niedziela, 25 maja 2014

Chapter Twenty Eight

,, Czasami potrzeba odpowiedniego światła, aby przeczytać to, co nie zapisane ‘’
                  Wiecie co jest piękne w życiu? Niespodzianki. I te chwile niezaplanowane, te których w ogóle się nie spodziewamy, a mimo to cieszymy się z nich. Ludzie nie lubią monotonii. Potrzebują odskoczni, lekkiego dreszczyku emocji i kilku niespodziewanych zdarzeń. Moją tezę można porównać do filmu: nie lubimy oglądać czegoś przewidywalnego, nużącego. Potrzebujemy czuć się zaskoczeni lub kogoś zaskakiwać. Upodobania ludzkie są naprawdę różne, a co za tym idzie; nieprzewidywalne i niebanalne.
               Po kilkugodzinnej jeździe wreszcie dotarliśmy na miejsce. W naszym busie brakowało już świeżego powietrza i coraz trudniej się oddychało. Złapałam za klamkę i chciałam otworzyć drzwi, ale przeszkodził mi Liam. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Najpierw ustalmy zasady- zarządził Payne.
- Zaczyna się robić coraz ciekawiej- sarknął Malik, rozpychając się na siedzeniu za mną, przez co czułam wyraźnie każdy jego ruch.
- Przestaniesz się wiercić?- warknęłam w jego stronę.
- Cokolwiek księżniczka rozkaże- na jego twarzy zawitał łobuzerski uśmiech.
- I właśnie o to chodzi- Liam zaczął machać rękami- zachowujecie się gorzej niż małe dzieci, nie potraficie ze sobą nawet normalnie porozmawiać.
- A o czym mamy niby rozmawiać? O Pogodzie?- zaśmiałam się ironicznie.
- O czymkolwiek.- Payne potarł swoje skronie.
- Niech obiecają!- wykrzyknął uradowany ze swojego pomysłu Lou.
- Będę grzeczna, słowo harcerza- przyłożyłam prawą dłoń do piersi i uniosłam kąciki ust, tworząc w ten sposób uśmiech.
- Nigdy nie byłaś harcerzem- wtrącił się Harry.
- Ale zawsze chciałam być- wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Zgoda- Zayn wystawił rękę, ówcześnie na nią plując. Skrzywiłam się obrzydzona.- Teraz ty.
- Popierdoliło cię- stwierdziłam, ale dałam za wygraną. Naplułam na swoją dłoń i uścisnęłam dłoń chłopaka. Wyszliśmy na zewnątrz i dopiero, gdy odetchnęłam świeżym powietrzem, zaczęłam wycierać dłoń o swoje spodenki.
- Daj spokój- Malik stanął za mną- to tak, jakbyśmy się całowali- wyszeptał mi do ucha, przygryzając jego płatek. Poczułam przyjemne mrowienie w całym moim ciele i oblizałam swoje usta. Potrząsnęłam swoją głową, jakby chcąc wyrzucić z niej swoje myśli.
                  Zrobiłam kilka kroków do przodu i rozejrzałam się po otoczeniu. Niewielkich rozmiarów dom, który był wykonany z jasnego drewna, stał w centralnym punkcie ogrodu. Z jednej jego strony było jezioro z pomostem, a z drugiej stała również drewniana altana z miejscem na ognisko. Można było również dostrzec kolorowe kwiaty i huśtawkę.
- Ładnie tu- mruknęłam, podnosząc swoją walizkę i wchodząc po drewnianych schodkach do środka. Dostałam pokój za górze, w którym znajdowały się dwa łóżka. Postawiłam walizkę w kącie i rzuciłam się na łóżko. Przymknęłam powieki i odetchnęłam głęboko.

- Witam moją współlokatorkę- otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie.
- Alex!- krzyknęłam uradowana, zerwałam się na równe nogi i przytuliłam blondynkę.- Co ty tu robisz?
- Dostałam zaproszenie od takiego Irlandczyka i skorzystałam- wzruszyła nieznacznie ramionami.
- Przekupiłem ją żelkami- wtrącił Niall, wnosząc bagaż Xixi po pomieszczenia. Zaśmiałam się pod nosem.
- A ja musiałam to taszczyć sama- zrobiłam smutną minkę i wskazałam na swoje walizki.

***

                    Siedziałam na huśtawce wyłożonej miękkimi poduchami i czytałam książkę. Słońce schowało się już za chmurami, co spowodowało nieprzyjemne uczucie chłodu. Okryłam się więc szczelniej bluzą, podciągając nogi bliżej siebie.
- Niech zgadnę; dziewczyna jest zakochana w dwóch chłopakach i nie wie, którego wybrać?- obok mnie przysiadł Harry, zerkając na okładką książki.
- Coś w tym sensie- mruknęłam w odpowiedzi, przewracając kartkę.
- Przecież to nic oryginalnego- loczek wywrócił oczami- oni się kochają, co według mnie jest wręcz banalne, potem żyją razem długo i szczęśliwie.
- Nie wszystko kończy się happy endem- wtrąciłam, zamykając książkę i odkładając ją.
- Masz rację, ale przeważnie tak jest. Czy to w ogóle ma jakieś powiązanie z realnością?- zmarszczył brwi, w wyniku czego na jego czole pojawiło się kilka zmarszczek.
- Myślę, że więcej niż zdajemy sobie z tego sprawę.
- Chodź- Styles wstał i wyciągnął w moją stronę rękę. Chwilę się wahałam, ale w końcu ją złapałam i wolnym krokiem zaczęliśmy się oddalać od domu.
- Gdzie idziemy?- zapytałam ciekawa. Przechodziliśmy przez polną drogę, aby wejść na łąkę i kierować się w stronę lasu.
- Chcę ci coś pokazać- odpowiedział z tajemniczym błyskiem w oku. – Co widzisz?
- Drzewa?- na te słowa brunet się zaśmiał.
- Zbyt ogólnie. Musisz zacząć dostrzegać szczegóły. – zrobiłam zdezorientowaną minę.- popatrz w dół. Widzisz mech, prawda?- pokiwałam twierdząco głową- A ja widzę dom dla wielu robaczków. Z czego się cieszysz?
- Z ciebie- wzruszyłam ramionami, unosząc wyżej kąciki swoich ust- i z tego, że się zmieniłeś. I zmądrzałeś- dałam mu kuksańca w bok. 
- Zawsze byłem bardzo mądry.- wypiął dumnie pierś.
- I zawsze chętny do pomocy- parsknęłam śmiechem- Pamiętasz, jak chciałeś tej staruszce pomóc przejść przez pasy, a ona zaczęła okładać cię torbą i wyzywać od zboczeńców?- zgięłam się wpół, trzymając za brzuch, który już bolał mnie od śmiechu.
- Nie przypominaj- burknął Hazz.
                      Wyszliśmy z lasu i od razu w oczy rzucił mi się widok spokojnie płynącej rzeki. Podbiegłam bliżej i spojrzałam w dół. Poczułam duże dłonie loczka na moich biodrach, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz czułam się lepiej, bezpieczniej. Jedną ręką popchał mnie do przodu, a drugą po chwili pociągnął w tył, aby nie wpadła do wody. Wstrzymałam oddech przestraszona i spojrzałam w niego gniewnie.
- Zwariowałeś?- krzyknęłam, wyrzucając ręce w górę. Cofnęłam się, odwracając do niego przodem i zaciskając pięści, zaczęłam uderzać nimi w klatkę piersiową chłopaka. – Nie śmiej się ze mnie!
- Nic nie poradzę, że wyglądasz tak zabawnie.- powiedział pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu.- Gdybyś widziała swoją minę.
- Wystraszyłam się- zadarłam głowę do góry, krzyżując ręce pod piersiami.
- Przecież wiesz, że nie mógłbym zrobić ci krzywdy- w jednej chwili stał się poważny i stanął naprzeciw mnie. Podniósł rękę do góry i dłonią zaczął delikatnie przesuwać po moim policzku- nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić, obiecuję.- przymknęłam lekko powieki, ciesząc się mentalnie bliskością Harry’ego oraz jego słowami.
- Kiedyś obiecałeś mnie nie zostawiać- wypowiedziałam lekko drżącym głosem. Odchrząknęłam nieznacznie, wpatrując się w zamyśloną twarz Hazzy. Miał zaciśnięte wargi w wąską linię, wpatrywał się w wyznaczony punkt za mną i widać było, że głęboko nad czymś myślał.
- Obiecałaś, że nie będziesz tego więcej robić- podniósł mój nadgarstek i zdjął z niego wszystkie bransoletki, odrzucając je za siebie. Wyrwałam mu się i przymrużyłam oczy.
- Obiecałeś, że będziesz dzwonił- krzyknęłam.
- Dzwoniłem. Wiele razy- również krzyknął.
- Szkoda, że tak szybko się poddałeś- westchnęłam sfrustrowana.
- Poddałem? Usunąłem się w cień dla twojego dobra. Kiedy dowiedziałem się, że zostałaś adoptowana to…
- Zostałam co? Nikt mnie nigdy nie chciał, Harry- powiedziałam już cicho, spuszczając wzrok na swoje trampki.
- Bo wszyscy to idioci. Ale nie rozumiem- potarł swój kark w nerwowym geście- przecież wiem, co usłyszałem.
- Cokolwiek, zapomnijmy.- mruknęłam pogrążona we własnych myślach.
- Wracajmy już.- splótł nasze dłonie razem.
***
                   Dni mijały nam głównie na leniuchowaniu, lecz nie zabrakło pływania, oglądania kolejnych filmów i nagrywania różnych filmików, które chłopcy udostępniali dla swoich fanów.
- Nie jesteś żadnym Batmanem ani innym super bohaterem.- Alex pokręciła głową z dezaprobatą, a ja podśmiewywałam się z ich rozmowy.
- A widziałaś kiedyś mnie i Batmana w jednym pokoju?- Payne uniósł pytająco jedną brew, a ja już nie wytrzymałam i parsknęłam głośno śmiechem. – No właśnie- odparł z poważną miną Liam.



