sobota, 14 lutego 2015

Will you marry me? / walentynkowy one shot

Tytuł: Will you marry me?/ walentynkowy one shot
Autor: Mała Wariatka/ @mjut007
Ilość słów: 1324
Bohaterowie: Harry as Harry
Cassie as Barbara Palvin
Rebekah as Mila Kunis
Louis as Louis Tomlinson


14 luty, Londyn/Wielka Brytania

                   Sprawdzałem konsekwentnie, czy wszystko było idealnie przygotowane na dzisiejszą kolację. Jeszcze raz poprawiłem ułożenie talerzy i sztućców na stole, aby ponownie wygładzić ręką obrus. Westchnąłem sfrustrowany i przetarłem zmęczoną twarz ręką. Całą noc nie zmrużyłem oka nawet na minutę, zbyt zajęty rozmyślaniem, w jakie słowa ujmę to wyjątkowe pytanie.

Wyjdziesz za mnie?

Zbyt oklepane i w ogóle nie oryginalne. Odpada!

Zostaniesz Panią mego serca?

Strasznie sztywne. Odpada!

Joł, bejbe. Co powiesz na małżeństwo?

Nie, nie i nieee! Co to w ogóle jest? Dlaczego o tym pomyślałem? Odpada!

                 Cassie zasługuję na wiele więcej niż to. Cassie zasługuje na wszystko i jeszcze więcej. Pamiętam, jak poznałem ją na pierwszym roku studiów. Z upływem czasu zdałem sobie sprawę, jak szczeniacki był mój ruch, ale czyż się nie opłaciło? Znamy się z Cassie już 6 lat, więc zdecydowanie się opłaciło.

                       ‘’Kolejny już dzień przyszedłem do kawiarni Sweet Nothing, aby choć przez chwilę popodziwiać brunetkę. Cassie Blackwell była w tym miejscu kelnerką, co niesamowicie mnie cieszyło, ponieważ nie tylko podawali tu dobrą kawę i smaczne ciasta (tort toffi to moje życie, naprawdę!), ale również mogłem przyglądać się jak Cass z gracją krząta się po pomieszczeniu i z najpiękniejszym na świecie uśmiechem obsługuje kolejnych klientów- co osobiście mnie trochę drażniło, kiedy swoją całą uwagę skupiała na innych, a nie na mnie. Dziewczyna miała długie, brązowe włosy, które kręciły się lekko na końcach i duże, niebieskie oczy, który patrzyły inteligentnie na świat z pewną dozą ostrożności. Skąd to wiedziałem? Często prosiłem o dolewki lub domawiałem kolejne kawałki ciast, których nawet nie zjadłem, aby odbyć z nią krótką konwersacją (nie ważne, że pytała tylko jaki napój chcę lub jaki smak ciasta) i przyjrzeć się jej z bliska. Nie była zbyt niska czy zbyt wysoka, ale była szczupła. Była idealna.
- Nie bądź cipą, Styles. Zaproś ją gdzieś.
                              Louis kolejny raz próbował mnie namówić do zrobienia jakiegoś kroku, ale ja nie byłem co do tego pewny. Jeśli chodziło o dziewczyny, to nigdy nie miałem problemów z nieśmiałością lub z brakiem gadanego. Nigdy! Aż do czasu Cassie.
- Kogo?- spytałem głupio.
- Tą laskę, w którą się właśnie wgapiasz. W sumie to dziwię się, że jeszcze nie wyrzucili stąd za stalking.- Tommo próbował zażartować, ale posłałem mu jedynie mrożące spojrzenie i wróciłem wzrokiem do Cassie.
- Nie mam u niej szans- westchnąłem i bezradnie opadłem na oparcie krzesła.
- Faktycznie, nie masz- Lou zamyślił się przez chwilę, po czym uśmiechnął się cwaniacko.- Ja pewnie mam, poczekaj, sprawdzę.
                     Ledwo co wstał, a już zdążyłem pociągnąć go z powrotem na krzesło. Mój przyjaciel zaczął się śmiać.
- Nawet, kurwa, nie próbuj.- warknąłem w jego stronę, poprawiając swoje włosy. Wstałem z miejsca i skierowałem się w stronę lady, za którą Cassie stała z lekkim uśmiechem.
- Coś mogę podać?- zapytała, a ja wytarłem swoje mocno spocone ręce o dżinsy.
-Tak, nie, nie wiem- wypowiedziałem z prędkością światła, po czym usłyszałem jej śmiech.
- Może w czymś doradzę?
- Myślę, że mogłabyś- uśmiechnąłem się czarująco w jej stronę- miałem zamiar wybrać się do kina na ten nowy film i zastanawiałem się, czy mi go polecasz czy odradzasz.
- Szczerze, to jeszcze go nie widziałam.- odpowiedziała dokładnie to, co chciałem usłyszeć.
- To w sumie świetnie się składa. Potrzebuję twój numer telefonu i wpadnę po ciebie w piątek o ósmej.- puściłem jej oczko i nie czekając, aż zdąży odmówić lub spławić mnie, odszedłem w do stolika, przy którym siedział Louis z szerokim uśmiechem.’’


- Harry, wróciłam!- usłyszałem krzyk Cass z korytarza i oczami wyobraźni widziałem, jak stoi w pięknej, białej sukni na ślubnym kobiercu.
- Jestem w salonie!- odkrzyknąłem, klepiąc się po kieszeni, aby sprawdzić, czy pierścionek nadal tam jest. Jest.
- Co tak ładnie pa…- urwała, gdy zobaczyła przystrojony elegancko stół i pokój wypełniony prawie w całości bukietami w czerwonym róż.
- Zrobiłem dla nas kolację- potarłem nerwowo kark, gdy widziałem jej minę. Nie była zadowolona.  
- Przecież ustaliliśmy, że nie obchodzimy takich świąt jak Walentynki.- powiedziała z wyrzutem. Już miałem jej odpowiedzieć, że to ONA ustaliła tę zasadę, nie MY.
- Jesteś głodna?- pokiwała niepewnie głową i usiadła, gdy uprzednio odsunąłem dla niej krzesła jak na gentelmana przystało.
                     Cała kolacja minęła w niezręcznie ciszy, przerywanej jedynie moimi pytaniami i zdawkowymi odpowiedziami Cassie. Atmosfera wręcz mnie przygniatała, tak jak moje nerwy zresztą. Nie czekając dłużej klęknąłem na jedną kolano przed dziewczyną i wyjąłem z kieszeni marynarki czerwone pudełeczko i otworzyłem je. Oczy mojej towarzyszki podwoiły swoje rozmiary.
- Cassie- zacząłem, odchrząkując.- Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i…
- Nie kończ!- gwałtownie wstała, przez co zdezorientowałem się jeszcze bardziej.
- Cassie, o co chodzi?- spytałem z troską.
- O co chodzi? O co chodzi?!?- wrzasnęła, wyrzucając ręce w górę.- Co ty właściwie wyrabiasz? Nie tak się umawialiśmy. Miało być niezobowiązująco i szalenie, a tak nie jest. Nie możemy tego zrobić- wskazała na pierścionek, a ja z każdym jej słowem czułem przeraźliwy ucisk w klatce piersiowej.
- Cassie…
- Nie Cassie’uj mi tu, do cholery!- zagroziła mi palcem i odwróciła się na pięcie, znikając za drzwiami od sypialni. Szybkim krokiem poszedłem za nią, aby zobaczyć, jak wrzuca swoje rzeczy do walizki.
- Co ty, do kurwy, wyprawiasz?- wściekłem się.
- Pakuję się i wyprowadzam. Już jutro mnie nie zobaczysz.
- No i, kurwa, świetnie!- wrzasnąłem, tłukąc ramkę ze zdjęciem moim i Cassie na kolejce górskiej.- Znikaj z mojego życia jak najszybciej!- tym razem zrzuciłem z komody wszystkie ramki ze zdjęciami i wyszedłem z sypialni. Z barku w salonie wyciągnąłem butelkę jakiegoś alkoholu, w tym momencie nie było dla mnie ważne nawet jakiego. Zarzuciłem na siebie kurtkę i wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami.

