sobota, 14 lutego 2015

Will you marry me? / walentynkowy one shot

Tytuł: Will you marry me?/ walentynkowy one shot
Autor: Mała Wariatka/ @mjut007
Ilość słów: 1324
Bohaterowie: Harry as Harry
Cassie as Barbara Palvin
Rebekah as Mila Kunis
Louis as Louis Tomlinson


14 luty, Londyn/Wielka Brytania

                   Sprawdzałem konsekwentnie, czy wszystko było idealnie przygotowane na dzisiejszą kolację. Jeszcze raz poprawiłem ułożenie talerzy i sztućców na stole, aby ponownie wygładzić ręką obrus. Westchnąłem sfrustrowany i przetarłem zmęczoną twarz ręką. Całą noc nie zmrużyłem oka nawet na minutę, zbyt zajęty rozmyślaniem, w jakie słowa ujmę to wyjątkowe pytanie.

Wyjdziesz za mnie?

Zbyt oklepane i w ogóle nie oryginalne. Odpada!

Zostaniesz Panią mego serca?

Strasznie sztywne. Odpada!

Joł, bejbe. Co powiesz na małżeństwo?

Nie, nie i nieee! Co to w ogóle jest? Dlaczego o tym pomyślałem? Odpada!

                 Cassie zasługuję na wiele więcej niż to. Cassie zasługuje na wszystko i jeszcze więcej. Pamiętam, jak poznałem ją na pierwszym roku studiów. Z upływem czasu zdałem sobie sprawę, jak szczeniacki był mój ruch, ale czyż się nie opłaciło? Znamy się z Cassie już 6 lat, więc zdecydowanie się opłaciło.

                       ‘’Kolejny już dzień przyszedłem do kawiarni Sweet Nothing, aby choć przez chwilę popodziwiać brunetkę. Cassie Blackwell była w tym miejscu kelnerką, co niesamowicie mnie cieszyło, ponieważ nie tylko podawali tu dobrą kawę i smaczne ciasta (tort toffi to moje życie, naprawdę!), ale również mogłem przyglądać się jak Cass z gracją krząta się po pomieszczeniu i z najpiękniejszym na świecie uśmiechem obsługuje kolejnych klientów- co osobiście mnie trochę drażniło, kiedy swoją całą uwagę skupiała na innych, a nie na mnie. Dziewczyna miała długie, brązowe włosy, które kręciły się lekko na końcach i duże, niebieskie oczy, który patrzyły inteligentnie na świat z pewną dozą ostrożności. Skąd to wiedziałem? Często prosiłem o dolewki lub domawiałem kolejne kawałki ciast, których nawet nie zjadłem, aby odbyć z nią krótką konwersacją (nie ważne, że pytała tylko jaki napój chcę lub jaki smak ciasta) i przyjrzeć się jej z bliska. Nie była zbyt niska czy zbyt wysoka, ale była szczupła. Była idealna.
- Nie bądź cipą, Styles. Zaproś ją gdzieś.
                              Louis kolejny raz próbował mnie namówić do zrobienia jakiegoś kroku, ale ja nie byłem co do tego pewny. Jeśli chodziło o dziewczyny, to nigdy nie miałem problemów z nieśmiałością lub z brakiem gadanego. Nigdy! Aż do czasu Cassie.
- Kogo?- spytałem głupio.
- Tą laskę, w którą się właśnie wgapiasz. W sumie to dziwię się, że jeszcze nie wyrzucili stąd za stalking.- Tommo próbował zażartować, ale posłałem mu jedynie mrożące spojrzenie i wróciłem wzrokiem do Cassie.
- Nie mam u niej szans- westchnąłem i bezradnie opadłem na oparcie krzesła.
- Faktycznie, nie masz- Lou zamyślił się przez chwilę, po czym uśmiechnął się cwaniacko.- Ja pewnie mam, poczekaj, sprawdzę.
                     Ledwo co wstał, a już zdążyłem pociągnąć go z powrotem na krzesło. Mój przyjaciel zaczął się śmiać.
- Nawet, kurwa, nie próbuj.- warknąłem w jego stronę, poprawiając swoje włosy. Wstałem z miejsca i skierowałem się w stronę lady, za którą Cassie stała z lekkim uśmiechem.
- Coś mogę podać?- zapytała, a ja wytarłem swoje mocno spocone ręce o dżinsy.
-Tak, nie, nie wiem- wypowiedziałem z prędkością światła, po czym usłyszałem jej śmiech.
- Może w czymś doradzę?
- Myślę, że mogłabyś- uśmiechnąłem się czarująco w jej stronę- miałem zamiar wybrać się do kina na ten nowy film i zastanawiałem się, czy mi go polecasz czy odradzasz.
- Szczerze, to jeszcze go nie widziałam.- odpowiedziała dokładnie to, co chciałem usłyszeć.
- To w sumie świetnie się składa. Potrzebuję twój numer telefonu i wpadnę po ciebie w piątek o ósmej.- puściłem jej oczko i nie czekając, aż zdąży odmówić lub spławić mnie, odszedłem w do stolika, przy którym siedział Louis z szerokim uśmiechem.’’