- Co jest z nim nie tak?- szepnęła do mnie Xixi, a ja ponownie zaczęłam się śmiać.
- Zgadnijcie co jest jutro?- do salonu wpadł entuzjastycznym krokiem Horan.
- Środa- Odpowiedział Louis, przez co został zgromiony wzrokiem przez blondyna.
- Głupi jesteś- westchnął zrezygnowany Niall.
- To co czwartek?- zapytał Tomlinson- Ja już się zgubiłem- machnął ręką, wychodząc do kuchni.
- Jutro jest festiwal jedzenia, rozumiecie to?- oczy Irlandczyka zaczęły się świecić jak u dziecka, które rozpakowuje swój prezent na Boże Narodzenie.
- No to jedziemy- klasnęła w ręce Alex.- Gdzie to jest?
- Trzy miasteczka dalej. Li?

- Dobry pomysł- odparł po chwili zastanowienia Payne.
************************************************************
Mam nadzieję, że wam się spodobał ;)
Dziękuje za komentarze, wejścia, obserwatorów xD
Uwielbiam was! // Mała Wariatka// @mjut007


Do następnego! :*

poniedziałek, 19 maja 2014

Chapter Twenty Seven

Jeśli szanujesz moją pracę i czas przeznaczony na napisanie nowego rozdziału, to skomentuj ;) 
Zapraszam na kolejny: 

Jeśli chcesz drugą część opowiadania, to zagłosuj w ankiecie obok ;)
<--------------
<--------------
<--------------
<--------------
<--------------

,, Niektóre obietnice są jak sława- blakną z czasem ‘’
                Czasami kobiety oczekują zbyt wiele od życia. Czekają w nieskończoność na swojego księcia, który przyjedzie na białym koniu, wyzna im miłość, zabierze do swojego zamku i będą razem żyć długo i szczęśliwie z gromadką dzieci. GÓWNO PRAWDA! Musimy pogodzić się z prawdą, że żyjemy w XXI wieku, gdzie zamiast książąt są aroganccy ‘’mężczyźni’’ albo chłopaki, którzy ze swoim rozwojem zatrzymali się na etapie pięciolatka. Zamiast na cudownym rumaku jeżdżą oni w samochodach, na które najprawdopodobniej pobrali kredyty. Może i będziecie mieszkać razem, ale bez kłótni się nie obędzie, a dzieci to będą rozwydrzone bachory, a ponadto nie uda ci się powrócić do sylwetki sprzed ciąży. Czy o to właśnie w życiu chodzi? Nie. Przecież każda z nas doskonale wie, że szanse na spotkanie ‘’tego jedynego’’ są jak 100000000000000000000000 do 1, ale uparcie w to wierzymy. Ludzie ogólnie bardzo chcą w coś wierzyć. Bo niby skąd te wszystkie mity o herosach i bogach z starożytnej Grecji? Albo te wszystkie plotki, które rozprzestrzeniają się z szybkością wiatru?
                  Była połowa czerwca, co oznacza, że ludzie już dawno porzucili swoje kożuchy i zaczęli wychodzić z domów ubrani adekwatnie do pogody. Narzuciłam na plecy luźny kardigan i naciągnęłam jego rękawy, aby zakryć dokładnie swoje nadgarstki. Mimo, iż rany niemal całkiem się zagoiły, wolę nie pokazać tego światu. Na samą myśl, że byłabym na większości okładek, ogromnie przeraża. Za to z drugiej strony jestem ciekawa, co by napisali. Z zasady lubią słuchać plotek i kłamstw, gdy znam prawdę. Moje życie powoli się ustabilizowało, nawet wyjaśniłam sobie większość z Simonem.  
,, - Chciał Pan ze mną porozmawiać- odezwałam się formalnym tonem, siadając na kanapie w jego biurze. Założyłam nogę na nogę i położyłam dłonie na kolanach.
- To prywatna rozmowa, nie potrzeba nam oficjalnego zachowania, nieprawdaż?
- Ależ oczywiście- odpowiedziałam, zagryzając wnętrze policzka.
- Jesteś moją córką, prawda?- spytał trochę nieśmiało, spuszczając przy tym głowę. Denerwował się nie mniej niż ja. Myślałam, że dłużej będziemy bawić się w głupie podchody.
- Tak.
- I wiedziałaś od początku- bardziej stwierdził, niż zapytał. Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam bawić się rąbkiem swojej kurtki.
- Chciałaś być sławna?- zaskoczył mnie tym pytaniem
- Słucham?- zmarszczyłam brwi w zdziwieniu.
- Przyleciałaś do Londynu, żeby być sławna, czy żeby mnie poznać?- zaśmiałam się pod nosem, a na moją twarz wstąpił ironiczny uśmieszek.
-A jak Pan myślisz?- zadałam pytanie, przechylając głowę na prawą stronę. Nie odpowiedział.
- Nie oczekuję od ciebie, że będziesz mówiła do mnie ‘’tato’’, ale dajmy sobie spokój z tym Panem.- ledwo dostrzegalnie kiwnęłam głową i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy. Nie obchodziły mnie umeblowanie, kolory na ścianach, czy cokolwiek innego; potrzebowałam podziać gdzieś swój wzrok, uciec wzrokiem.
Odważnie- zakpiłam w myślach.
- To były ciężkie miesiące dla wszystkich- zaczął.
- Do czego zmierzasz?- zagryzłam dolną wargę.
- Potrzebujecie odpoczynku; ty i chłopaki, dlatego wyjedziecie na tydzień poza Londyn, pomieszkacie w domkach nad jeziorem, a potem macie dwa miesiące wolnego. Co ty na to?
- Uważam, że to dobry pomysł- uśmiechnęłam się lekko.
- Wiec pakuj się, jutro wieczorem wyjeżdżacie.- mruknęłam cos jako odpowiedź i skierowałam się w stronę drzwi.- Masz oczy jak matka- usłyszałam i zastygłam w bezruchu.- Bardzo ją kochałem- obróciłam się i zobaczyłam zaczerwienione oczy mężczyzny. Serce mi się ścisnęło na ten widok. Bez zastanowienia zawróciłam i objęłam go ramionami. Na samym początku jego ciało się spięło, ale potem odwzajemnił uścisk.
- Ona też nas kochała ‘’
***
                     Próbowałam zapiąć ostatnią walizkę, ale z marnym skutkiem. Siłowałam się z zamkiem, szarpałam go i omal nie wyrwałam.
- Kurwa!- westchnęłam zirytowana i przeczesałam palcami włosy.
- Pomóc?- usłyszałam stłumiony śmiech Liama.
- Bardzo zabawne- splotłam dłonie na klatce piersiowej.
- Usiądź na walizce- poinstruował mnie chłopak, więc wykonałam jego polecenia. Wgramoliłam się na łóżko i posadziłam tyłek na szarej walizce. – Gotowe- Payne wydawał się być zadowolonym.- wystarczyła tylko trochę ciężaru i…
- Sugerujesz, że jestem gruba?- podniosłam pytająco lewą brew i parsknęłam śmiechem na widok jego zmieszanej miny.
- Ja bym powiedział, że zaokrąglona w odpowiednich miejscach- do mojej sypialni wszedł Harry, puszczając mi przy tym oczko.
- Oh! Bo się zarumienię- zironizowałam, wachlując się teatralnie.
- Twój chłoptaś czeka na dole- oznajmił jeszcze Styles i zabrał moją walizkę na dół. Czyli kto przyszedł? Zbiegłam po schodach i zobaczyłam Chrisa, który opierał się nonszalancko o framugę drzwi.
- Cześć piękna- przywitał się szerokim uśmiechem i zaczął mną okręcać. Co oni dzisiaj tak komplementują?- przemknęło mi przez myśl.
- Siema kłamco- pokazałam mu język- gdzie zgubiłeś siostrę?
- Mówiłem ci już, że jestem jedynakiem- przewróciłam oczami na jego odpowiedź.- A tak na serio, to przesyła co przeprosiny, ale nie dała rady przyjechać.