                     Po drodze do sklepu monopolowego zdążyłem już opróżnić całą butelkę i nadal było mi mało. Chcę więcej, o wiele więcej.
-Chcę coś wysokoprocentowego. Dużo- rzuciłem szorstko do sprzedawcy.
- Nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy, przepraszam- powiedział, oceniając mnie swoim znudzonym wzrokiem, a we mnie aż się zagotowało.
- Nie jestem pijany, tylko jestem aktorem.
- Jest pan kim?- zapytał ogłupiały sprzedawca.
- Jestem aktorem i muszę poćwiczyć do nowej sztuki, więc niech mi pan da butelkę czegoś mocnego, ja wrócę do swoich obowiązków, a pan do oglądanie pornosów pod ladą na swojej komórce, dobrze?- zapytałem przesłodzonym tonem i z satysfakcją patrzyłem, jak sprzedawca szybko stawia na ladzie butelki z alkoholem. Rzuciłem mu pieniądze na ladę i wyszedłem ze sklepu, wcześniej oznajmiając, że reszty nie trzeba.

                  Wędrowałem spokojnym krokiem w stronę parku, aby usiąść na ławce, upić się do nieprzytomności i zostać rano złapanym przez straż miejska. Plan idealny! I pewnie by wypalił, gdybym nie usłyszał cichego łkania. Podszedłem do skulanej na ławce postaci, która lekko się trzęsła, a ja nie do końca byłem pewien, czy to od płaczu czy od zimna.
-Przepraszam?- zapytałem trochę niewyraźnie- czy coś się stało.
- Po co pan pyta i tak to nikogo nie obchodzi, ja nikogo nie obchodzę!- kobieta znów zaniosła się płaczem, a ja niezręcznie kiwałem się, stojąc obok ławki, na której ona siedziała.
- Czasami dobrze jest się wygadać przed nieznajomym- wzruszyłem ramionami, choć ona i tak tego nie mogła zobaczyć/
- Jest pan gwałcicielem, czy coś?- zapytała już spokojniej, a na moją twarz wpełzł leniwy uśmieszek.
- Sam tego jeszcze nie wiem- odpowiedziałem i usłyszałem w zamian jej śmiech. Odsłoniła swoją twarz, a ja ujrzałem, jak piękna była. Ciemno brązowe włosy, brązowe, wielkie oczy i najcudowniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem. I choć makijaż miała całkiem rozmazany, to kompletnie mnie to nie obchodziło. Ściągnąłem z siebie kurtkę i zarzuciłem na jej ramiona.
- Dziś dowiedziałam się, że mój chłopak będzie miał dziecko z moją najlepszą przyjaciółką. No, teraz już byłą najlepszą przyjaciółką.- przyjrzałem się jej uważnie, po czym podałem jej jedną z butelek z alkoholem.
- Tobie też się przyda. A tak w ogóle to jestem Harry.
- Rebekah.

Może te walentynki nie będę takie złe?

***************************************************
 Miałam pisać kolejny rozdział, a wyszło to :)

Jak wam sie podoba? Piszcie, proszę, ponieważ to mój pierwszy one shot i chcę się dowiedzieć, czy ma być ostatni czy nie ;)

Kocham was, świat jest pełny miłości, yolo i wgl <3

ps. wiecie, ze zostało jakieś 7 rozdziałów na only human i koniec? :'(

Ps, szczęśliwych walentynek, choć spóźniłam się z życzeniami jakieś 15 minut, ja zawsze się spóźniam, więc...

Dobranoc, bo już bredzę :*

Kocham was!/ Mała Wariatka





wtorek, 20 stycznia 2015

Chapter Seven (II)

Proszę, komentujcie ;) 
Wasze opinie są dla mnie jak motywujący kopniak w tyłek. 

\\



,,Nic bardziej pożądanego,
 a nic trudniejszego na świecie
- prawdziwa rozmowa’’


                    Byliście kiedyś na siebie źli? Tak bardzo, bardzo, bardzo źli, że mieliście ochotę uderzyć głową o najbliższą szafkę, aby przestać być tak przeraźliwie głupią osobą? Jak tak mam w tym momencie. W myślach wyobrażałam już sobie milion sposobów, aby zemścić się na własnej głupocie, bo co jak co, ale to jest największe cholerstwo na świecie. Głupota, moi mili, niszczy życia ludzi, a ja jestem na to żywym dowodem!
- Idiotka, idiotka, idiotka!- mamrotałam pod nosem, kiedy po zostawieniu Zayna w salonie, poszłam do łazienki w celu ‘zmycia maseczki’.

                       Gówno prawda! Ja uciekłam, jak tchórz. Głupi, głupi tchórz. Zmyłam jednak te wszystkie maseczki i zostawiłam swoje włosy mokre, aby same wyschły i się zakręciły.
- Wybrałem jakąś komedię- oznajmił mi chłopak, gdy tylko przekroczyłam próg.
- Super- odpowiedziałam, choć nie wiedziałam w ogóle, co do mnie powiedział. Skupiałam się na Jego głosie, nie wypowiadanych przez Niego słowach. Równie dobrze mógłby mi wtedy oznajmić, że Barack Obama przeprowadza się na Grenlandię, aby hodować tam jednorożce, a i tak nie zrobiłoby to na mnie wrażenie.
- Wiesz…- zaczął brunet, kiedy ja siadałam na fotelu, ponieważ Malik siedział na sofie. Nie chcę się nawet do Niego zbliżać, za bardzo mąci mi w głowie Jego obecność, nawet boję się pomyśleć, jak wpłynąłby na mnie Jego zapach, czy dotyk. To dla mnie zdecydowanie za dużo.-Kiedy dowiedziałem się, że przyjeżdża córka Simona, myślałem, że wróci z lotniska z nosidełkiem i niemowlakiem.
- Co?- zaczęłam się śmiać, a na twarzy pojawił mi się wielki i szczery uśmiech, ponieważ słyszałam Jego śmiech.
- Tak wiem, głupie.- pokręcił głową, a kilka kosmyków Jego ciemnych włosów przysłoniło Jego czoło. Automatycznie zacisnęłam dłoń w pięść, żeby przypadkiem nie zaczesać mu ich.
- Wcale nie głupie, lepiej pasuje słowo śmieszne. – powiedziałam.
- Tak, masz rację. Nawet nie masz pojęcia, jak się zdziwiłem, kiedy Cię wygoglowałem.
- Wygoglowałeś mnie?- ponownie się zaśmiałam, tym razem z Jego zakłopotanej miny.
- Musiałem się przecież o tobie coś dowiedzieć, nie?- próbował obrócić to w żart, a ja poczułam się, jakby ktoś mi przyłożył. Bardzo mocno. Przestałam się śmiać i przełknęłam gulę, który zaczęła się formować w moim gardle.