- Harry, wróciłam!- usłyszałem krzyk Cass z korytarza i oczami wyobraźni widziałem, jak stoi w pięknej, białej sukni na ślubnym kobiercu.
- Jestem w salonie!- odkrzyknąłem, klepiąc się po kieszeni, aby sprawdzić, czy pierścionek nadal tam jest. Jest.
- Co tak ładnie pa…- urwała, gdy zobaczyła przystrojony elegancko stół i pokój wypełniony prawie w całości bukietami w czerwonym róż.
- Zrobiłem dla nas kolację- potarłem nerwowo kark, gdy widziałem jej minę. Nie była zadowolona.  
- Przecież ustaliliśmy, że nie obchodzimy takich świąt jak Walentynki.- powiedziała z wyrzutem. Już miałem jej odpowiedzieć, że to ONA ustaliła tę zasadę, nie MY.
- Jesteś głodna?- pokiwała niepewnie głową i usiadła, gdy uprzednio odsunąłem dla niej krzesła jak na gentelmana przystało.
                     Cała kolacja minęła w niezręcznie ciszy, przerywanej jedynie moimi pytaniami i zdawkowymi odpowiedziami Cassie. Atmosfera wręcz mnie przygniatała, tak jak moje nerwy zresztą. Nie czekając dłużej klęknąłem na jedną kolano przed dziewczyną i wyjąłem z kieszeni marynarki czerwone pudełeczko i otworzyłem je. Oczy mojej towarzyszki podwoiły swoje rozmiary.
- Cassie- zacząłem, odchrząkując.- Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i…
- Nie kończ!- gwałtownie wstała, przez co zdezorientowałem się jeszcze bardziej.
- Cassie, o co chodzi?- spytałem z troską.
- O co chodzi? O co chodzi?!?- wrzasnęła, wyrzucając ręce w górę.- Co ty właściwie wyrabiasz? Nie tak się umawialiśmy. Miało być niezobowiązująco i szalenie, a tak nie jest. Nie możemy tego zrobić- wskazała na pierścionek, a ja z każdym jej słowem czułem przeraźliwy ucisk w klatce piersiowej.
- Cassie…
- Nie Cassie’uj mi tu, do cholery!- zagroziła mi palcem i odwróciła się na pięcie, znikając za drzwiami od sypialni. Szybkim krokiem poszedłem za nią, aby zobaczyć, jak wrzuca swoje rzeczy do walizki.
- Co ty, do kurwy, wyprawiasz?- wściekłem się.
- Pakuję się i wyprowadzam. Już jutro mnie nie zobaczysz.
- No i, kurwa, świetnie!- wrzasnąłem, tłukąc ramkę ze zdjęciem moim i Cassie na kolejce górskiej.- Znikaj z mojego życia jak najszybciej!- tym razem zrzuciłem z komody wszystkie ramki ze zdjęciami i wyszedłem z sypialni. Z barku w salonie wyciągnąłem butelkę jakiegoś alkoholu, w tym momencie nie było dla mnie ważne nawet jakiego. Zarzuciłem na siebie kurtkę i wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami.

                     Po drodze do sklepu monopolowego zdążyłem już opróżnić całą butelkę i nadal było mi mało. Chcę więcej, o wiele więcej.
-Chcę coś wysokoprocentowego. Dużo- rzuciłem szorstko do sprzedawcy.
- Nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy, przepraszam- powiedział, oceniając mnie swoim znudzonym wzrokiem, a we mnie aż się zagotowało.
- Nie jestem pijany, tylko jestem aktorem.
- Jest pan kim?- zapytał ogłupiały sprzedawca.
- Jestem aktorem i muszę poćwiczyć do nowej sztuki, więc niech mi pan da butelkę czegoś mocnego, ja wrócę do swoich obowiązków, a pan do oglądanie pornosów pod ladą na swojej komórce, dobrze?- zapytałem przesłodzonym tonem i z satysfakcją patrzyłem, jak sprzedawca szybko stawia na ladzie butelki z alkoholem. Rzuciłem mu pieniądze na ladę i wyszedłem ze sklepu, wcześniej oznajmiając, że reszty nie trzeba.