- Głodna jestem- szepnęłam pod nosem sama do siebie. Poszłam do kuchni i wyciągnęłam z szafki płatki. Do miseczki wsypałam trochę czekoladowych kuleczek i zalałam je zimnym mlekiem.
- Mi to nie zrobiłaś- powiedział urażonym głosem Christopher i stanął za mną, opierając głowę na moim ramieniu.
- Mogę się z tobą podzielić- oznajmiłam, wzruszając ramionami.
- Jakie to urocze. Mogę już rzygać?- twarz Zayna wykrzywiła się w grymasie. Zacisnęłam zęby, ale po rozluźniłam mięśnie szczęki, a na twarz wstąpił mi arogancki uśmiech.

- Nie mów, że jesteś zazdrosny, Malik- wycedziłam z obojętnością.
- Pomarzyć sobie możesz, księżniczko. Uspokoiłabyś hormony, nie chcę mieć pod swoim dachem twojego dziecka- warknął, skubiąc zębami dolną wargę.
- Obiecuję ci, że jak zajdę w ciąże, wyprowadzę się stąd, zanim dowiesz się o szczęśliwej nowinie- zacisnęłam dłonie w pięści i wysyczałam w łatwo dosłyszalnym jadem.
- Zostawić was na chwilę nie można- westchnął zrezygnowany Louis.
- Ty po prostu trzymaj od niej łapy z daleka, a wszystkim to wyjdzie na dobre- rzucił oschle do Chrisa i zabierając paczkę papierosów, wyszedł z domu. Mój przyjaciel zaczął się śmiać, a ja po chwili do niego dołączyłam, wzrokiem błądząc po zdezorientowanych twarzach zgromadzonych w kuchni.
- Czy tylko ja nie wiem o co chodzi?- Lou podrapał się po karku.
- Nie wiem co on sobie o nas pomyślał, ale my nie…- przerwał ponownie się śmiejąc- ja nie gustuje…- ponownie wybuchł śmiechem. Dopiero, gdy się uspokoił, dokończył- nie lubię dziewczyn w ten sposób, bo jestem gejem- włożył swoje ręce do kieszeni jeansów. Louis, Harry i Liam stali całkowicie oniemiali z rozwartymi w wrażenie buziami.
- Poza tym Chris ma już chłopaka- powiedziałam z ogromnym uśmiechem.- To co, jedziemy? Gdzie Niall?
- Przyjedzie osobnym autem.- odpowiedział mi Hazza, wzruszając przy tym ramionami.
- Aż tyle jedzenia potrzebuje?
***
               Wpakowałam ostatnią torbę do bagażnika i zamknęłam go. Odwróciłam się na piecie i poprawiłam swoją koszulę. Dzisiaj pogoda wręcz nas rozpieszczała swoim ciepłem. Miałam na sobie zieloną koszulę w kratę, jeansowe spodenki i czarne trampki przed kostkę. Włosy związałam w kucyka na czubku głowy, aby było mi wygodniej.
- No to jak się czujesz Simon, jako tatusiek?- zażartował Tomlinson, za co dostał teczką w ramię.
- Bez obrazy, ale jesteś kiepskim ojcem- oznajmił poważnym tonem Harry- Puszczasz swoją córkę z piątką mężczyzn daleko od cywilizacji, a w dodatku w takim stroju i z takimi nogami?
- Masz rację- Cowell podrapał się w brodę- nigdzie nie jedziecie!
- Ha ha ha! Bardzo śmieszne- mruknęłam, teatralnie przewracając oczami- Wsiądźcie, ja zaraz do was dołączę.
- Streszczaj się, księżniczko- Malik i ten jego oschły ton doprowadzają mnie do szału, ale dziwne jest to, że lubię ten szał. Lubię się z nim sprzeczać, kłócić i wyzywać. Co jest ze mną nie tak? Skąd tyle nienawiści we mnie?
- Nie chcę zmieniać menadżera, ani nic z tych rzeczy- powiedziałam pewnie, poprawiając swoje włosy- Zostaje w Londynie!
- Zastanów się nad tym jeszcze. Nowy Jork, nowe możliwości. Wykorzystaj swoje pięć minut sławy.- próbował mnie przekonać.
- Nie potrzebuję tego.