On nic o mnie wiedział. Przecież mnie nie pamiętał…

                      Pod Jego badawczym spojrzeniem uśmiechnęłam się krzywo i starłam łzy, który niespodziewanie zgromadziły mi się w kącikach oczu. Po chwili się rozluźnił, a ja miałam nadzieję, że wyglądało to, jakbym się popłakała ze śmiechu, a nie z bólu i smutku.
- Naprawdę podoba mi się ten film- rzuciłam wymijająco, zawzięcie patrząc w obrazy przewijające się w telewizorze. Nie usłyszałam konkretnej odpowiedzi, nawet jednego słowa przez kolejną godzinę. Cóż, przynajmniej sądzę, że to była godzina. Sukcesywnie unikałam patrzenia na Zayna, bo wiedziałam, że tak będzie lepiej dla mnie. I możecie nazywać mnie egoistką, nie obraziłabym się za trochę prawdy. I gdy postanowiłam zmienić pozycję na nieco wygodniejszą, zauważyłam wzrok bruneta. Wpatrywał się we mnie nieprzerwanie, swoimi brązowymi oczami niemal wypalając dziurę we mnie. A kiedy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam coś, jakby prąd elektryczny w moim ciele.

                     I to była ta chwila, która przeważyła szalę. Ta chwila, w której straciłam panowanie nad samą sobą.
- Dlaczego w ogóle tutaj przyszedłeś?- zapytałam nieco głośniej, niż zamierzałam. Co ja wygaduję, ja wcale nie zamierzałam się Jego o to pytać.
-Co?- odpowiedział pytaniem, widocznie zdezorientowany. Przechylił lekko głowę w lewą stronę i zacisnął usta w wąską linię.
- Chcę wiedzieć, dlaczego tutaj przyszedłeś. Dlaczego przyszedłeś do mnie.- zażądałam. Mój głos pod koniec zaczął się załamywać, a ja wcale nie byłam tym zaskoczona.
- Bo przy tobie poczułem się normalny.- odpowiedział, uważnie dobierając słowa. Zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu.
- Nie rozumiem- pokręciłam głową, aż kilka kosmyków moich już suchych włosów przysłoniło mi oczy. Odgarnęłam je zdecydowanym ruchem i skupiłam całą swoją uwagę na osobie Malika.
- Od wypadku każdy, zawsze i wszędzie pyta mnie, jak się czuję, czy ze mną wszystko w porządku. Ty o to nie zapytałaś.

Nie zapytałam, bo nie chciałam usłyszeć od Ciebie odpowiedzi.

-Traktowałaś mnie jak Zayna, tylko Zayna. I chciałem spędzić z tobą trochę czasu, poznać cię. Ty mnie pewnie znasz.- dokończył.
- Masz rację, znam Cię.- uśmiechnęłam się szczerze- ale nie od tej strony.
- Od tej, czyli jakiej?- zadał pytanie widocznie zaintrygowany.
- Od tej szczerej i uroczej- odpowiedziałam, zanim zdążyłam przemyśleć te słowa jeszcze raz.
- Uroczej mówisz?- bezczelny uśmieszek wstąpił na Jego twarz, a ja pomyślałam, że brakuje tylko naszej kłótni i byłoby jak kiedyś.
- Czepiasz się szczegółów- machnęłam lekceważąco rękę i przewróciłam przy tym oczami. Zanim którekolwiek z nas zdążyło się jeszcze odezwać, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć- oznajmiłam, wstając z kanapy i kierując się w stronę drzwi wejściowych z szerokim uśmiechem na twarzy.

Czuję się jak narkomanka, która właśnie dostała nową dostawę dragów.

Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi, widząc po drugiej stronie Alex wraz z Niallem, który niósł w ręce dwa pudełka z pizzą.
- Ktoś zamawiał z dostawą do domu?- blondyn próbował naśladować włoski akcent, co kompletnie mu nie wychodziło, za to bardzo rozbawiło mnie i Xixi.
- Cześć- przywitałam się z nimi- chodźcie do nas do salonu.
- Do nas?- Xixi uniosła jedną brew ku górze, a wyraz jej twarzy zmienił się na bardzo zaintrygowany, a po chwili wykrzywiła się w jakimś dziwnym grymasie.- Nie mów mi tylko, że…
- Nawet nie dokańczaj!- przerwałam jej, bo już po samym wyrazie twarzy mogłam się skapnąć, że nie wyobrażała sobie czegoś do końca fajnego, czy grzecznego. Weszliśmy do salonu, gdzie Zayn właśnie wyłączał telewizor i stawiał miskę po popcornie na stolik. Przywitał się ze znajomymi, a ja zostałam po chwili odciągnięta na bok przez moją przyjaciółkę.
- Nie wierzę, że to powiem, ale wolałam to, co sobie wyobraziłam- powiedziała troskliwym głosem, uważniej mi się przyglądając.- Vic, nie sądzę, aby to był dobry pomysł.

                     Doskonale wiem, że się o mnie martwiła. Jak wszyscy, którzy wiedzieli o tym. Ale wzięłam przykład z Zayna i chciałam, żeby ktoś traktował mnie normalnie w towarzystwie Malika. Nie potrzebowałam obrony. Nie przed Nim.

- Jest dobrze, Alex- uspokoiłam ją.- Nareszcie jest dobrze.



***************************************************

Dzisiaj jakoś nie mam nic ciekawego do powiedzenia/napisania wam, więc zostawiam wam kolejny rozdzialik i lecę chociaż zacząć pisać następny ;)

DZIĘKUJĘ wam na wszystko! Wiecie, że jest już ponad 178 tysięcy wyświetleń?
wow
WOW
W O W
W  O  W  !
Dziękuję!

Czytajcie, obserwujcie i komentujcie ;)

ps: polecicie mi jakiś fajny film, plis?

ps2: kiedy chcecie kolejny rozdział? Piszcie śmiało! 

I znowu zarzucę tu swoim #perfektenglisz, bo jakżeby inaczej:
AJ LOF JU SOŁ MACZ, MY LOVE! 

niedziela, 18 stycznia 2015

Chapter Six (II)


,,Bo wystarczy tylko iskra,
 aby ogień zapłonął''





               Potrzebuję rady od kogoś, ponieważ zaczęłam gubić się we własnym życiu. Ale jak to możliwe, że jedna osoba potrafi wywołać we mnie dwie sprzeczne emocje w tym samym czasie? Dla mnie już to jest niezrozumiałe, a co dopiero Jego zachowanie. I moje reakcje. Tak, te czynniki również mocno wpływają na mój mętlik w głowie. Tak, ja tu bez tak bez sensu się żale, ale zupełnie nie wiadomo o co chodzi, prawda? Może zacznijmy od początku mojego bardzo dziwnego, ale również i bardzo potrzebnego mi dnia. 

             Kończyłam rozpakowywać zakupy spożywcze z reklamówki. Włożyłam tylko jeszcze jogurt do lodówki i odwróciłam się w stronę Jennifer, która była dziś ze mną w klinice na badaniach, a następnie na zakupach, bo co jak co, ale moje szafki wołały o jakieś towary spożywcze. Szkoda tylko, że nie pomyślałam nad  jakimiś internetowymi zakupami, bo gdy rozeszła się wieść, w którym supermarkecie jestem, zeszło się naprawdę dużo osób. Nie to żebym narzekała, bo rozgłos jest potrzebny karierze, ale żeby spędzić ponad godzinę robiąc sobie zdjęcia na tle półek z żywnością? Nie mogliśmy znaleźć jakiejś ściany z fajnym graffiti? Tak tylko pytałam.

 - Ale na pewno nie przeszkadza Ci, że spotykam się z Liamem?- upewniła się kolejny raz dziś moja ciotka.
- Już Ci mówiłam, że nie- posłałam jej szczery uśmiech i pomieszałam łyżeczką w swojej herbacie. Mówiłam prawdę, nie przeszkadzała mi ta sytuacja, a nawet cieszyła. Oboje są dorośli i szczęśliwi ze sobą, więc co ja mam do tego? Ja mogę po prostu stać z boku, przyglądając się ich szczęściu i zazdrościć. Natychmiast spochmurniałam, kiedy moje myśli zeszły na TE tory.
- Masz jakieś plany na dziś?- zapytałam kobieta, biorąc łyka napoju ze swojego kubka.
- Planowałam iść pobiegać do parku za rogiem- kiwnęłam głową w stronę okna, z którego był prawie idealny widok na park- ale dziś chyba spasuje.
- Dziś?- przedrzeźniała mnie, bo popatrzmy prawdzie w oczy. Codziennie jest chyba lepszym słowem do tego kontekstu.

