sobota, 14 lutego 2015

Will you marry me? / walentynkowy one shot

Tytuł: Will you marry me?/ walentynkowy one shot
Autor: Mała Wariatka/ @mjut007
Ilość słów: 1324
Bohaterowie: Harry as Harry
Cassie as Barbara Palvin
Rebekah as Mila Kunis
Louis as Louis Tomlinson


14 luty, Londyn/Wielka Brytania

                   Sprawdzałem konsekwentnie, czy wszystko było idealnie przygotowane na dzisiejszą kolację. Jeszcze raz poprawiłem ułożenie talerzy i sztućców na stole, aby ponownie wygładzić ręką obrus. Westchnąłem sfrustrowany i przetarłem zmęczoną twarz ręką. Całą noc nie zmrużyłem oka nawet na minutę, zbyt zajęty rozmyślaniem, w jakie słowa ujmę to wyjątkowe pytanie.

Wyjdziesz za mnie?

Zbyt oklepane i w ogóle nie oryginalne. Odpada!

Zostaniesz Panią mego serca?

Strasznie sztywne. Odpada!

Joł, bejbe. Co powiesz na małżeństwo?

Nie, nie i nieee! Co to w ogóle jest? Dlaczego o tym pomyślałem? Odpada!

                 Cassie zasługuję na wiele więcej niż to. Cassie zasługuje na wszystko i jeszcze więcej. Pamiętam, jak poznałem ją na pierwszym roku studiów. Z upływem czasu zdałem sobie sprawę, jak szczeniacki był mój ruch, ale czyż się nie opłaciło? Znamy się z Cassie już 6 lat, więc zdecydowanie się opłaciło.

                       ‘’Kolejny już dzień przyszedłem do kawiarni Sweet Nothing, aby choć przez chwilę popodziwiać brunetkę. Cassie Blackwell była w tym miejscu kelnerką, co niesamowicie mnie cieszyło, ponieważ nie tylko podawali tu dobrą kawę i smaczne ciasta (tort toffi to moje życie, naprawdę!), ale również mogłem przyglądać się jak Cass z gracją krząta się po pomieszczeniu i z najpiękniejszym na świecie uśmiechem obsługuje kolejnych klientów- co osobiście mnie trochę drażniło, kiedy swoją całą uwagę skupiała na innych, a nie na mnie. Dziewczyna miała długie, brązowe włosy, które kręciły się lekko na końcach i duże, niebieskie oczy, który patrzyły inteligentnie na świat z pewną dozą ostrożności. Skąd to wiedziałem? Często prosiłem o dolewki lub domawiałem kolejne kawałki ciast, których nawet nie zjadłem, aby odbyć z nią krótką konwersacją (nie ważne, że pytała tylko jaki napój chcę lub jaki smak ciasta) i przyjrzeć się jej z bliska. Nie była zbyt niska czy zbyt wysoka, ale była szczupła. Była idealna.
- Nie bądź cipą, Styles. Zaproś ją gdzieś.
                              Louis kolejny raz próbował mnie namówić do zrobienia jakiegoś kroku, ale ja nie byłem co do tego pewny. Jeśli chodziło o dziewczyny, to nigdy nie miałem problemów z nieśmiałością lub z brakiem gadanego. Nigdy! Aż do czasu Cassie.
- Kogo?- spytałem głupio.
- Tą laskę, w którą się właśnie wgapiasz. W sumie to dziwię się, że jeszcze nie wyrzucili stąd za stalking.- Tommo próbował zażartować, ale posłałem mu jedynie mrożące spojrzenie i wróciłem wzrokiem do Cassie.
- Nie mam u niej szans- westchnąłem i bezradnie opadłem na oparcie krzesła.
- Faktycznie, nie masz- Lou zamyślił się przez chwilę, po czym uśmiechnął się cwaniacko.- Ja pewnie mam, poczekaj, sprawdzę.
                     Ledwo co wstał, a już zdążyłem pociągnąć go z powrotem na krzesło. Mój przyjaciel zaczął się śmiać.
- Nawet, kurwa, nie próbuj.- warknąłem w jego stronę, poprawiając swoje włosy. Wstałem z miejsca i skierowałem się w stronę lady, za którą Cassie stała z lekkim uśmiechem.
- Coś mogę podać?- zapytała, a ja wytarłem swoje mocno spocone ręce o dżinsy.
-Tak, nie, nie wiem- wypowiedziałem z prędkością światła, po czym usłyszałem jej śmiech.
- Może w czymś doradzę?
- Myślę, że mogłabyś- uśmiechnąłem się czarująco w jej stronę- miałem zamiar wybrać się do kina na ten nowy film i zastanawiałem się, czy mi go polecasz czy odradzasz.
- Szczerze, to jeszcze go nie widziałam.- odpowiedziała dokładnie to, co chciałem usłyszeć.
- To w sumie świetnie się składa. Potrzebuję twój numer telefonu i wpadnę po ciebie w piątek o ósmej.- puściłem jej oczko i nie czekając, aż zdąży odmówić lub spławić mnie, odszedłem w do stolika, przy którym siedział Louis z szerokim uśmiechem.’’