- Powiem im, że się jeszcze zastanawiasz.- odparł Simon, a ja wsiadłam do busa i wyruszyliśmy w drogę.

**********************************************************
Wiem, miało mnie nie być, ale jestem ;) Najprawdopodobniej dodaje ten rozdział, siedząc w autobusie, ale dodaje xD Przede mną 10 dniowa zielona szkoła ;)

Ale spokojnie, spokojnie. Jeśli się postaracie i będziecie licznie komentować( jest 106 obserwatorów, za co dziękuje, kocham was!) a komentuje tylko garstka, i to dużo anonimów to dodam nowy, bo mam już napisany i zapisany. Wystarczy tylko wcisnąć ''opublikuj''. Dziękuje za internet w telefonie ;) jeeej 

Nie chcę wybrzydzać, ale to chyba nic wielkiego napisać choć jedno słowo, prawda? Albo buźkę '';)'' albo '';('' w zależności czy się wam podobało?
Pewnie pomyślicie, ze mam straszny ból dupy i wgl, ale czasami brak mi motywacji i chcę zostawić to wszystko w cholerę, zawiesić, skasować i odejść z blogspota( tak, wiem. strasznie się zale lol ) ale moja madzia powstrzymuje mnie do tego i karze pisać nowy rozdział. 
Tak więc: duuużo komentarzy= szybciutko kolejny rozdział. 


Aj Lof ju Soł Macz- szpan na perfekcyjny angielski (?!?)  // Mała Wariatka// @mjut007



niedziela, 11 maja 2014

Chapter Twenty Six


Zagłosuj w ankiecie po drugiej stronie ;) Każda opinia się liczy xD

Małe podziękowanie na dole :)
,, Kto nie ma odwagi do marzeń, nie będzie miał siły do walki ‘’
               Nikt nie lubi, gdy inni ludzie za bardzo interesują się ich życiem, prawda? Pragną prywatności, choć nie w każdym przypadku te pragnienia się ziszczą. Wyobraźmy sobie na przykład, że chcemy mieć chwilę spokoju tylko dla siebie, pomyśleć, podumać w chmurach, ale nie możemy, bo inni nie odstępują nas na krok. Na dłuższą metę robi się to męczące, a co najgorsze; irytujące.
                Niektóre rady od mojej menadżerki są śmieszne. Na przykład teraz siedziałam sobie w kawiarni z Jennifer, a musiałam zrobić choć jedno zdjęcie i wstawić je na swój profil na Instagramie. Dodałam jeszcze kilka hashtagów i gotowe. Najbardziej śmieszyło mnie, że ludzie lajkują to jakby było czymś wyjątkowym, a nie zwykłym kawałkiem ciasta.
- Widziałam nowy teledysk- Jenn zaczęła rozmowę- jest naprawdę dobry. Piosenka też.
- Dzięki- odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech.- Jak po remoncie?
- Jeszcze nie do końca się przyzwyczaiłam, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.- wzięła łyk swojej herbaty.
- Cieszę się.- wsadziłam włosy za ucho.
- Przepraszam- usłyszałam, więc odwróciłam głowę w lewą stronę- możemy prosić o autograf?- zapytała jedna dziewczyna w imieniu swoim i koleżanek. Wstałam z miejsca i zrobiłam z każdą sobie zdjęcie, ponadto podpisując im się na kartkach. Robiłam to z wielkim uśmiechem, a szczęście, że ktoś docenia moją pracę, roznosiło mnie od środka.
               Razem z Jennifer postanowiliśmy wrócić do domu, gdy wieść, że jestem akurat w kawiarni się rozeszła i z każdą chwilą przybywało coraz więcej osób. To niesamowite! Aktualnie przeglądałam najnowszy magazyn modowy, w którym to moja ciotka projektuje ubrania do sesji.
- Ta kiecka jest genialna!- wskazałam palcem na zdjęcie.
- Jedna z moich najlepszych stylizacji- odpowiedziała kobieta, uśmiechając się promiennie.- A gdzie masz współlokatorów?
- Masz kogoś konkretnego na myśli?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, podnosząc jedną brew ku górze. Obserwowałam, jak rumieniec pojawia się na twarzy brunetki i uśmiechnęłam się triumfalnie. Chciałam coś dodać, ale właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. – Są na wywiadzie.- rzuciłam tylko z korytarza.
             Pociągnęłam za klamkę w dół, a wtedy drzwi ustąpiły, więc rozszerzyłam je szerzej. Po drugiej stronie zobaczyłam Sam i Simona.
- Zgadnij kogo kawałek jest jednym z najlepiej sprzedających się?- zadała pytanie moja menadżerka z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Rihanny? – odparłam, marszcząc brwi.
- Twoja głuptasie- Sam popatrzyła na mnie z dezaprobatą i weszła do środka, czochrając moje włosy. Poprawiłam je szybko rękami i dopiero gdy Simon przekroczył próg, przypomniałam sobie, kto czeka na mnie w salonie.
- Coś się stało?- zapytałam nerwowo, kiedy szliśmy w stronę salonu. Niemal czułam strużki potu spływające po mnie. Zdziwiłam się, kiedy nie zastałam nikogo na kanapie, ani w kuchni.
- Pewna amerykańska firma muzyczna chciałaby nawiązać z tobą współprace. – zaczął temat mój ojciec formalnym głosem.
- Super- skomentowałam niemrawo.
- Jeśli warunki będą nam odpowiadały już we wrześniu będziesz mogła wyjechać. Zobaczymy jeszcze czy…- nie dokończył, bo gwałtownie mu przerwałam.
- Jak to wyjechać?- zagryzłam wewnętrzną stronę policzka.
- Jest ktoś u ciebie?- nie odpowiedział na moje pytania. Po chwili oboje, a raczej we trójkę zauważyliśmy Jenn schodzącą po schodach z pogodną miną, ale kiedy zobaczyła mężczyznę stojącego obok mnie, znieruchomiała, a jej twarz bardzo zbladła.
- Jenny Hill- Sam otworzyła szeroko oczy i podeszła do mojej ciotki, witając się z nią entuzjastycznie. Jedno mnie zastanawia; dlaczego nawała ją Jenny Hill? Czyżbym się dała nabrać na Jennifer West?
- O co tu ,do cholery, chodzi?- spytał już mocno zdezorientowany całą sytuację Cowell. Wcale mu się nie dziwiłam, ja sama chciałabym wiedzieć.
- Jak to co?- wzruszyła ramionami moja menadżerka- to jest Jennifer, jedna z moich ulubionych projektantek. A Jenny Hill to jej pseudonim.
- Możemy załatwić nasze sprawy kiedy indziej?- rzucił pytanie mężczyzna, a następnie pożegnaliśmy się z Sam i we trójkę staliśmy w mocno krepującej ciszy.- Kiedy wróciłaś?- to pytanie skierowane było do siostry mojej matki.
- Jakiś czas temu- odpowiedziała wymijająco Jenn, podchodząc do kanapy i siadając na niej. Atmosfera wokół nas była tak gęsta, że spokojnie można było ją kroić nożem.
- Victoria idź na górę- nie zwracam uwagi na rozkazujący ton, mimo to wstaję. Gdyby nie to, że mam ochotę stąd zniknąć jak najszybciej, odburknęłabym coś, że nie można mi rozkazywać. Jednak w tej sytuacji wzięłam głęboki wdech i chciałam pośpieszyć jak najdalej od tego miejsca i od ludzi w nim się znajdujących.
- Niech zostanie- w ciszy rozbrzmiał głos Jennifer.- Ta sprawa również jej dotyczy.
- A co ona ma z tym wspólnego?- zdziwił się Simon.
- Więcej niż ci się zdaje- wyjaśnia tajemniczo kobieta, wygodniej usadzając się na sofie. Kilka minut siedzieliśmy w kompletnej ciszy, w której ja wsłuchiwałam się w cykanie zegara.
- Co u Jess?- pyta nieśmiało mężczyzna, ale z łatwością można dosłyszeć drżenie jego głosu. Spuszcza głowę w dół i bawi się nerwowo swoimi palcami.
- Też chciałabym wiedzieć.
- Wyjechała?- widać, że ten temat jest drażliwy dla wszystkich.
- Inaczej nazwałabym jej znikniecie- odpowiada moja ciocia, a ja dostrzegłam, jak oczy jej się świecą od nadmiaru nagromadzonych w nich łez.
- Ona nie żyje- po raz pierwszy od dłuższego czasu się odezwałam. Błądziłam wzrokiem po twarzach osób, będących obok mnie. Simon zakrywa twarz dłońmi, ale to nie powstrzymało mnie, żeby zobaczyć kilka leż spływających po jego policzkach. Jennifer też nie wytrzymała i uroniła kilka łez. Jedynie ja siedziałam, nie ukazując jakiejkolwiek emocji, choć w środku mnie odbywała się prawdziwa wojna. Może nadszedł czas, aby przyznać się kogo jestem córką? Ale co ja powiem? ‘Cześć, jesteś moim ojcem, a ja cięłam się i cię nienawidziłam, bo mam problemy psychiczne’? Niezbyt optymistycznie to brzmi.
- Od kiedy?- udało się wychlipieć mężczyźnie.
- Ponad 18 lat- odpowiadam, przeczesując dłonią włosy, mocniej ciągnąc za ich końcówki. To ból pozwala mi się opanować i trzymać emocje na wodzy.
- Ile masz lat?- skierował to pytanie do mnie. Jego oczy dokładnie skanowały każdy mój ruch. Cierpliwie czekał na moją odpowiedź, zapewne snując domysły.
- Ponad 18- gdy wypowiadam te słowa, dopadają mnie ogromne wyrzuty sumienia. Zdaję sobie sprawę z jednej bardzo ważnej rzeczy i już dłużej nie mogę się powstrzymywać, więc szlochając wypowiadam te słowa- i to przeze mnie ona nie żyję.
               Ponownie nikt się nie odzywał, dopóki nie usłyszeliśmy dźwięku zamykanych drzwi.
- A co tu tak cich…- urwał swoje entuzjastycznie zaczęte pytanie Harry. Przeskakiwał wzrokiem od mojej osoby do osoby Jennifer. Gdy on stał nieruchomo, zapewne tocząc wojnę sam ze sobą, bo tylko na to mi wyglądało, Liam podszedł do mnie i mocno przytulił.
-  Pójdę już- oznajmiła zachrypniętym głosem Jenn, a Hazza powiedział, że ją odwiezie. Niby to nic takiego, ale w duchu liczyłam, że podejdzie do mnie, powie, że wszystko będzie dobrze i będzie nucił mi uspokajające melodie. Czułam kujący ból w sercu, gdy siedziałam i byłam wtulona przez Liama. Mimo, iż chłopak delikatnie mną kołysał i głaskał mnie opiekuńczo po głowie, czułam smak goryczy.
- Dziękuję- mruknęłam cicho do Payne’a, wyswobadzając się z jego objęć. Wysiliłam się na lekkie wyciągnięcie kącików ust ku górze i po chwili znalazłam się w swojej sypialni.
                Trzęsącymi się rękoma otwierałam coraz to kolejne szuflady i wyrzucałam z nich wszystko w poszukiwaniu mojej starej kosmetyczki. Niedbale przetarłam oczy, kompletnie nie przejmując się moim obecnym wyglądem. Muszę ją znaleźć- zaciskałam mocno szczękę, a poluźniłam ją dopiero, gdy w moich dłoniach znalazła się czarna saszetka. Weszłam do łazienki, zamykając za sobą dokładnie drzwi i zrzuciłam bransoletkę z nadgarstka. Przewracałam w dłoni mały, metalowy przedmiocik, przypatrując się mu z utęsknieniem i obrzydzeniem jednocześnie. Zagryzłam dolną wargę i przyłożyłam żyletkę do nadgarstka.
Za śmierć matki- jedno pociągnięcie
Za obojętność ojca- drugie pociągnięcie
Za tęsknotę za Harrym- trzecie pociągniecie
Za nienawiść do samej siebie- czwarte pociągniecie
                  Zacisnęłam wargi w wąską linię, gdy nieobecnym wzrokiem wpatrywałam się w czerwone kropelki spływające z mojego nadgarstka. Uśmiechnęłam się, czując niewyobrażalną ulgę.
- Mówiłem im, żeby cię nie zostawiać- warknął Zayn, wchodząc do łazienki i podnosząc mnie z ziemi. – Cholera
- Spokojnie- zaczęłam się śmiać, a Malik w tym czasie wpatrywał się we mnie z bólem, przy okazji przemywając moje rany wodą utlenioną, którą znalazł w szafce nad zlewem. Syknęłam z bólu, ponownie się uśmiechając.
- Nie rób tego nigdy więcej- powiedział powoli i wyraźnie, jak małemu dziecku. Przysiadłam na skraju wanny, kiedy w tym czasie mulat zawijał moją rękę bandażem.- Obiecaj!- zażądał, a ja skuliłam się pod natężeniem jego spojrzenia.