                 Uśmiechnęłam się w stronę ciotki, nie do końca rozumiejąc, jak z czterdziestoletnią, dojrzałą kobietą potrafię rozmawiać tak swobodnie, na takie luźne tematy, prawie jak z Alex. Jestem pewna, że Liam też nie odczuwa tej różnicy wieku.
- Już tak późno?- moje przemyślenia przerwał głos Jen, która zaskoczona patrzyła na zegarek. Wstała z krzesła i zaczęła się ubierać.
- Gdzie się tak spieszysz?- zapytałam, ale nie byłam tego w ogóle ciekawa. Powiedziałabym, że zapytałam z czystej grzeczności.
- Za czterdzieści minut mam ważne spotkanie, a jestem pewna, że postoję trochę w korkach, więc pa!- pożegnała się i pognała, nie dając mi szansy na odpowiedź.

                  Postanowiłam wykorzystać ten dzień całkowicie na relaks. Zaczęłam od nałożenia maski wzmacniającej na moje włosy, maseczki na twarz i od przebrania się w bardzo wygodny dres. Noo, może nie koniecznie w tej kolejności. Włożyłam do mikrofalówki torebkę w kukurydzą, która za chwilę przemieni się w popcorn. To zabawne, ale jak byłam mała, myślałam, że to magia. Tak, to jest ten czas, w którym można mnie śmiało wyśmiać. Z torebką z prażoną kukurydzą skierowałam się do salonu, gdzie chwyciwszy uprzednio pilota, szukałam jakiegoś ciekawego filmu. W skupieniu przeglądałam propozycją w wypożyczalni, aż w końcu trafiłam na jakąś łzawą, czarno-białą komedię o miłości. To, że moja miłość o mnie zapomniała, to nie znaczy, że nie mam prawa zachwycać się miłością innych ludzi, prawda? Dosłownie kilka sekund po rozpoczęciu filmów, w całym apartamencie zabrzmiał dzwonek do drzwi. Westchnęłam rozdrażniona, ale podniosłam tyłek z kanapy i podreptałam do korytarza.

                    Myślałam, że zacznę się dusić powietrzem, gdy zobaczyłam przez Judasza Jego. Zasłoniłam buzię ręką, żeby tylko nie pisnąć.

Cholera! CHOLERA! C H O L E R A !

Dzwonek ponownie zadzwonił, tym razem jednak w akompaniamencie z pukaniem. Wzięłam głęboki wdech, no dobra, kilka głębokich wdechów i powoli zaczęłam otwierać drzwi.
- Cześć- powitał mnie głęboki głos Zayna. Po moim kręgosłupie przebiegły przyjemne dreszcze, a w brzuchu motyle zaczęły machać swoimi skrzydełkami. No cóż, nie do końca, bo miałam wrażenie, że w moim wnętrzu odbywa się jakaś bardzo agresywna walka nietoperzy, czy coś, a nie spokojne, fajne motyle.
- Hej- czy mój głos nie zabrzmiał zbyt piskliwie? O mój Boże, mój głos zabrzmiał zbyt piskliwie! Przeklęłam w duchu za moje reakcje, ale odwzajemniłam Jego uśmiech.

Cudowny uśmiech, od którego mogłabym zemdleć albo zostać zahipnotyzowaną przez jego czekoladowe tęczówki. Napiłabym się kakao.

- Wpuścisz mnie, czy może będziemy tak stać?- dopiero po tych słowach się ogarnęłam i szerzej otworzyłam drzwi, pozwalając mu tym samym wejść do środka. Pewnie miałabym teraz twarz koloru buraka, gdy nie maseczka. Na pewno wyglądam głupio!
- Co Cię do mnie sprowadza?- zapytałam.
- Ładny dresik- posłał mi bezczelny uśmieszek, który się powiększył, gdy przewróciłam oczami.
- Wiem. A więc?- uniosłam jedną brew ku górze.
- Zostawiłem tu ostatnio kurtkę…
- Och, jak wyglądała?- weszłam do salonu, by zacząć szukać, choć nie przypominam sobie, żebym ją widziała, a bardzo dokładnie ostatnio sprzątałam.
- No wiesz, czarna była i skórzana też- zaczął się nerwowo drapać po karku, a ja zmarszczyłam brwi, widząc, w co był ubrany. Miał On bowiem na sobie czarne rurki, czarny T-shirt i czarną, skórzaną kurtkę.
- To nie ta, którą masz na sobie?- zapytałam swobodnie, dalej się rozglądając.
- O, masz rację, Victorio, to ona!- uśmiechnął się łobuzersko, a ja otworzyłam szerzej oczy. Co, do cholery, się tu dzieje?
- Aha, więc przyszedłeś tu po kurtkę, którą cały czas miałeś na sobie, tak?- zapytałam, żeby się upewnić, że nie zwariowałam.
- No dobra, masz mnie- zaśmiał się, a ja byłam na granicy błagania, aby przestał mnie tak torturować. – Przyszedłem właściwie do ciebie, ale potrzebowałem tematu do rozpoczęcia rozmowy.
- ‘Ładną dziś mamy pogodę’ też jest dobre, wiesz to, prawda?- zapytałam z sarkazmem w głosie.
- Może następnym razem tak zrobię- zamyślił się, a ja odwracałam cały czas wzrok od Jego osoby, żeby się na Niego nie rzucić i nie zacząć na Niego wrzeszczeć, że nie potrafił godziny usiedzieć w miejscu, dopóki bym nie wróciła, a on nie był by pijany i nie wpadł by po to głupie auto i…

Ej! Powiedział następnym razem!

- Urządzam maraton filmowy, chcesz dołączyć?- zadałam pytanie, zanim zdążyłam do końca przemyśleć  tę propozycję.
- Byłbym idiotą, gdybym odmówił.


***************************************************
Nawet sobie nie wyobrażacie, jakiego przypływu weny dostałam! Wow ;)


Wybaczcie, że rozdział dopiero teraz, ale chciałam mieć wszystkie sprawy załatwione i móc porządnie odpocząć w ferie ;)

A no właśnie, mam ferie, więc kolejny rozdzialik pojawi się jutro bądź pojutrze, jeśli chcecie ;) dajcie znać w komentarzach ;p

postaram się też coś napisać na CHANGE, ale tam z weną bardzo, bardzo krucho :(

Standardowo: CZYTAJCIE, OBSERWUJCIE, WYRAŻAJCIE SWOJE OPINIE ;)

Dziękuję za wszystko, kochani, naprawdę! DZIĘKUJĘ!!!