                  Wędrowałem spokojnym krokiem w stronę parku, aby usiąść na ławce, upić się do nieprzytomności i zostać rano złapanym przez straż miejska. Plan idealny! I pewnie by wypalił, gdybym nie usłyszał cichego łkania. Podszedłem do skulanej na ławce postaci, która lekko się trzęsła, a ja nie do końca byłem pewien, czy to od płaczu czy od zimna.
-Przepraszam?- zapytałem trochę niewyraźnie- czy coś się stało.
- Po co pan pyta i tak to nikogo nie obchodzi, ja nikogo nie obchodzę!- kobieta znów zaniosła się płaczem, a ja niezręcznie kiwałem się, stojąc obok ławki, na której ona siedziała.
- Czasami dobrze jest się wygadać przed nieznajomym- wzruszyłem ramionami, choć ona i tak tego nie mogła zobaczyć/
- Jest pan gwałcicielem, czy coś?- zapytała już spokojniej, a na moją twarz wpełzł leniwy uśmieszek.
- Sam tego jeszcze nie wiem- odpowiedziałem i usłyszałem w zamian jej śmiech. Odsłoniła swoją twarz, a ja ujrzałem, jak piękna była. Ciemno brązowe włosy, brązowe, wielkie oczy i najcudowniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem. I choć makijaż miała całkiem rozmazany, to kompletnie mnie to nie obchodziło. Ściągnąłem z siebie kurtkę i zarzuciłem na jej ramiona.
- Dziś dowiedziałam się, że mój chłopak będzie miał dziecko z moją najlepszą przyjaciółką. No, teraz już byłą najlepszą przyjaciółką.- przyjrzałem się jej uważnie, po czym podałem jej jedną z butelek z alkoholem.
- Tobie też się przyda. A tak w ogóle to jestem Harry.
- Rebekah.

Może te walentynki nie będę takie złe?

***************************************************
 Miałam pisać kolejny rozdział, a wyszło to :)

Jak wam sie podoba? Piszcie, proszę, ponieważ to mój pierwszy one shot i chcę się dowiedzieć, czy ma być ostatni czy nie ;)

Kocham was, świat jest pełny miłości, yolo i wgl <3

ps. wiecie, ze zostało jakieś 7 rozdziałów na only human i koniec? :'(

Ps, szczęśliwych walentynek, choć spóźniłam się z życzeniami jakieś 15 minut, ja zawsze się spóźniam, więc...

Dobranoc, bo już bredzę :*

Kocham was!/ Mała Wariatka





wtorek, 20 stycznia 2015

Chapter Seven (II)

Proszę, komentujcie ;) 
Wasze opinie są dla mnie jak motywujący kopniak w tyłek. 

\\



,,Nic bardziej pożądanego,
 a nic trudniejszego na świecie
- prawdziwa rozmowa’’


                    Byliście kiedyś na siebie źli? Tak bardzo, bardzo, bardzo źli, że mieliście ochotę uderzyć głową o najbliższą szafkę, aby przestać być tak przeraźliwie głupią osobą? Jak tak mam w tym momencie. W myślach wyobrażałam już sobie milion sposobów, aby zemścić się na własnej głupocie, bo co jak co, ale to jest największe cholerstwo na świecie. Głupota, moi mili, niszczy życia ludzi, a ja jestem na to żywym dowodem!
- Idiotka, idiotka, idiotka!- mamrotałam pod nosem, kiedy po zostawieniu Zayna w salonie, poszłam do łazienki w celu ‘zmycia maseczki’.

