w progu Chrisa.
- Możesz mi wytłumaczyć, co ja robię u ciebie z testem ciążowych, do cholery?- zapytał pretensjonalnie chłopak, a ja go natychmiast uciszyłam.
-Zamknij się!- choć Harry wyszedł już ponad trzy godziny temu, bałam się, że jakimś cudem ktoś usłyszy.- Dziękuję- popatrzyłam na gościa z wielką wdzięcznością i przejęłam od Niego reklamóweczkę z kilkoma pudełeczkami. – Kocham cię.
- Żałuj, że nie widziałaś miny kobiety z apteki, która mi to sprzedawała, a wcześniej całowałem się na jej oczach z Scott’em. – zaczęliśmy się śmiać, co choć na chwilę mnie rozluźniło.
- Zaraz wracam- machnęłam ręką bez konkretnego kierunku, dając mu tym samym znak, że może się śmiało rozgościć.
- Pomóc ci?- głupi uśmieszek zagościł na jego twarzy.
- Dzięki, ale nie.
                       Minął już wymagany czas, ale ja nadal boję się choć zerknąć w tamtym kierunku. Zrobiłam 3 testy i teraz wystarczy tylko je sprawdzić.
- No dalej- motywował mnie Chris.
- Okej- westchnęłam zdenerwowana i na miękkich nogach chwyciłam pierwszy do ręki. Zacisnęłam mocno powieki i jęknęłam żałośnie.
- Vicky, daj spokój. Też chcę wiedzieć, czy będą małe Maliczki.- gdyby wzrok mógłby zabijać, to jestem pewna, że Christopher leżałby już martwy.
- Negatywny. NEGATYWNY. JEBANY TEST JEST N-E-G-A-T-Y-W-N-Y!!- wskoczyłam na przyjaciela, oplatając go nogami w pasie i krzycząc i śmiejąc się.
- Inne też- chłopak potwierdził i odczepił mnie od siebie.- gratuluję- poczochrał mnie po włosach, ale w tamtym momencie nawet to mnie nie obchodziło. – To od czego się tak źle czułaś?

- W sumie to nie mam pojęcia- wzruszyłam ramionami, nadal posiadając na twarzy bardzo, ale to bardzo szeroki uśmiech.- Przełożyłyśmy z Jen badania na jutro.

Głupia to ma jednak zawsze szczęście...

*****************************************************
Od razu zastrzegam, że tak od początki miało być, a ci, którzy czekali na malika jr muszą sie z tym pogodzić.  ;) Mam dla naszych bohaterów inne plany... (dramatyczne zakończenie tematu) 
Aha i taka mniej-więcej będzie długość każdego rozdziału ;)
<dżust sejing> 

A tak wgl to CZEŚĆ I spóźnione WESOŁYCH ŚWIĄT, MOI KOCHANI!


Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i to, ze mimo jestem beznadziejna, to wciąż ze mną jesteście ;) Bardzo, ale to bardzo to doceniam!


Ja już lecę, bo przyjechała do nas moja ''ulubiona'' ciotka (suka jakich mało) i jej przeurocze dzieci (rozpieszczone bachory, których szczerze nie nawidzę), ( założę się, ze nie tylko ja tak mam)  więc wiecie: FAMILI TAJM xd

Do następnego // Mała Wariatka // @mjut007


Zapomniałabym! Może to nie do końca oryginalna, ale możecie mnie znaleźć na wattpadzie ;)

http://www.wattpad.com/user/malawariatka

piątek, 12 grudnia 2014

Chapter Four (II)

,, Bóg stworzył jedzenie, a diabeł kucharzy ‘’