Jeżeli nie macie mnie jeszcze dość (bo nie macie, prawda?) i moich wypocin, to zapraszam was na moje konto na wattpad, gdzie COŚ dla was i nie tylko planuję :)


COŚ nowego:



KISSKI, LOVKI. FOREVERKI I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, BO NIE ZDĄŻYŁAM JESZCZE WAM TEGO ŻYCZYĆ //mała wariatka // @mjut007 



piątek, 26 grudnia 2014

Chapter Five (II)

Spóźnione WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 


,, Niespodzianek przecież nie można 
się spodziewać ‘’

                     Wyobrażacie sobie, że istnieje rzecz, która wybije was z monotonii? Przecież żyjemy sobie z dnia na dzień, planując swój kolejny krok, aż tu  nagle ni stąd- ni z owąd BUM! Niespodzianka! Zdarzenie, które potrafi wywrócić nasze w miarę poukładane życie. Coś czego się nie spodziewamy (jak sama nazwa przecież brzmi), nawet nie bierzemy tego pod uwagę. Hmm, może dlatego nas to tak zaskakuję? Bo w ogóle nie braliśmy tego pod uwagę? Bo rozpatrzyliśmy wszystkie możliwości tylko nie tę jedyną- przez nas wcześniej nazwaną niespodzianką. Możliwe.  
                     Siedziałam oniemiała z otwartą buzią i patrzyłam się wybałuszonymi oczami na Jennifer, która ubrana była jedynie w dużą, męską koszulkę – podejrzewałam, że była ona Liama- i krótkie spodenki.
- Victoria!- krzyknęła już rozbudzona Jen i podbiegła do mnie, mocno mnie przytulając. Chwilę jeszcze siedziałam jak skamieniała, a potem zreflektowałam się i również mocno uścisnęłam ciotkę, uprzednio wstając. – Boże, dziecko, jak ty urosłaś- uśmiechnęłam się na jej słowa, choć wcale nie były one prawdą. Nadal byłam niska, choć tak naprawdę na wzrost nie powinnam narzekać.
- Hej- Uśmiechnęłam się szeroko i czknęłam, na co kobieta zmarszczyła swoje brwi i spojrzała pytająco na Liama.
- Nie pytaj- westchnął Payne, zerkając jeszcze przelotnie na Harry’ego, która dalej pałaszował swoją porcję jedzenia.
- Nie możesz w takim stanie jutro robić badań- Jennifer pokręciła głową, a ja przez chwilę poczułam się jak dziecko, które właśnie zostało zrugane za swoje nieodpowiedzialne zachowanie. Jak wspomniałam wcześniej, tylko przez chwilę.
- Jakich badań? Co? Jutro? Co?- nie zaprzeczę, że odrobinę plątał mi się język.
- Miałyśmy iść jutro z tobą na badania, ale wątpię, że Ci je zrobią. No chyba, że użyją alkomatu.- na jej słowa Harry, który dotychczas siedział cicho, zaczął się przeraźliwie śmiać. Nawet zaczął się dławić makaronem.
- Mówiłam, że nic mi nie jest- wydęłam dolną wargę i skrzyżowałam ręce pod piersiami, zapewne wyglądając jak obrażone dziecko.
- Nic nie chciałaś jeść, wymiotowałaś i osłabłaś na treningu! To nie jest NIC.- podkreśliła, a ja wywróciłam oczami.
-Zaczynam podejrzewać, że zamontowaliście kamery w tamtym mieszkaniu- nawinęłam na widelec makaron i wsadziłam sobie do buzi.
- A mosze ty f ciąszy jeszteś- wypalił Hazza z pełną buzią, a ja całą zawartość swoich ust wyplułam na talerz przed sobą. Zaczęłam kaszleć, krztusić się i dławić jednocześnie. Jennifer poklepała mnie lekko po plecach, kiedy się już uspokoiłam.
- Nie jestem w żadnej ciąży. Jedz swój makaron!- wskazałam palcem na jego talerz. Wzięłam głęboki wdech, aby następnie zacząć chichotać. Oczywiście jak to u osób z problemami psychicznymi bywa, na chichocie się nie skończyło, po prostu potem śmiałam się jak nienormalna, skutecznie ignorując zdziwione miny moich towarzyszy. Mam przeczucie, że zastanawiają się nad wyciągnięciem telefonu i zadzwonieniem do najlepszego psychiatry na świecie. Naprawdę tak czułam.
- Czy jest to tak do końca niemożliwe?- zapytał Liam z ostrożnością w głosie.
- Oczywiście!- odparłam natychmiastowo, piorunując go swoim wzrokiem.
- Ja jusz teko nie byłbym taki pefien.- wychrypiał Harry.
- Jedz swój makaron!- krzyknęłam
- Już zjadłem- wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu, a ja westchnęłam przegrana. Faktycznie zjadał.
- Victorio, to jest poważna sprawa- Jennifer położyła mi dłoń na ramieniu i przyjrzała mi się uważnie.
- Jestem przecież poważna!- sprzeciwiłam się- nie spałam z nikim odkąd… Nie spałam z nikim odkąd wyleciałam do Ameryki.
                     I to w tamtym momencie zwątpiłam. Spałam przecież z Zaynem, ale to jeszcze nic nie oznacza. Rozmawialiśmy, a potem to tak po prostu. Jestem w czarnej dupie… Nie zabezpieczaliśmy się! Co za idioci tak robią?!
- Muszę iść- powiedziałam, wstałam i nie zwracając na nic uwagi, wyszłam spokojnym krokiem z mieszkania Liama.
Pojechałam windą na swoje piętro i nie zamykając drzwi (jest 5 nad ranem, a poza tym Harold musi jakoś jeszcze wejść, prawda?)
Z walizki wyciągnęłam koszulę nocną i czystą bieliznę i ręcznik, po czy weszłam do łazienki, tutaj już zakluczając drzwi. Odkręciłam wodę w prysznicu, pozbyłam się z siebie wszystkich ubrań i weszłam pod strumień gorącej wody. Pisnęłam, gdy gorąca woda dotknęła mojej skóry. Zmniejszyłam jej temperaturę i odchyliłam głowę do tyłu, aby zmoczyć włosy. W tamtym momencie marzyłam, aby to wszystko okazało się tylko złym snem, bądź jakąś halucynacją poalkoholową.
                        Już ubrana i z ręcznikiem zawiniętym w turban na włosach wyszłam z łazienki. Pisnęłam zaskoczona, gdy obok drzwi siedział półprzytomny Hazza i ziewnął.
- Co ty tu robisz?- zapytałam, mijając go i idąc w stronę mojej nowej sypialni.
- Martwiliśmy się o ciebie.
- Nie potrzebnie, naprawdę. – posłałam mu uspokajający uśmiech i odchyliłam kołdrę, aby po chwili pod nią wskoczyć.- Będziesz tak stał?
- Mogę?- zaśmiałam się na jego głupie pytanie i odchyliłam kołdrę również dla niego. Odwróciłam się plecami do Niego, a on przerzucił swoją rękę tak, że teraz dłonią dotykał mój brzuch. – Żartowałem z tą ciążą, dobranoc- wyszeptał mi do ucha, a ja przełknęłam głośno.
- Dobranoc.

***

                         Podbiegłam do drzwi i otworzyłam je, widząc w progu Chrisa.
- Możesz mi wytłumaczyć, co ja robię u ciebie z testem ciążowych, do cholery?- zapytał pretensjonalnie chłopak, a ja go natychmiast uciszyłam.
-Zamknij się!- choć Harry wyszedł już ponad trzy godziny temu, bałam się, że jakimś cudem ktoś usłyszy.- Dziękuję- popatrzyłam na gościa z wielką wdzięcznością i przejęłam od Niego reklamóweczkę z kilkoma pudełeczkami. – Kocham cię.
- Żałuj, że nie widziałaś miny kobiety z apteki, która mi to sprzedawała, a wcześniej całowałem się na jej oczach z Scott’em. – zaczęliśmy się śmiać, co choć na chwilę mnie rozluźniło.
- Zaraz wracam- machnęłam ręką bez konkretnego kierunku, dając mu tym samym znak, że może się śmiało rozgościć.
- Pomóc ci?- głupi uśmieszek zagościł na jego twarzy.
- Dzięki, ale nie.
                       Minął już wymagany czas, ale ja nadal boję się choć zerknąć w tamtym kierunku. Zrobiłam 3 testy i teraz wystarczy tylko je sprawdzić.
- No dalej- motywował mnie Chris.
- Okej- westchnęłam zdenerwowana i na miękkich nogach chwyciłam pierwszy do ręki. Zacisnęłam mocno powieki i jęknęłam żałośnie.
- Vicky, daj spokój. Też chcę wiedzieć, czy będą małe Maliczki.- gdyby wzrok mógłby zabijać, to jestem pewna, że Christopher leżałby już martwy.
- Negatywny. NEGATYWNY. JEBANY TEST JEST N-E-G-A-T-Y-W-N-Y!!- wskoczyłam na przyjaciela, oplatając go nogami w pasie i krzycząc i śmiejąc się.
- Inne też- chłopak potwierdził i odczepił mnie od siebie.- gratuluję- poczochrał mnie po włosach, ale w tamtym momencie nawet to mnie nie obchodziło. – To od czego się tak źle czułaś?