- Harry, wróciłam!- usłyszałem krzyk Cass z korytarza i oczami wyobraźni widziałem, jak stoi w pięknej, białej sukni na ślubnym kobiercu.
- Jestem w salonie!- odkrzyknąłem, klepiąc się po kieszeni, aby sprawdzić, czy pierścionek nadal tam jest. Jest.
- Co tak ładnie pa…- urwała, gdy zobaczyła przystrojony elegancko stół i pokój wypełniony prawie w całości bukietami w czerwonym róż.
- Zrobiłem dla nas kolację- potarłem nerwowo kark, gdy widziałem jej minę. Nie była zadowolona.  
- Przecież ustaliliśmy, że nie obchodzimy takich świąt jak Walentynki.- powiedziała z wyrzutem. Już miałem jej odpowiedzieć, że to ONA ustaliła tę zasadę, nie MY.
- Jesteś głodna?- pokiwała niepewnie głową i usiadła, gdy uprzednio odsunąłem dla niej krzesła jak na gentelmana przystało.
                     Cała kolacja minęła w niezręcznie ciszy, przerywanej jedynie moimi pytaniami i zdawkowymi odpowiedziami Cassie. Atmosfera wręcz mnie przygniatała, tak jak moje nerwy zresztą. Nie czekając dłużej klęknąłem na jedną kolano przed dziewczyną i wyjąłem z kieszeni marynarki czerwone pudełeczko i otworzyłem je. Oczy mojej towarzyszki podwoiły swoje rozmiary.
- Cassie- zacząłem, odchrząkując.- Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i…
- Nie kończ!- gwałtownie wstała, przez co zdezorientowałem się jeszcze bardziej.
- Cassie, o co chodzi?- spytałem z troską.
- O co chodzi? O co chodzi?!?- wrzasnęła, wyrzucając ręce w górę.- Co ty właściwie wyrabiasz? Nie tak się umawialiśmy. Miało być niezobowiązująco i szalenie, a tak nie jest. Nie możemy tego zrobić- wskazała na pierścionek, a ja z każdym jej słowem czułem przeraźliwy ucisk w klatce piersiowej.
- Cassie…
- Nie Cassie’uj mi tu, do cholery!- zagroziła mi palcem i odwróciła się na pięcie, znikając za drzwiami od sypialni. Szybkim krokiem poszedłem za nią, aby zobaczyć, jak wrzuca swoje rzeczy do walizki.
- Co ty, do kurwy, wyprawiasz?- wściekłem się.
- Pakuję się i wyprowadzam. Już jutro mnie nie zobaczysz.
- No i, kurwa, świetnie!- wrzasnąłem, tłukąc ramkę ze zdjęciem moim i Cassie na kolejce górskiej.- Znikaj z mojego życia jak najszybciej!- tym razem zrzuciłem z komody wszystkie ramki ze zdjęciami i wyszedłem z sypialni. Z barku w salonie wyciągnąłem butelkę jakiegoś alkoholu, w tym momencie nie było dla mnie ważne nawet jakiego. Zarzuciłem na siebie kurtkę i wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami.