- Zayn- przywołałam chłopaka, który zamierzał wyjść z pokoju.- Obiecuje… 

*******************************************************
Od razu przepraszam za wasze zmasakrowane zdrowie psychiczne po przeczytaniu tego rozdziału! 
Czytałam całkiem sporo komentarzy typu; nie kończ, może druga część? Więc przyznam się wam do czegoś ;)
Mam zaplanowaną drugą część tej historii, ale czy ją będę pisać, to zależy już od was xD co wy na to?

Aaaaaaa! przekroczyliście 100 obserwatorów! 




Moja reakcja:


Dziękuje i kocham was!

Następny <niestety :(> dodam dopiero za 2 tygodnie // Mała Wariatka, czyli @mjut007

sobota, 3 maja 2014

Chapter Twenty Five

Drugi blog: 


,, Nie ma półprawd, są tylko półkłamstwa ‘’
              Z życiu następują takie momenty, w których napada nas zwątpienie. Siadamy, analizujemy wszystko ponownie i nie wiemy co zrobić dalej. A dlaczego? Może dlatego, że nigdy nie byliśmy do końca pewni? A może to tylko chwilowe i odejdzie równie szybko, jak przyszło? Odpowiedź na to pytanie powinna być indywidualna.
                Wygładziłam materiał swojej koszulki, zarzuciłam bluzę na plecy i ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Uznając, że jestem gotowa, zbiegłam na dół po schodach i zaczęłam ubierać trampki.
- A ty gdzie się wybierasz?- zapytał Harry, krzyżując ręce na piersi z poważną miną.
- Wychodzę?- zadałam pytanie retoryczne i ubrałam czarną, skórzaną kurtkę.
- Nigdzie nie idziesz- stwierdził, a we mnie aż krew zawrzała.
- Nikt nie będzie mi rozkazywał, ty nie jesteś żadnym wyjątkiem- syknęłam przez zaciśnięte zęby. Poprawiłam włosy i złapałam za klamkę.
- Jesteś chora. Miałaś leżeć i odpoczywać.- powiedział już łagodniejszym tonem.
- Leżę i odpoczywam już ponad tydzień- fuknęłam zdenerwowana. Wszyscy obchodzą się ze mną jak z jajkiem i na nic mi nie pozwalają. Rozumiem, martwią się i inne gówna, ale nie mogą mnie chronić przed wszystkim.
- Jenni będzie zła.- nie dawał za wygraną. ‘’Jenni’’, jak uroczo zdrobnił, prawda? Aż mi się rzygać chce! Cały tydzień tylko kręcił się wokół jej osoby, zabawiając ją swoimi żartami. Nieee, ja wcale nie jestem zazdrosna o to, że Hazza flirtuje z moją ciotką. Wcale, a wcale…
- Dacie sobie rade wspaniale sami- rzekłam uszczypliwie i uśmiechnęłam się sztucznie. Styles zaśmiał się na moje słowa, przez co spiorunowałam go wzrokiem.