- W sumie to nie mam pojęcia- wzruszyłam ramionami, nadal posiadając na twarzy bardzo, ale to bardzo szeroki uśmiech.- Przełożyłyśmy z Jen badania na jutro.

Głupia to ma jednak zawsze szczęście...

*****************************************************
Od razu zastrzegam, że tak od początki miało być, a ci, którzy czekali na malika jr muszą sie z tym pogodzić.  ;) Mam dla naszych bohaterów inne plany... (dramatyczne zakończenie tematu) 
Aha i taka mniej-więcej będzie długość każdego rozdziału ;)
<dżust sejing> 

A tak wgl to CZEŚĆ I spóźnione WESOŁYCH ŚWIĄT, MOI KOCHANI!


Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i to, ze mimo jestem beznadziejna, to wciąż ze mną jesteście ;) Bardzo, ale to bardzo to doceniam!


Ja już lecę, bo przyjechała do nas moja ''ulubiona'' ciotka (suka jakich mało) i jej przeurocze dzieci (rozpieszczone bachory, których szczerze nie nawidzę), ( założę się, ze nie tylko ja tak mam)  więc wiecie: FAMILI TAJM xd

Do następnego // Mała Wariatka // @mjut007


Zapomniałabym! Może to nie do końca oryginalna, ale możecie mnie znaleźć na wattpadzie ;)

http://www.wattpad.com/user/malawariatka

piątek, 12 grudnia 2014

Chapter Four (II)

,, Bóg stworzył jedzenie, a diabeł kucharzy ‘’



                       W czasie, w którym Harry wybierał jakiś alkohol, ja poszłam związać włosy w wysokiego kucyka, ponieważ dostawałam kręćka, kiedy to kolejne pasma latały mi przed oczami.
- Twoja- Harry podał mi całą butelkę Jack’a Danielsa, a ja pokręciłam głową rozbawiona, ponieważ chłopak w swojej ręce trzymał swoją butelkę, z której trochę alkoholu już ubyło.
- Jestem pewna, że jakieś szklanki się tu znajdą- powiedziałam, na co dostałam tylko machnięcie ręki.
- Nie kłopocz się, tak jest dobrze- odpowiedział i pociągnął solidnego łyka bursztynowego płynu.
- Nie tracisz czasu, widzę- zerknęłam na niego, a następnie odkręciłam swój trunek.
- Straciliśmy już dosyć czasu, kiedy ty sobie wyjechałaś, unikając Zayna.- wciągnęłam gwałtownie powietrze, prawie się nim dusząc.
- Ja wcale…- próbowałam odwieść go od tej myśli, nie ważne że była prawdziwa.
- Jeżeli masz zamiar skłamać, nic nie mów- uprzedził i odłożył pustą już do połowy butelkę na stół.
                           Z braku innego pomysłu na uniknięcie palącego wzroku bruneta, skupiłam swój wzrok na swoich paznokciach, z których zaczął już odpadać bordowy lakier.
- Jesteście do siebie strasznie podobni.- stwierdził po wcześniejszym namyśle.
- Co?- Zmarszczyłam brwi, a chłopak siedzący naprzeciw mnie posłał mi spojrzenie typu ‘’nie-udawaj-głupiej-i-tak-się-nie-wywiniesz’’. Pociągnęłam solidnego łyka alkoholu, a po chwili już mogłam poczuć, jak pali mnie w gardle. Odkaszlnęłam, ale znów się napiłam. Aby móc dalej prowadzić tą rozmowę, poprawka; jakąkolwiek rozmowę, potrzebuję rozluźnienia.
- Oboje uciekacie od problemów- kontynuował Harry, kiedy ja wlewałam w siebie coraz to więcej alkoholu. – On ci wyznał uczucia, ty uciekłaś. Ty uciekłaś, on poszedł się najebać. Najebany wpadł pod samochód i pamięć mu uciekła- w tym momencie zaśmiał się ze swoich słów, a ja zmroziłam go wzrokiem, choć i tak ten jego głupi uśmieszek błąkał się po jego głupiej twarzy. – Pamięć mu uciekła, a potem ty uciekłaś za ocean.
- Skąd ty to wszystko wiesz?- zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu. Jak, do cholery? Jak?
- Louis trochę podsłuchiwał pod drzwiami, a potem to sobie poukładałem.- wzruszył nieznacznie ramionami. Kolejny raz się napiłam alkoholowego trunku i powoli mój humor zdawał się poprawiać. Zaczęło mi przyjemnie szumieć w głowie, a co najważniejsze nie miałam już aż tak dużej potrzeby analizowania wszystkich padających słów. Cóż, jest dobrze. Przez chwilę, ale na razie nie mam zamiaru zawracać sobie teraz tym głowy.
- Musisz ściąć włosy i to jak najszybciej.- zauważyłam, wskazując palcem na jego już długie kosmyki. Teraz bardziej przypominał Tarzana, niż mojego Harry’ego. Zaśmiałam się w duchu ze swojego porównania.
- Tak jest dobrze- powiedział pewnie, na co się skrzywiłam. Nie, nie jest dobrze.
- Wyglądasz jak Tarzan- wymówiłam na głos moje wcześniejsze przemyślenia, na co Harry wybuchł śmiechem.
- Tylko jeśli będziesz moją Jane- Poruszył sugestywnie brwiami, na co tym razem ja parsknęłam śmiechem.
- O boże, ale jestem głodna- westchnęłam i już w świetnym humorze pobiegłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, ale chyba tylko po to, żeby rozczarowana ją zamknąć. Była pusta! Buuuu, gdzie jest jedzenie? – Nie mamy nic do jedzenia- powiedziałam smutna, po czym poddana usiadłam na kanapie obok Stylesa.
- Po drugiej stronie ulicy jest jakiś całodobowy- Harry wzruszył ramionami, nadal się nad czymś zastanawiając- Albo możemy iść do mieszkania Liama.
- Jest trzecia w nocy i… Jeju, jesteś genialny.- pisnęłam uradowana i rzuciłam się na szyje przyjacielowi, chichotając. Alkohol zdecydowanie zakłócał nasze racjonalne myślenie. Jakiekolwiek myślenie. – Gdzie mieszka Liam?
- Całe 5 piętro jest jego- odpowiedział, zakładając swoje buty, a ja zaczęłam się śmieć, gdy zauważyłam, że lewego buta próbował założyć na prawą stopę.
- Liasiu, nadchodzimy!- wydarłam się na całe gardło.
                       W wielkimi uśmiechami na twarzy weszliśmy do windy, gdzie próbowałam nacisnąć klawisz z numerem ‘’5’’, ale nie za bardzo mi to wychodziło, więc co chwilę wybuchałam śmiechem.
- Ale ty jesteś głupia!- prychnął Harry, wywracając ostentacyjnie oczami. Podszedł do panelu i nacisnął ‘’2’’, będąc z siebie niesamowicie dumnym.
- Czemu nacisnąłeś; ‘’2’’?- zadałam mu pytanie, przekrzywiając głowę na lewą stronę.
-A to nie ‘’5’’ się przekrzywiła?- zapytał głupio, na co ja pokiwałam głową na nie- Ups- podrapał się nerwowo po karku, po czym kolejny już dziś raz zaczęliśmy się przeraźliwie śmiać. Dojechaliśmy na drugie piętro tylko po to, aby nacisnąć; tym razem dobry numerek i dostać się na odpowiednie piętro.
- Ty pukasz!- rozpuściłam w tym momencie włosy i przeczesałam je palcami. Nie pytajcie mnie dlaczego, sama tego nie wiem.
- Halo, tu komornik- powiedział niskim głosem Hazza, po zapukaniu kilkukrotnie w drewnianą powłokę drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo halo, żadne z nas nie było komornikiem. To była takie śmieszne, prawda? (od autorki: nie pytajcie mnie, co ćpałam przy pisaniu, bo naprawdę nie wiem xd) – Nie przeraź się tylko, jak coś zobaczysz- puścił mi oczko, a ja byłam zbyt zajęła wyobrażaniem sobie nas jako komorników w ich roboczym stroju, że nie skupiałam się dokładniej na słowach Harry’ego. A powinnam była.
                          Drzwi się otworzyły, na co zobaczyliśmy zaspanego Liama ubranego tylko w krótkie spodenki. Co oni wszyscy mają taką jazdę na te tatuaże?
- Co wy tu robicie?- mruknął zaspany Payne, przecierając rękami twarz. Chyba go obudziliśmy.
- Jesteśmy głodni- wyjęczał Harry i znowu zaczęliśmy się śmiać.
- Jesteście pijani- stwierdził brunet i otworzył szerzej drzwi, abyśmy mogli wejść do środka.
- I głodni- dodał Harry.- lokers pierwszy wszedł do mieszkania Liama i się już w nim rozgościł, a ja podeszłam i go mocno przytuliłam, wtulając swoją twarz w zagłębienie jego szyi.
- Tęskniłam za wami- wypowiedziałam to niewyraźnie i poszłam poszukać Harry’ego i jedzenia. Głównie to jedzenia.
                      Siedzieliśmy już w kuchni Liama ponad godzinę z nim, co chwilę się śmiejąc i opowiadając głupie rzeczy. Zaczęliśmy robić makaron z jakimś sosem, co nawet poparł Liaś, uświadamiając i sobie i nam, że i tak dzisiaj żadne z nas już nie zaśnie, więc dlaczego nie? Przez przypadek upadł mi metalowy widelec, co zrobiło trochę hałasu. Podniosłam go i kontynuowałam jedzenie swojej porcji dania, dopóki do pokoju nie wszedł ktoś jeszcze.
- Co tu tak głośno?- zapytała ta osoba zaspanym głosem, a ja dotychczas nawet nie wiedziałam, że można tak szybko wytrzeźwieć.