                       W czasie, w którym Harry wybierał jakiś alkohol, ja poszłam związać włosy w wysokiego kucyka, ponieważ dostawałam kręćka, kiedy to kolejne pasma latały mi przed oczami.
- Twoja- Harry podał mi całą butelkę Jack’a Danielsa, a ja pokręciłam głową rozbawiona, ponieważ chłopak w swojej ręce trzymał swoją butelkę, z której trochę alkoholu już ubyło.
- Jestem pewna, że jakieś szklanki się tu znajdą- powiedziałam, na co dostałam tylko machnięcie ręki.
- Nie kłopocz się, tak jest dobrze- odpowiedział i pociągnął solidnego łyka bursztynowego płynu.
- Nie tracisz czasu, widzę- zerknęłam na niego, a następnie odkręciłam swój trunek.
- Straciliśmy już dosyć czasu, kiedy ty sobie wyjechałaś, unikając Zayna.- wciągnęłam gwałtownie powietrze, prawie się nim dusząc.
- Ja wcale…- próbowałam odwieść go od tej myśli, nie ważne że była prawdziwa.
- Jeżeli masz zamiar skłamać, nic nie mów- uprzedził i odłożył pustą już do połowy butelkę na stół.
                           Z braku innego pomysłu na uniknięcie palącego wzroku bruneta, skupiłam swój wzrok na swoich paznokciach, z których zaczął już odpadać bordowy lakier.
- Jesteście do siebie strasznie podobni.- stwierdził po wcześniejszym namyśle.
- Co?- Zmarszczyłam brwi, a chłopak siedzący naprzeciw mnie posłał mi spojrzenie typu ‘’nie-udawaj-głupiej-i-tak-się-nie-wywiniesz’’. Pociągnęłam solidnego łyka alkoholu, a po chwili już mogłam poczuć, jak pali mnie w gardle. Odkaszlnęłam, ale znów się napiłam. Aby móc dalej prowadzić tą rozmowę, poprawka; jakąkolwiek rozmowę, potrzebuję rozluźnienia.
- Oboje uciekacie od problemów- kontynuował Harry, kiedy ja wlewałam w siebie coraz to więcej alkoholu. – On ci wyznał uczucia, ty uciekłaś. Ty uciekłaś, on poszedł się najebać. Najebany wpadł pod samochód i pamięć mu uciekła- w tym momencie zaśmiał się ze swoich słów, a ja zmroziłam go wzrokiem, choć i tak ten jego głupi uśmieszek błąkał się po jego głupiej twarzy. – Pamięć mu uciekła, a potem ty uciekłaś za ocean.
- Skąd ty to wszystko wiesz?- zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu. Jak, do cholery? Jak?
- Louis trochę podsłuchiwał pod drzwiami, a potem to sobie poukładałem.- wzruszył nieznacznie ramionami. Kolejny raz się napiłam alkoholowego trunku i powoli mój humor zdawał się poprawiać. Zaczęło mi przyjemnie szumieć w głowie, a co najważniejsze nie miałam już aż tak dużej potrzeby analizowania wszystkich padających słów. Cóż, jest dobrze. Przez chwilę, ale na razie nie mam zamiaru zawracać sobie teraz tym głowy.
- Musisz ściąć włosy i to jak najszybciej.- zauważyłam, wskazując palcem na jego już długie kosmyki. Teraz bardziej przypominał Tarzana, niż mojego Harry’ego. Zaśmiałam się w duchu ze swojego porównania.
- Tak jest dobrze- powiedział pewnie, na co się skrzywiłam. Nie, nie jest dobrze.
- Wyglądasz jak Tarzan- wymówiłam na głos moje wcześniejsze przemyślenia, na co Harry wybuchł śmiechem.
- Tylko jeśli będziesz moją Jane- Poruszył sugestywnie brwiami, na co tym razem ja parsknęłam śmiechem.
- O boże, ale jestem głodna- westchnęłam i już w świetnym humorze pobiegłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, ale chyba tylko po to, żeby rozczarowana ją zamknąć. Była pusta! Buuuu, gdzie jest jedzenie? – Nie mamy nic do jedzenia- powiedziałam smutna, po czym poddana usiadłam na kanapie obok Stylesa.
- Po drugiej stronie ulicy jest jakiś całodobowy- Harry wzruszył ramionami, nadal się nad czymś zastanawiając- Albo możemy iść do mieszkania Liama.