                       Gówno prawda! Ja uciekłam, jak tchórz. Głupi, głupi tchórz. Zmyłam jednak te wszystkie maseczki i zostawiłam swoje włosy mokre, aby same wyschły i się zakręciły.
- Wybrałem jakąś komedię- oznajmił mi chłopak, gdy tylko przekroczyłam próg.
- Super- odpowiedziałam, choć nie wiedziałam w ogóle, co do mnie powiedział. Skupiałam się na Jego głosie, nie wypowiadanych przez Niego słowach. Równie dobrze mógłby mi wtedy oznajmić, że Barack Obama przeprowadza się na Grenlandię, aby hodować tam jednorożce, a i tak nie zrobiłoby to na mnie wrażenie.
- Wiesz…- zaczął brunet, kiedy ja siadałam na fotelu, ponieważ Malik siedział na sofie. Nie chcę się nawet do Niego zbliżać, za bardzo mąci mi w głowie Jego obecność, nawet boję się pomyśleć, jak wpłynąłby na mnie Jego zapach, czy dotyk. To dla mnie zdecydowanie za dużo.-Kiedy dowiedziałem się, że przyjeżdża córka Simona, myślałem, że wróci z lotniska z nosidełkiem i niemowlakiem.
- Co?- zaczęłam się śmiać, a na twarzy pojawił mi się wielki i szczery uśmiech, ponieważ słyszałam Jego śmiech.
- Tak wiem, głupie.- pokręcił głową, a kilka kosmyków Jego ciemnych włosów przysłoniło Jego czoło. Automatycznie zacisnęłam dłoń w pięść, żeby przypadkiem nie zaczesać mu ich.
- Wcale nie głupie, lepiej pasuje słowo śmieszne. – powiedziałam.
- Tak, masz rację. Nawet nie masz pojęcia, jak się zdziwiłem, kiedy Cię wygoglowałem.
- Wygoglowałeś mnie?- ponownie się zaśmiałam, tym razem z Jego zakłopotanej miny.
- Musiałem się przecież o tobie coś dowiedzieć, nie?- próbował obrócić to w żart, a ja poczułam się, jakby ktoś mi przyłożył. Bardzo mocno. Przestałam się śmiać i przełknęłam gulę, który zaczęła się formować w moim gardle.

On nic o mnie wiedział. Przecież mnie nie pamiętał…

                      Pod Jego badawczym spojrzeniem uśmiechnęłam się krzywo i starłam łzy, który niespodziewanie zgromadziły mi się w kącikach oczu. Po chwili się rozluźnił, a ja miałam nadzieję, że wyglądało to, jakbym się popłakała ze śmiechu, a nie z bólu i smutku.
- Naprawdę podoba mi się ten film- rzuciłam wymijająco, zawzięcie patrząc w obrazy przewijające się w telewizorze. Nie usłyszałam konkretnej odpowiedzi, nawet jednego słowa przez kolejną godzinę. Cóż, przynajmniej sądzę, że to była godzina. Sukcesywnie unikałam patrzenia na Zayna, bo wiedziałam, że tak będzie lepiej dla mnie. I możecie nazywać mnie egoistką, nie obraziłabym się za trochę prawdy. I gdy postanowiłam zmienić pozycję na nieco wygodniejszą, zauważyłam wzrok bruneta. Wpatrywał się we mnie nieprzerwanie, swoimi brązowymi oczami niemal wypalając dziurę we mnie. A kiedy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam coś, jakby prąd elektryczny w moim ciele.

                     I to była ta chwila, która przeważyła szalę. Ta chwila, w której straciłam panowanie nad samą sobą.
- Dlaczego w ogóle tutaj przyszedłeś?- zapytałam nieco głośniej, niż zamierzałam. Co ja wygaduję, ja wcale nie zamierzałam się Jego o to pytać.
-Co?- odpowiedział pytaniem, widocznie zdezorientowany. Przechylił lekko głowę w lewą stronę i zacisnął usta w wąską linię.
- Chcę wiedzieć, dlaczego tutaj przyszedłeś. Dlaczego przyszedłeś do mnie.- zażądałam. Mój głos pod koniec zaczął się załamywać, a ja wcale nie byłam tym zaskoczona.
- Bo przy tobie poczułem się normalny.- odpowiedział, uważnie dobierając słowa. Zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu.
- Nie rozumiem- pokręciłam głową, aż kilka kosmyków moich już suchych włosów przysłoniło mi oczy. Odgarnęłam je zdecydowanym ruchem i skupiłam całą swoją uwagę na osobie Malika.
- Od wypadku każdy, zawsze i wszędzie pyta mnie, jak się czuję, czy ze mną wszystko w porządku. Ty o to nie zapytałaś.

Nie zapytałam, bo nie chciałam usłyszeć od Ciebie odpowiedzi.