- Jennifer?- co tu do cholery robi moja ciotka?!?


********************************************************

Jest tu ktoś jeszcze? Halo? Halo. Halo. Halo. <- to jest takie echo, bo wiecie; echo odbija się od pustych ścian.

Napiszę tylko, że naprawdę przepraszam i choć te słowo nic nie zmieni, to chcę, żebyście wiedzieli, że mi po prostu smutno i wstyd. To tyle :)

Do następnego, miśki :* // Mała Wariatka// @mjut007


Jest tu ktoś jeszcze? Chociaż jedna osoba?

piątek, 26 września 2014

Chapter Three (II)

Uwaga, uwaga! Rozdział poniżej jest krótki, nie wniesie nic do waszego życia, ale z góry za to przepraszam!
+ przeprosiny i notka wyjaśniająca na dole, Moje Skarby ;*



,, Tajemnicą sukcesu jest wiedzieć coś,
czego nie wie nikt  inny ‘’

                       Dlaczego czasami unikamy różnych sytuacji, choć są nie groźne? Bo nastawiamy się na negatywne myślenie i torturujemy się pesymistycznymi wizjami, które w większości przypadków oddalone są od rzeczywistości niemalże stuprocentowo. Tak bardzo skupiamy się na tak zwanym planie ‘’B’’, chociaż ‘’A’’ doskonale się udaje, a my nie potrafimy cieszyć się ze zwycięzca. A więc czy takie zwycięstwo się liczy?
                       Prawie cały lot przespałam, a do Londynu dolecieliśmy przed 9 p.m.
- Gdzie będę mieszkać? I jak w ogóle udało ci się uzyskać pozwolenie na mój przylot tutaj?- spytałam zaciekawiona.
- Nie mają prawa zabronić Ci udzielenia urlopu, sprawdziłem wszystko dokładnie, zanim cokolwiek dałem ci do podpisania. A chłopaki teraz mieszkają we własnych mieszkaniach, a że ty niedawno miałaś urodziny to pomyślałem sobie, że…
- Kupiłeś mi prezent, pamiętasz? Bransoletka z zawieszkami.- dodałam, podnosząc nadgarstek, na którym wisiała srebrna, subtelna bransoletka z aplikacjami z białego złota. Od miesiąca nosze ją przy sobie, a także cholernie mi się podoba! No w końcu jak takie cudo ma się nie podobać?
- Uznaj to jako zaległe prezenty. Łap, zanim się rozmyślę- rzucił w moją stronę kluczyki, które w ostatniej chwili złapałam.
- A więc to rekompensata za te stracone lata? Słodko- uśmiechnęłam się sztucznie, kręcąc kluczami na palcu.
- Dlaczego po prostu nie możesz choć raz powstrzymać się od uszczypliwego komentarza?-
- Wtedy życie byłoby nudne, nie uważasz.- wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Nie ważne, Jennifer się za tobą stęskniła.- oznajmił.
- W porządku, jutro do niej pojadę
- Wątpię, że zastaniesz ją w jej mieszkaniu- zaśmiał się krótko, a ja zmarszczyłam brwi.
- Gdzie radzisz szukać?
- U…- przerwał swoją odpowiedź- zresztą sama się przekonasz.
- Ma kogoś!- wykrzyknęłam radośnie, zapominając o naszym poprzednim temacie rozmowy. Simon jedynie uśmiechnął się tajemniczo i pokiwał głową.- To gdzie jest to moje nowe mieszkanie?
                           Jako iż staliśmy pod luksusowo wyglądającym penthousem, wystarczyło, aby wpisać kod dostępu na bramie i wejście do hallu.  Ciągnąc za sobą sporej wielkości walizkę, weszłam wraz z ojcem do windy i po naciśnięciu odpowiedniego guzika- którego oczywiście nie zdążyłam zobaczyć, bo zachciało mi się kichać od zapachu zmieszanych ze sobą perfum innych, wcześniej przebywających w tym miejscu ludzi- winda zaczęła jechać w górę. Tupałam prawą nogą w rytm muzyczki, wydobywającej się z radio.
- Całe 7 piętro jest twoje- powiedział mi Simon, wsadzając do klucz do zamka i przekręcając nim dwa razy. Otworzył szerzej drzwi, abym mogła wejść głębiej, ale nie zapalił światła. Odstawiłam swój bagaż i w chwili, gdy nacisnęłam włącznik światła, dobiegł do mnie dźwięk wykrzykiwania słów: ,,NIESPODZIANKA!’’. Zakryłam usta dłonią w akcie szoku, gdy dostrzegłam tyle znajomych twarzy, za którymi tak bardzo się stęskniłam.
- Witaj wśród żywych!- wykrzyknął wesoło Chris, szczerząc się głupkowato. Podbiegłam do niego z wielkim uśmiechem na ustach i rzuciłam mu się na szyję. Chłopak poklepał mnie po plechach, po czym odchrząknął. Oderwałam się od niego i spojrzałam na chłopaka, który stał obok. – Vic, poznaj Scott’a.
- Miło mi cię poznać, Scott’cie- powiedziałam nadal szczerze uśmiechnięta. Przyjrzałam się chłopakowi, który miał ciemne włosy ułożone niesfornie, biały podkoszulek ukazywał jego nieprzesadnie wyrzeźbioną sylwetkę oraz tatuaż na lewym bicepsie. Co tu dużo kryć, był bardzo przystojny. Odwróciłam się do Chrisa i wyszeptałam mu- Ale ciacho!- puszczając przy tym oczko.
- Twoje ciacho siedzi i wlewa w siebie kolejne procenty- kiwnął głową w lewą stronę, gdzie siedział Zayn. Jego ciemne włosy były idealnie ułożone, na twarzy błąkał się trochę wymuszony, aczkolwiek sarkastyczny uśmieszek, wyglądał prawie jak przed wypadkiem. Przestałam się w niego wpatrywać, gdy rzuciła mi się w ramiona rozpromieniona Alex i dopiero wtedy poczułam ból w ręce. Podniosłam dłoń i dokładnie ją obejrzawszy, zobaczyłam wgłębienia po paznokciach, które jeszcze przed chwilą wbijałam w rękę, aby choć trochę się uspokoić, a gdzie teraz zaczynała pojawiać się krew. Wytarłam i dłonie o spodnie i skupiłam się na słuchaniu radosnego głosu Xixi, naprzemiennie z głosem Nialla.