- Czyżbyś była zazdrosna?- podniósł brew do góry, a na jego ustach formował się cwany uśmieszek.
- Czyżby cię popierdoliło?- powtórzyłam jego gest.

- Czyli mam racje- stwierdził, przeczesując ręką swoje włosy.
- Miałabym być zazdrosna o to, że flirtujesz z moją ciotk…- urwałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że za dużo gadam. Zdecydowanie za dużo gadam- nieważne- machnęłam lekceważąco ręką- Perrie na mnie czeka- bąknęłam na koniec, zostawiając go samego z niepoukładanymi myślami. Szłam, mamrotając pod nosem o własnej głupocie.
- Wszystko okej?- zadał mi pytanie Zayn. Mówił bardzo łagodnie, a rzadko mu się zdarza użyć takiego tonu do mnie.
- A obchodzi cię to?- warknęłam do niego. Złość na swoją osobę wyładowałam na nim. Fajnie!
-Masz rację, w ogóle mnie to nie obchodzi- odpowiedział chłodnym tonem, lekceważąco wzruszając ramionami.
***
               Czekałam, aż mikrofalówka oznajmi, że nasz popcorn gotowy. Postanowiłyśmy z Pezz urządzić sobie wieczór filmowy, więc trzeba było się na to odpowiednio przygotować. Gdy urządzenie wydało z siebie pikanie, wyjęłam z środka miskę z prażoną kukurydzą, a w rękę wsadziłam butelkę z piciem.
- Co powiesz na ,,I wciąż ją kocham’’?- spytałam blondynka, wymachując filmem trzymanym w ręce.
- Łzawy dramat o miłości?- podsumowałam fabułę z nutką ironii.
- To jest niesamowity film, zresztą zobaczysz. Lecę po chusteczki- mówiła z przejęciem, aż w końcu pobiegła do łazienki. Po chwili wróciła z paczką chusteczek higienicznych pod pachą.
- Serio?- przewróciłam teatralnie oczami, przez co zostałam spiorunowana wzrokiem Edwards. Podniosłam ręce w geście kapitulacji i zaśmiałam się pod nosem z zachowania dziewczyny.
                W mniej-więcej połowie filmu Perrie szlochała jak bóbr, raz po raz pociągając nosem i rozmazując jeszcze bardziej swój makijaż, po przez pocieranie o twarz chusteczkami.
- Ale on ją kocha…- załkała podczas jednej z tych ‘’romantycznych’’ scen, co mnie bardzo śmieszyło.
- Taaa, biedaczek- mruknęłam pod nosem i wrzuciłam do buzi żelka.
- To takie smutne- w czasie, gdy blondynka opłakiwała sytuację życiową głównego bohatera, ja nudziłam się, podpierając głowę na rękach i zajadałam się bombami kalorycznymi.- Jesteś jak Zayn- podsumowała moje zachowanie.
- Wcale nie jestem jak on- zmarszczyłam nos, krzyżując ręce pod biustem. Zapewne wyglądałam jak obrażone dziecko, ale to jeszcze nic, bo Pezz wygląda co najmniej jak jakieś widmo przez podpuchnięte oczy, rozmazany makijaż i mokre policzki.
- Wbrew pozorom jesteście strasznie podobni- wzruszyła ramionami- oboje nie lubicie takich filmów, uwielbiacie grać na konsoli, słuchacie podobnej muzyki, lubicie ten sam smak lodów i…- trajkotała, zupełnie zapominając o wciąż lecącym filmie.
- Błagam cię, przestań- zatrzymałam jej słowotok i westchnęłam głęboko.
- Może to głupie, ale czasami lubię to, że nie darzycie się zbytnią sympatią- wyznała, na chwilę skupiając swój wzrok na mnie, aby następnie przenieść w stronę telewizora.
- Dlaczego?- zmarszczyłam brwi w zdziwieniu.
- Bo nie muszę się wtedy martwić, że zabierzesz mi chłopaka- powiedziała, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe.- Padam z nóg. Idziemy spać?- zgodziłam się, więc po wieczornej toalecie, rzucaniu się popcornem i sprzątaniu kuchni poszłyśmy spać.
               Leniwie uniosłam powieki ku górze, siadając na łóżku i przeciągając się. Zasłoniłam dłonią usta, kiedy ziewałam. Przetarłam ręką twarz, ściągnęłam z nadgarstka gumkę i związałam włosy w kucyka na czubku głowy. Z salonu wydobywały się głośne krzyki, można było również wyłapać wiele wulgaryzmów. Założyłam jeansy, a przez głowę przełożyłam czarny T-shirt z kolorowym nadrukiem. Niby to nie moja sprawa, ale strasznie mnie ciekawiło o co poszła kłótnia kochanków. ‘Kochanków’ to takie śmieszne słowo- przeszło mi przez myśl, ale zaraz skarciłam się za własną głupotę. Zarzucając na plecy bluzę z kapturem, wyszłam na korytarz i skierowałam się w stronę salonu.
- To jest moja wina?- krzyknął Malik, gdy ja niezauważalnie przedostałam się do kuchni, skąd wzięłam wczorajszy popcorn i usiadłam z miską na kanapie, z której był idealny widok na ich kłótnię.
- A niby moja?- zrewanżowała się Pezz. Wkładałam do buzi kolejne ziarenka i czułam się jak w teatrze.- To ty nigdy nie miałeś dla mnie czasu. Zawsze tylko praca i praca- Edwards również krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze, a ja przez chwilę miałam nadzieje, ze spoliczkuje mulata.
- To ty mnie zdradziłaś! To ty się puściłaś z pierwszym lepszym! Zachowałaś się jak dziwka!- splunął w jej twarz, a wtedy jej dłoń z plaskiem odbiła się od policzka Malika. Zacisnęłam oczy, gdy wyobraziłam sobie to piekące uczucie i aż się wzdrygnęłam. Po dźwięku mogłam poznać, że blondynka nie żałowała siły. W czasie, gdy Zayn miał odpowiedzieć na atak dziewczyny, postanowiłam wkroczyć do akcji. Wstałam i stanęłam pomiędzy nimi. Aby zwrócić ich uwagę na mnie, a nie wymyślanie jak się pozabijać, zatkałam uszy i zaczęłam głośno piszczeć. Tak wiem, dojrzale. Odsunęli się ode mnie, a co za tym idzie; od siebie. Zadowolona ze swojego pomysłu, wyprostowałam się i dumnie uniosłam głowę.
- Skończcie tę III wojną światową, bo nie umiem udzielać pierwszej pomocy, a niewątpliwie zaraz się przyda- popatrzyłam najpierw na Perrie, która zażenowana spuściła wzrok na swoje kapcie, a potem na Zayna. Jego wzroku się wystraszyłam, ponieważ czułam, jak jego ciemne tęczówki wywiercają we mnie ogromną dziurę. Chłopak zdenerwowany oddychał płytkimi oddechami oraz z natarczywością przygryzał dolną wargę, a ja miałam wrażenie, ze od tego nacisku zaraz pęknie. – Po prostu zachowujcie się jak dorośli- zakończyłam swoją interwencję. Wyszłam z salonu, zostawiając ich samych.
                    Weszłam do łazienki z kosmetyczką i wykonałam dzienny makijaż oraz poprawiłam swojego kucyka. Podskoczyłam w miejscu na dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Ciekawe czy są jeszcze w zawiasach?- pomyślałam. Pozbierałam swoje rzeczy do torby, którą zawiesiłam na ramię i poszłam sprawdzić czy ktoś nie został poważnie ranny. Widok, który tam zastałam, wzbudził we mnie milion razy więcej emocji niż jakikolwiek film. Perrie siedziała skulona na kanapie, zanosiła się płaczem, nieporadnie próbując wytrzeć rękawem łzy. Podeszłam do niej i mocno ją objęłam. Dziewczyna instynktownie wtuliła się w moje ciało i jeszcze długo dławiła się  swoimi łzami.
- Pewnie masz mnie teraz za kurwę, dziwkę- zaszlochała w moje ramie.
- Wcale nie- zapewniłam szczerze- nie oceniam cię. To jest wasza sprawa, nie moja.
- On…- mocniej zaczęła płakać- on ze mną zerwał.- mimo, iż nie dziwiłam się Zayn’owi, to było mi cholernie szkoda Edwards.
- Ćśśś- uspokajałam ją- już nie płacz.-  Zostałam z Perrie do wieczora, ponieważ potrzebowała mojej obecności. Wróciłam  do domu dopiero, gdy dziewczyna spokojnie zasnęła.
***
               Minął tydzień, odkąd ostatni raz widziałam się z Perrie. Dziewczyna aż do rozpoczęcia trasy koncertowej wyjechała do swojego rodzinnego domu.
- Vic, Vic!- usłyszałam wołanie z salonu- lecisz w telewizji!- parsknęłam śmiechem, gdy Niall przybiegł do kuchni i ciągnął mnie na kanapę, abym przypadkiem nie przegapiła siebie na ekranie.