-Traktowałaś mnie jak Zayna, tylko Zayna. I chciałem spędzić z tobą trochę czasu, poznać cię. Ty mnie pewnie znasz.- dokończył.
- Masz rację, znam Cię.- uśmiechnęłam się szczerze- ale nie od tej strony.
- Od tej, czyli jakiej?- zadał pytanie widocznie zaintrygowany.
- Od tej szczerej i uroczej- odpowiedziałam, zanim zdążyłam przemyśleć te słowa jeszcze raz.
- Uroczej mówisz?- bezczelny uśmieszek wstąpił na Jego twarz, a ja pomyślałam, że brakuje tylko naszej kłótni i byłoby jak kiedyś.
- Czepiasz się szczegółów- machnęłam lekceważąco rękę i przewróciłam przy tym oczami. Zanim którekolwiek z nas zdążyło się jeszcze odezwać, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć- oznajmiłam, wstając z kanapy i kierując się w stronę drzwi wejściowych z szerokim uśmiechem na twarzy.

Czuję się jak narkomanka, która właśnie dostała nową dostawę dragów.

Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi, widząc po drugiej stronie Alex wraz z Niallem, który niósł w ręce dwa pudełka z pizzą.
- Ktoś zamawiał z dostawą do domu?- blondyn próbował naśladować włoski akcent, co kompletnie mu nie wychodziło, za to bardzo rozbawiło mnie i Xixi.
- Cześć- przywitałam się z nimi- chodźcie do nas do salonu.
- Do nas?- Xixi uniosła jedną brew ku górze, a wyraz jej twarzy zmienił się na bardzo zaintrygowany, a po chwili wykrzywiła się w jakimś dziwnym grymasie.- Nie mów mi tylko, że…
- Nawet nie dokańczaj!- przerwałam jej, bo już po samym wyrazie twarzy mogłam się skapnąć, że nie wyobrażała sobie czegoś do końca fajnego, czy grzecznego. Weszliśmy do salonu, gdzie Zayn właśnie wyłączał telewizor i stawiał miskę po popcornie na stolik. Przywitał się ze znajomymi, a ja zostałam po chwili odciągnięta na bok przez moją przyjaciółkę.
- Nie wierzę, że to powiem, ale wolałam to, co sobie wyobraziłam- powiedziała troskliwym głosem, uważniej mi się przyglądając.- Vic, nie sądzę, aby to był dobry pomysł.

                     Doskonale wiem, że się o mnie martwiła. Jak wszyscy, którzy wiedzieli o tym. Ale wzięłam przykład z Zayna i chciałam, żeby ktoś traktował mnie normalnie w towarzystwie Malika. Nie potrzebowałam obrony. Nie przed Nim.

- Jest dobrze, Alex- uspokoiłam ją.- Nareszcie jest dobrze.



***************************************************

Dzisiaj jakoś nie mam nic ciekawego do powiedzenia/napisania wam, więc zostawiam wam kolejny rozdzialik i lecę chociaż zacząć pisać następny ;)

DZIĘKUJĘ wam na wszystko! Wiecie, że jest już ponad 178 tysięcy wyświetleń?
wow
WOW
W O W
W  O  W  !
Dziękuję!

Czytajcie, obserwujcie i komentujcie ;)

ps: polecicie mi jakiś fajny film, plis?

ps2: kiedy chcecie kolejny rozdział? Piszcie śmiało! 

I znowu zarzucę tu swoim #perfektenglisz, bo jakżeby inaczej:
AJ LOF JU SOŁ MACZ, MY LOVE! 

niedziela, 18 stycznia 2015

Chapter Six (II)


,,Bo wystarczy tylko iskra,
 aby ogień zapłonął''





               Potrzebuję rady od kogoś, ponieważ zaczęłam gubić się we własnym życiu. Ale jak to możliwe, że jedna osoba potrafi wywołać we mnie dwie sprzeczne emocje w tym samym czasie? Dla mnie już to jest niezrozumiałe, a co dopiero Jego zachowanie. I moje reakcje. Tak, te czynniki również mocno wpływają na mój mętlik w głowie. Tak, ja tu bez tak bez sensu się żale, ale zupełnie nie wiadomo o co chodzi, prawda? Może zacznijmy od początku mojego bardzo dziwnego, ale również i bardzo potrzebnego mi dnia. 