- Jest trzecia w nocy i… Jeju, jesteś genialny.- pisnęłam uradowana i rzuciłam się na szyje przyjacielowi, chichotając. Alkohol zdecydowanie zakłócał nasze racjonalne myślenie. Jakiekolwiek myślenie. – Gdzie mieszka Liam?
- Całe 5 piętro jest jego- odpowiedział, zakładając swoje buty, a ja zaczęłam się śmieć, gdy zauważyłam, że lewego buta próbował założyć na prawą stopę.
- Liasiu, nadchodzimy!- wydarłam się na całe gardło.
                       W wielkimi uśmiechami na twarzy weszliśmy do windy, gdzie próbowałam nacisnąć klawisz z numerem ‘’5’’, ale nie za bardzo mi to wychodziło, więc co chwilę wybuchałam śmiechem.
- Ale ty jesteś głupia!- prychnął Harry, wywracając ostentacyjnie oczami. Podszedł do panelu i nacisnął ‘’2’’, będąc z siebie niesamowicie dumnym.
- Czemu nacisnąłeś; ‘’2’’?- zadałam mu pytanie, przekrzywiając głowę na lewą stronę.
-A to nie ‘’5’’ się przekrzywiła?- zapytał głupio, na co ja pokiwałam głową na nie- Ups- podrapał się nerwowo po karku, po czym kolejny już dziś raz zaczęliśmy się przeraźliwie śmiać. Dojechaliśmy na drugie piętro tylko po to, aby nacisnąć; tym razem dobry numerek i dostać się na odpowiednie piętro.
- Ty pukasz!- rozpuściłam w tym momencie włosy i przeczesałam je palcami. Nie pytajcie mnie dlaczego, sama tego nie wiem.
- Halo, tu komornik- powiedział niskim głosem Hazza, po zapukaniu kilkukrotnie w drewnianą powłokę drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo halo, żadne z nas nie było komornikiem. To była takie śmieszne, prawda? (od autorki: nie pytajcie mnie, co ćpałam przy pisaniu, bo naprawdę nie wiem xd) – Nie przeraź się tylko, jak coś zobaczysz- puścił mi oczko, a ja byłam zbyt zajęła wyobrażaniem sobie nas jako komorników w ich roboczym stroju, że nie skupiałam się dokładniej na słowach Harry’ego. A powinnam była.
                          Drzwi się otworzyły, na co zobaczyliśmy zaspanego Liama ubranego tylko w krótkie spodenki. Co oni wszyscy mają taką jazdę na te tatuaże?
- Co wy tu robicie?- mruknął zaspany Payne, przecierając rękami twarz. Chyba go obudziliśmy.
- Jesteśmy głodni- wyjęczał Harry i znowu zaczęliśmy się śmiać.
- Jesteście pijani- stwierdził brunet i otworzył szerzej drzwi, abyśmy mogli wejść do środka.
- I głodni- dodał Harry.- lokers pierwszy wszedł do mieszkania Liama i się już w nim rozgościł, a ja podeszłam i go mocno przytuliłam, wtulając swoją twarz w zagłębienie jego szyi.
- Tęskniłam za wami- wypowiedziałam to niewyraźnie i poszłam poszukać Harry’ego i jedzenia. Głównie to jedzenia.
                      Siedzieliśmy już w kuchni Liama ponad godzinę z nim, co chwilę się śmiejąc i opowiadając głupie rzeczy. Zaczęliśmy robić makaron z jakimś sosem, co nawet poparł Liaś, uświadamiając i sobie i nam, że i tak dzisiaj żadne z nas już nie zaśnie, więc dlaczego nie? Przez przypadek upadł mi metalowy widelec, co zrobiło trochę hałasu. Podniosłam go i kontynuowałam jedzenie swojej porcji dania, dopóki do pokoju nie wszedł ktoś jeszcze.
- Co tu tak głośno?- zapytała ta osoba zaspanym głosem, a ja dotychczas nawet nie wiedziałam, że można tak szybko wytrzeźwieć.

- Jennifer?- co tu do cholery robi moja ciotka?!?


********************************************************

Jest tu ktoś jeszcze? Halo? Halo. Halo. Halo. <- to jest takie echo, bo wiecie; echo odbija się od pustych ścian.

Napiszę tylko, że naprawdę przepraszam i choć te słowo nic nie zmieni, to chcę, żebyście wiedzieli, że mi po prostu smutno i wstyd. To tyle :)

Do następnego, miśki :* // Mała Wariatka// @mjut007


Jest tu ktoś jeszcze? Chociaż jedna osoba?