- Pomysłowe- skomentował reklamę perfum Louis, siedzący naprzeciw mnie. Reklama przedstawiała mnie ubraną jak królową z czasów Wiktoriańskich. Bardzo mi się podobała.
- Przyjdziecie jutro? Wielki koncert z okazji końca mojej edukacji.- w prawdzie nie tylko mojej, ale kilkudziesięciu osób również, ale to szczegół. Ja nie występuje, ale Alex ma swój trzyminutowy repertuar. Ponadto Simon Cowell jest jednym z wielu inwestorów.
- Przecież nie przegapilibyśmy takiej okazji- potwierdził ich przybycie Liam, posyłając mi przyjaznym uśmiech.- Widział ktoś w ogóle Hazzę albo Zayna?
- Harry pomaga w remoncie Jennifer- bąknęłam, chowając za ucho kosmyk włosów.
- Polubili się- stwierdził Horan, rzucając mi paczkę żelek, które uwielbiam. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka na komentarz Niallera. To doskonale widać, ze się polubili, choć to dziwne. Moja ciotka, podkreślę; MOJA CIOTKA. Ma czterdzieści lat, a Harry tylko dwadzieścia. Znaczy się wiem, że wiek to tylko liczba i takie tam, ale… Eh, koniec! On jej tylko pomaga w remoncie, a to dlatego, że ja nie miałam zbytnio czasu. To jest prawda i tego trzymać się trzeba. Gdy wybudziłam się z letargu, zobaczyłam Stylesa umazanego farbą, a obok niej Jenn.
- Jak remont?- spytałam, o dziwo ze szczerym uśmiechem.
- Chyli się ku końcowi- odpowiedziała kobieta z przyklejonym uśmiechem do twarzy.- Będę się już zbierać.
- Odprowadzę cię- zaoferowałam się, podnosząc tyłek z kanapy. Brunetka pożegnała się ze wszystkimi, a ja próbowałam zignorować fakt, że Hazza puścił jej oczko. Ugh! Zachowuje się jak dziecko…
               Przeszłyśmy do korytarza, Jenn założyła płaszcz i wyszłyśmy przed dom. Stanęłam oniemiała, gdy zobaczyłam jak Simon stoi naprzeciw nas i mierzy wzrokiem postać Jennifer. Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie i mam nadzieję, że spodobały się pani moje projekty- zaczęła mówić formalnym tonem moja towarzyszka, a ja błądziłam wzrokiem po jej twarzy, kompletnie nie rozumiejąc jej dziwnego zachowania. Mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a ja dopiero wtedy załapałam, o co chodzi.
- Nic się nie stało- odparłam z poważną miną, starając się zabrzmieć jak najbardziej formalnie- dziękuje pani za wizytę.- dokończyłam, a Jenn kiwnęła głową, przeszła obok zdezorientowanego Cowella i zniknęła za zakrętem. Mimo iż dziwiło mnie jej zachowanie, odetchnęłam głęboko.
- Kto to był?- mężczyzna zmarszczył brwi i jeszcze raz obejrzał się za siebie.- Chyba ją kojarzę- mruknął cicho pod nosem.
- Projektuje ubrania- machnęłam ręką, udając obojętność. Więcej nie poruszaliśmy tego tematu, bo weszliśmy do wnętrza domu i zajęliśmy się rozmową na przeróżne tematy.
***
              W końcu nastał poniedziałek, więc obudziłam się z uśmiechem na ustach i szybko pojawiłam się pod drzwiami domu Alex i Chrisa. Zapukałam z drewnianą powłokę, a już po chwili mogłam zobaczyć Xixi w piżamie w jednorożce. Zaśmiałam się ze stroju dziewczyny i weszłam do środka. Cierpliwie czekałam, aż blondynka wykona wszystkie poranne czynności, jedząc w tym czasie płatki z mlekiem u boku Chrisa.
- Zrobisz mi jeszcze?- zapytał brunet, robiąc przy tym proszące oczka. I jak takiemu odmówić? Łatwo.
- Nie- wystawiłam mu język i uciekłam przed nim do kuchni.
- Jak z dziećmi- skomentowała nasze zachowanie Al, wchodząc do kuchni i przewracając teatralnie oczami. Chwyciłam w ręce paczkę kuleczek czekoladowych i przechyliłam ją, aby wsypać jej zawartość do dwóch misek. Tak, do dwóch. Niech wszyscy znają moją dobroć.
- To nie fair!- oburzył się Christopher, a ja razem z blondynką popatrzyłyśmy na niego niezrozumiale.- Ona ma zabawkę- skrzyżował ręce na klatce piersiowej oraz zrobił obrażoną minę. Parsknęłam głośnym śmiechem.
               Poprawiłam fryzurę Alex i posłałam jej pokrzepiający uśmiech.
- Dasz radę! Jesteś najlepsza- próbowałam ją zmotywować.
- Wiem o tym- odpowiedziała nieskromnie, przeczesując palcami grzywkę. Posłałam jej rozbawione spojrzenie i wróciłam na swoje miejsce na widowni. Siedziałam obok Harry’ego, który cały czas komentował, że stroje dziewczyn występujących powinny być skąpsze, aby się je lepiej oglądało.
- To może w ogóle powinny nago wystąpić- podniosłam badawczo jedną brew.
- Nieee- zaprzeczył- strój kąpielowy w zupełności by wystarczył.- wyszczerzył się. Pokręciłam głową na jego głupotę.
- Ktoś cię woła- Liam szturchnął mnie w ramię, wskazując głową na panią Jones, jedną z nauczycielek. Wstałam i przeciskając się przez ludzi, podeszłam do niej, pytając o co chodzi.
- Amanda się rozchorowała, potrzebujemy zastępstwa.- wyjaśniła całą sprawę. Mam wystąpić z kimś w duecie, wiec powiadomiłam chłopaków, że muszą poradzić sobie beze mnie. W czwórkę na pewno dadzą sobie radę. A dlaczego w czwórkę? Zayn od rozstania z Perrie ciągle gdzieś znika, a jego przyjaciele myślą, że jest z nią. Tylko ja znam prawdę i wydaje mi się, że od tamtego incydentu Malik zaczął mnie unikać. Nie odpowiada już na moje opryskliwe komentarze, prawie w ogóle się nie odzywa. Czasami wraca do domu pijany i posyła mi pełne obrzydzenia spojrzenia. Chociaż za nim nie przepadam, to miewam dziwne uczucia, będąc pod jego ostrzałem.
                  Weszłam do jednej z garderob osób występujących i widok osoby tam siedzącej mnie mocno zdziwił. Przy lustrze stała Alison i poprawiała szminką swoje usta. Na serio?
- To ma być żart?- zapytała z pretensją w głosie.
- A widzisz, żebym się śmiała?- warknęłam, rozsuwając zamek pokrowca ze swoim strojem.- Ja pierdole- rzuciłam wściekła pod nosem, widząc ubranie przede mną, a raczej skrawek materiału.
- I to jest szkoła, co nie?- prychnęła pod nosem blondynka, a ja pokiwałam głową w odpowiedzi. W jednym się przynajmniej zgadzamy; stroje są koszmarne. Po jakimś czasie stałam już ubrana w krótkie, czarne spodenki w podwyższonym stanem, które zaczynały się w okolicach pępka. Miałam również na sobie bralet, na którego ramiączkach wyszyta była koronka. Na szczęście buty były normalne, czyli zwykle trampki za kostkę. Jak dostałam niebieskie, a Alison różowe. Gdy miało być już tak dobrze, okazało się, że nie znamy piosenki i nie mamy co zaśpiewać.
- Pamiętasz tę lekcję, na której śpiewaliśmy piosenkę Beyonce?- zapytałam, kiedy przypomniałam sobie o tamtej chwili.
- Coś było- mruknęła dziewczyna, robiąc zastanawiającą minę.
- Sądzę, że mamy piosenkę- uśmiechnęłyśmy się z triumfem i przybiłyśmy sobie piątkę.