                 Po bliżej niekreślonym przeze mnie czasie odbyłam krótką rozmowę z prawie każdym obecnym w pokoju. Oczywiście Jennifer jest na wyjeździe w Paryżu, ale nigdzie nie mogłam dostrzec Harry’ego. Westchnęłam smutno, ponieważ nie przyszedł się ze mną przywitać.
- Mnie tak uporczywie szukasz?- odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Zaynem. Z bliskiej odległości mogłam dostrzec, jak świecą się jego ciemne oczy, co oznaczało, że zbyt trzeźwy to on nie jest.
- Nie do końca- mruknęłam, odwracając wzrok na bok.
- Nie ważne- machnął niestarannie ręką. – Tak szybko zniknęłaś wtedy w szpitalu, że nawet nie zdążyliśmy pogadać.
- Taaa- mruknęłam i przeczesałam ręką włosy- miałam ważną rozmowę do wykonania.
- Słyszałem. Córka Simona podbija Stany Zjednoczone- zaczął się śmiać, a ja spojrzałam na niego z ukosa. Wypił więcej, niż mi się na początku wydawało. Może ja też powinnam się upić i zacząć śmiać z byle czego? – A tak w ogóle nie wiedziałem, że Simon ma córkę.
- On też jeszcze do nie dawna wiedział, więc…- próbowałam nonszalancko wzruszyć ramionami- dużo nie straciłeś.
- Jesteś zabawna- stwierdził, śmiejąc się. Ja jednak wysiliłam się na słaby uśmiech, choć mam wrażenie, że z daleko wygląda to  jak paraliż twarzy.- I całkiem ładna.- wciągnęłam gwałtownie powietrze i czułam, jak mój żołądek wykonuje fikołka wewnątrz mnie. Malik z dziwnym uśmiechem na twarzy wzruszył ramionami i odwrócił się, zostawiając mnie samą. Samą zdziwioną, zaskoczoną i jednocześnie dziwnie smutną i szczęśliwą jednocześnie. Taaa, zakochanie jest do bani.
                Po 10 p.m. zostałam już sama w swoim nowym mieszkaniu. Rzuciłam się na kanapę w salonie i leżałam kilka minut bezczynnie, jedynie przyglądając się wnętrzu. Szare ściany, a jednej z nich czerwone paski. Pełno czarnobiałych fotografii krajobrazów i miast, jakieś kwiatki, meble, telewizor… Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Z ociąganiem ruszyłam w stronę drzwi, bo pewnie ktoś coś zapomniał. Za drzwiami stał Harry, z rękami w kieszeni i choć jego pozycja sprawiała wrażenie wyluzowanej, to wiedziałam, że tak nie było.
- Spóźniłeś się, wszyscy wyszli.- powitałam go takimi słowami, jednocześnie ruchem ręki zapraszając go do środka.
- Wiem. Miałem w ogóle nie przychodzić.- odparł, ściągając buty i kurtkę skórzaną.
- Miło- skomentowałam cierpko i przełknęłam gorycz, która nagromadziła się w moich ustach.
- Miłe jest to, że wyleciałaś sobie na drugi koniec świata bez ani JEDNEGO PIERDOLONEGO SŁOWA- wysyczał, stając naprzeciw mnie. Otworzyłam szerzej oczy, szczerze zaskoczona.
- Co?- zapytałam głupio- Jesteś zły?
- Czy jestem zły?- spojrzał na mnie jak na idiotkę i wybuchł śmiechem, a ja stałam jak kołek z lekko uchylonymi ustami. – Jestem wściekły- uściślił, z nadal błąkającym się po jego ustach uśmiechem, co było naprawdę niepokojące. Ekspresja jego twarzy w zupełności odbiegała od znaczenia jego słów.
- Jeśli chcesz mi prawić kazanie jakie…- nie pozwolił mi dokończyć, tylko zbył mnie ruchem ręki, wchodząc do salonu.
- Po prostu się zamknij- zmarszczyłam brwi mocno zdezorientowana.- Napijmy się- zaproponował i otworzył barek z imponującą zawartością.
                   Pokiwałam zgodnie głową, bo to była jedyna rzecz, jakiej w obecnej chwili potrzebowałam. Chwili radości i niemyślenia. Jeżeli alkohol miał mi to zapewnić, to w porządku.

*********************************************************
Cześć! to ja mała wariatka ;) Pamiętacie mnie jeszcze? I nie, ja o was nie zapomniałam! Przepraszam was bardzo za to! o to moje wyjaśnienia:
1. wyprowadziłam się do akademika, bursy- nazwijcie to jak chcecie- a tam są 2 komputery na 100 dziewczyn i buuu!
2. Dostałam się ( uwaga będzie przechwalanie się!) do najlepszej szkoły w moim mieście (wooow!, ale co nas to obchodzi?!?) czego kompletnie się nie spodziewałam, ale cóz stało sie i na dodatek jestem tam na tak jakby ''stypendium'' i zakuwam dzień i noc ( taa jasne!) ale nie, serio dużo się ucze. Zdałam sobie sprawę, że w końcu trzeba choć trochę zadbać o swoją przyszłośc, no nie? - taka odpowiedzialna gadka szmatka ;c
3. w domu jestem tylko na weekendy ( ze względy na punkt 1.) i n ie zawsze =czyt. prawie nigdy- wchodzę na kompa, więc na serio:
PRZEPRASZAM!
4. Dodatkowo ma korki z chemi, fizyki i matmy (help me, plis) i zajęcia teatralne i nawet nie mam czasu skomentować waszych opowiadań ;c
a tak wgl wyczyściłam zakładkę SPAM i mozecie od nowa mnie zapraszac na wasze blogi ;) postaram się wejsc



Nie zawieszam, ale nie wiem co ile będą sie pojawiały rozdziały, ale BĘDĄ SIĘ ONE POJAWIAŁY! i promise ;)

To chyba na tyle... Napiszcie mi, czy ktoś tu wgl jeszcze jest, plz ;c



ILY <3 / @mjut007