             Kończyłam rozpakowywać zakupy spożywcze z reklamówki. Włożyłam tylko jeszcze jogurt do lodówki i odwróciłam się w stronę Jennifer, która była dziś ze mną w klinice na badaniach, a następnie na zakupach, bo co jak co, ale moje szafki wołały o jakieś towary spożywcze. Szkoda tylko, że nie pomyślałam nad  jakimiś internetowymi zakupami, bo gdy rozeszła się wieść, w którym supermarkecie jestem, zeszło się naprawdę dużo osób. Nie to żebym narzekała, bo rozgłos jest potrzebny karierze, ale żeby spędzić ponad godzinę robiąc sobie zdjęcia na tle półek z żywnością? Nie mogliśmy znaleźć jakiejś ściany z fajnym graffiti? Tak tylko pytałam.

 - Ale na pewno nie przeszkadza Ci, że spotykam się z Liamem?- upewniła się kolejny raz dziś moja ciotka.
- Już Ci mówiłam, że nie- posłałam jej szczery uśmiech i pomieszałam łyżeczką w swojej herbacie. Mówiłam prawdę, nie przeszkadzała mi ta sytuacja, a nawet cieszyła. Oboje są dorośli i szczęśliwi ze sobą, więc co ja mam do tego? Ja mogę po prostu stać z boku, przyglądając się ich szczęściu i zazdrościć. Natychmiast spochmurniałam, kiedy moje myśli zeszły na TE tory.
- Masz jakieś plany na dziś?- zapytałam kobieta, biorąc łyka napoju ze swojego kubka.
- Planowałam iść pobiegać do parku za rogiem- kiwnęłam głową w stronę okna, z którego był prawie idealny widok na park- ale dziś chyba spasuje.
- Dziś?- przedrzeźniała mnie, bo popatrzmy prawdzie w oczy. Codziennie jest chyba lepszym słowem do tego kontekstu.

                 Uśmiechnęłam się w stronę ciotki, nie do końca rozumiejąc, jak z czterdziestoletnią, dojrzałą kobietą potrafię rozmawiać tak swobodnie, na takie luźne tematy, prawie jak z Alex. Jestem pewna, że Liam też nie odczuwa tej różnicy wieku.
- Już tak późno?- moje przemyślenia przerwał głos Jen, która zaskoczona patrzyła na zegarek. Wstała z krzesła i zaczęła się ubierać.
- Gdzie się tak spieszysz?- zapytałam, ale nie byłam tego w ogóle ciekawa. Powiedziałabym, że zapytałam z czystej grzeczności.
- Za czterdzieści minut mam ważne spotkanie, a jestem pewna, że postoję trochę w korkach, więc pa!- pożegnała się i pognała, nie dając mi szansy na odpowiedź.

                  Postanowiłam wykorzystać ten dzień całkowicie na relaks. Zaczęłam od nałożenia maski wzmacniającej na moje włosy, maseczki na twarz i od przebrania się w bardzo wygodny dres. Noo, może nie koniecznie w tej kolejności. Włożyłam do mikrofalówki torebkę w kukurydzą, która za chwilę przemieni się w popcorn. To zabawne, ale jak byłam mała, myślałam, że to magia. Tak, to jest ten czas, w którym można mnie śmiało wyśmiać. Z torebką z prażoną kukurydzą skierowałam się do salonu, gdzie chwyciwszy uprzednio pilota, szukałam jakiegoś ciekawego filmu. W skupieniu przeglądałam propozycją w wypożyczalni, aż w końcu trafiłam na jakąś łzawą, czarno-białą komedię o miłości. To, że moja miłość o mnie zapomniała, to nie znaczy, że nie mam prawa zachwycać się miłością innych ludzi, prawda? Dosłownie kilka sekund po rozpoczęciu filmów, w całym apartamencie zabrzmiał dzwonek do drzwi. Westchnęłam rozdrażniona, ale podniosłam tyłek z kanapy i podreptałam do korytarza.

                    Myślałam, że zacznę się dusić powietrzem, gdy zobaczyłam przez Judasza Jego. Zasłoniłam buzię ręką, żeby tylko nie pisnąć.

Cholera! CHOLERA! C H O L E R A !