                     Po drodze do sklepu monopolowego zdążyłem już opróżnić całą butelkę i nadal było mi mało. Chcę więcej, o wiele więcej.
-Chcę coś wysokoprocentowego. Dużo- rzuciłem szorstko do sprzedawcy.
- Nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy, przepraszam- powiedział, oceniając mnie swoim znudzonym wzrokiem, a we mnie aż się zagotowało.
- Nie jestem pijany, tylko jestem aktorem.
- Jest pan kim?- zapytał ogłupiały sprzedawca.
- Jestem aktorem i muszę poćwiczyć do nowej sztuki, więc niech mi pan da butelkę czegoś mocnego, ja wrócę do swoich obowiązków, a pan do oglądanie pornosów pod ladą na swojej komórce, dobrze?- zapytałem przesłodzonym tonem i z satysfakcją patrzyłem, jak sprzedawca szybko stawia na ladzie butelki z alkoholem. Rzuciłem mu pieniądze na ladę i wyszedłem ze sklepu, wcześniej oznajmiając, że reszty nie trzeba.

                  Wędrowałem spokojnym krokiem w stronę parku, aby usiąść na ławce, upić się do nieprzytomności i zostać rano złapanym przez straż miejska. Plan idealny! I pewnie by wypalił, gdybym nie usłyszał cichego łkania. Podszedłem do skulanej na ławce postaci, która lekko się trzęsła, a ja nie do końca byłem pewien, czy to od płaczu czy od zimna.
-Przepraszam?- zapytałem trochę niewyraźnie- czy coś się stało.
- Po co pan pyta i tak to nikogo nie obchodzi, ja nikogo nie obchodzę!- kobieta znów zaniosła się płaczem, a ja niezręcznie kiwałem się, stojąc obok ławki, na której ona siedziała.
- Czasami dobrze jest się wygadać przed nieznajomym- wzruszyłem ramionami, choć ona i tak tego nie mogła zobaczyć/
- Jest pan gwałcicielem, czy coś?- zapytała już spokojniej, a na moją twarz wpełzł leniwy uśmieszek.
- Sam tego jeszcze nie wiem- odpowiedziałem i usłyszałem w zamian jej śmiech. Odsłoniła swoją twarz, a ja ujrzałem, jak piękna była. Ciemno brązowe włosy, brązowe, wielkie oczy i najcudowniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem. I choć makijaż miała całkiem rozmazany, to kompletnie mnie to nie obchodziło. Ściągnąłem z siebie kurtkę i zarzuciłem na jej ramiona.
- Dziś dowiedziałam się, że mój chłopak będzie miał dziecko z moją najlepszą przyjaciółką. No, teraz już byłą najlepszą przyjaciółką.- przyjrzałem się jej uważnie, po czym podałem jej jedną z butelek z alkoholem.
- Tobie też się przyda. A tak w ogóle to jestem Harry.
- Rebekah.

Może te walentynki nie będę takie złe?

***************************************************
 Miałam pisać kolejny rozdział, a wyszło to :)

Jak wam sie podoba? Piszcie, proszę, ponieważ to mój pierwszy one shot i chcę się dowiedzieć, czy ma być ostatni czy nie ;)

Kocham was, świat jest pełny miłości, yolo i wgl <3

ps. wiecie, ze zostało jakieś 7 rozdziałów na only human i koniec? :'(

Ps, szczęśliwych walentynek, choć spóźniłam się z życzeniami jakieś 15 minut, ja zawsze się spóźniam, więc...

Dobranoc, bo już bredzę :*

Kocham was!/ Mała Wariatka