***
                    Nasz występ nie wyszedł najgorzej. Wyszłyśmy na scenę, zaśpiewaliśmy i ukłoniłyśmy się, zbierając wiwaty i głośne oklaski. W dniu dzisiejszym zakończyła się moja edukacja muzyczna, przynajmniej w tamtej placówce, bo przecież człowiek uczy się całe życie, prawda? W każdym razie musiałam odreagować stres, więc chwyciłam paczkę papierosów i cichaczem udałam się na taras. Przysiadłam na murku, machając nogami i zapalniczką odpaliłam jednego papierosa. Zaciągnęłam się dymem, a nikotyna mnie uspokoiła.

- Palenia jest nie zdrowe.- usłyszałam chrapliwy głos przy uchu, a mimo to nie odwróciłam się.
- Wiele rzeczy nie jest zdrowe, a i tak je robimy, prawda?- odparłam, wsadzając peta pomiędzy wargi.
- Filozoficznie- mruknął podsumowująco Zayn i usiadł obok mnie. Przechyliłam paczkę w jego stronę, w ten sposób proponując mu jednego.- Mam swoje. A tak w ogóle to dzięki, że nie powiedziałaś chłopakom o Perrie.- wzruszyłam ramionami i zeskoczyłam na chwilę na ziemie,  aby przydeptać niedopałek. Ponownie usadziłam tyłek na nieco zimnym murku.– Sam przed chwilą to zrobiłem.- Bawiłam się swoimi palcami. Zauważyłam, że w kilku miejscach odpryskiwał mi już lakier. Poczułam coś na plecach, dlatego odwróciłam zaciekawiona wzrok i ujrzałam bluzę Malika. Posłałam mu niezrozumiałe spojrzenie, zezując na bluzę.- Widzę, że marzniesz.
- Przykro mi z tego powodu, na serio. - zapewniłam chłopaka, na co on jedynie westchnął.
- Niepotrzebnie, to już od dawna nie było to samo co na początku.- wyznał. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc siedziałam cicho.

- Kochasz ją?- zadałam pytanie, zanim zdążyłam pomyśleć.- To znaczy przepraszam, nie odpowiadaj- pokręciłam głowę i spuściłam zażenowana głowę, pozwalając, aby moje ciemne włosy zakryły choć część twarzy. Brawa dla mistrzyni taktu i wyczucia. Panie i Panowie, przed Państwem Victoria West- zbeształam się w myślach.
- Nie- odpowiedział na moje pytanie po dłuższym zastanowieniu. Dziwnie się czułam, rozmawiając szczerze z mulatem. Odwróciłam głowę w prawą stronę i obserwowałam profil chłopaka.- I dzięki tobie zdałam sobie z tego sprawę.
- Co ja mam z tym wspólnego?- zmarszczyłam brwi zaskoczona jego słowami. Poprawiłam bluzę, która ześlizgiwała się z moich pleców.
- Bo dzięki tobie powiedziałem to na głos.- uśmiechnął się lekko, wyrzucając swój niedopałek. Wstał i kierował się w stronę wejścia.
- Twoja bluza- zawołałam za nim, a on się obrócił.

- Później mi ją oddasz- puścił mi oczko, a ja zagryzłam dolną wargę…

******************************************************
Rozdział 25 za nami! Jak to szybko zleciało ;) Przykro mi to mówić, ale coraz blizej do końca :( Tak około 10 rozdziałów, może mniej, może więcej xD
Jest to najdłuższy post jak na razie, ale to wszystko dzięki wam i baaardzo motywującym komentarzom! Jestem z was taka dumna, Misiaki
Przepraszam za taką chaotyczność i wgl, ale nie za bardzo wiedziałam jak to zmienić xD

30 komentarzy= nowy rozdział

( nawet jak nie będzie tyle komentarzy to przecież dodam, ale nie obiecuje kiedy. To takie małe wyjaśnienie. Nie żebym was szantażowała )

Pytania? <KLIK TUTAJ>
Informowani? <KLIK TUTAJ>

Mam pomysł na nowe opowiadanie ff ;) Bylibyście zainteresowani czytaniem? Tym razem o Zaynie Maliku, a One Direction nie jest sławne ;) Co wy na to? Piszcie odpowiedź w komentarzach to wstawię w przyszłym rozdziale zwiastun, a link do bloga dopiero po epilogu not perfect. ;)