Dzwonek ponownie zadzwonił, tym razem jednak w akompaniamencie z pukaniem. Wzięłam głęboki wdech, no dobra, kilka głębokich wdechów i powoli zaczęłam otwierać drzwi.
- Cześć- powitał mnie głęboki głos Zayna. Po moim kręgosłupie przebiegły przyjemne dreszcze, a w brzuchu motyle zaczęły machać swoimi skrzydełkami. No cóż, nie do końca, bo miałam wrażenie, że w moim wnętrzu odbywa się jakaś bardzo agresywna walka nietoperzy, czy coś, a nie spokojne, fajne motyle.
- Hej- czy mój głos nie zabrzmiał zbyt piskliwie? O mój Boże, mój głos zabrzmiał zbyt piskliwie! Przeklęłam w duchu za moje reakcje, ale odwzajemniłam Jego uśmiech.

Cudowny uśmiech, od którego mogłabym zemdleć albo zostać zahipnotyzowaną przez jego czekoladowe tęczówki. Napiłabym się kakao.

- Wpuścisz mnie, czy może będziemy tak stać?- dopiero po tych słowach się ogarnęłam i szerzej otworzyłam drzwi, pozwalając mu tym samym wejść do środka. Pewnie miałabym teraz twarz koloru buraka, gdy nie maseczka. Na pewno wyglądam głupio!
- Co Cię do mnie sprowadza?- zapytałam.
- Ładny dresik- posłał mi bezczelny uśmieszek, który się powiększył, gdy przewróciłam oczami.
- Wiem. A więc?- uniosłam jedną brew ku górze.
- Zostawiłem tu ostatnio kurtkę…
- Och, jak wyglądała?- weszłam do salonu, by zacząć szukać, choć nie przypominam sobie, żebym ją widziała, a bardzo dokładnie ostatnio sprzątałam.
- No wiesz, czarna była i skórzana też- zaczął się nerwowo drapać po karku, a ja zmarszczyłam brwi, widząc, w co był ubrany. Miał On bowiem na sobie czarne rurki, czarny T-shirt i czarną, skórzaną kurtkę.
- To nie ta, którą masz na sobie?- zapytałam swobodnie, dalej się rozglądając.
- O, masz rację, Victorio, to ona!- uśmiechnął się łobuzersko, a ja otworzyłam szerzej oczy. Co, do cholery, się tu dzieje?
- Aha, więc przyszedłeś tu po kurtkę, którą cały czas miałeś na sobie, tak?- zapytałam, żeby się upewnić, że nie zwariowałam.
- No dobra, masz mnie- zaśmiał się, a ja byłam na granicy błagania, aby przestał mnie tak torturować. – Przyszedłem właściwie do ciebie, ale potrzebowałem tematu do rozpoczęcia rozmowy.
- ‘Ładną dziś mamy pogodę’ też jest dobre, wiesz to, prawda?- zapytałam z sarkazmem w głosie.
- Może następnym razem tak zrobię- zamyślił się, a ja odwracałam cały czas wzrok od Jego osoby, żeby się na Niego nie rzucić i nie zacząć na Niego wrzeszczeć, że nie potrafił godziny usiedzieć w miejscu, dopóki bym nie wróciła, a on nie był by pijany i nie wpadł by po to głupie auto i…

Ej! Powiedział następnym razem!

- Urządzam maraton filmowy, chcesz dołączyć?- zadałam pytanie, zanim zdążyłam do końca przemyśleć  tę propozycję.
- Byłbym idiotą, gdybym odmówił.


***************************************************
Nawet sobie nie wyobrażacie, jakiego przypływu weny dostałam! Wow ;)


Wybaczcie, że rozdział dopiero teraz, ale chciałam mieć wszystkie sprawy załatwione i móc porządnie odpocząć w ferie ;)

A no właśnie, mam ferie, więc kolejny rozdzialik pojawi się jutro bądź pojutrze, jeśli chcecie ;) dajcie znać w komentarzach ;p

postaram się też coś napisać na CHANGE, ale tam z weną bardzo, bardzo krucho :(

Standardowo: CZYTAJCIE, OBSERWUJCIE, WYRAŻAJCIE SWOJE OPINIE ;)

Dziękuję za wszystko, kochani, naprawdę! DZIĘKUJĘ!!!



Jeżeli nie macie mnie jeszcze dość (bo nie macie, prawda?) i moich wypocin, to zapraszam was na moje konto na wattpad, gdzie COŚ dla was i nie tylko planuję :)


COŚ nowego:



KISSKI, LOVKI. FOREVERKI I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, BO NIE ZDĄŻYŁAM JESZCZE WAM TEGO ŻYCZYĆ //mała wariatka // @mjut007