piątek, 28 lutego 2014

Chapter Neunteen

ZAPRASZAM NA 1 ROZDZIAŁ NA MOIM DRUGIM BLOGU -> http://change-is-good-ff.blogspot.com/


,, Człowiek mądry to nie ten, który wie, ale ten co rozumie ‘’
        Spędzamy czas z wieloma osobami, a każda z nich jest inna. Czyż to nie zadziwiające, że na świecie żyje ponad 7 miliardów ludzi i żadna z nich nie jest taka sama? Zdarzają się podobieństwa, jeżeli chodzi o wygląd czy zachowanie, ale nigdy nie będzie dwoje ludzi takich samych. Nawet bliźniacy, chodź rozróżniamy ich z trudem, to ich charaktery są zazwyczaj przeciwnościami. 
        Jaka jest Perrie Edwards? To blondynka z mnóstwem energii, milionem pomysłów na sekundę i dziewczyna, której uśmiech nie schodzi z twarzy. Jest jedną z najbardziej pozytywnych postaci jakie zdążyłam poznać! Przypomina mi odrobinę Xixi. Jest urocza, od razu złapałyśmy wspólny temat do rozmowy, dla tego dziwi mnie jak taka fajna dziewczyna może mieć coś wspólnego z Zaynem. Ugh!
- Musisz ją przymierzyć!- oznajmiła uradowana blondynka, wręczając mi wieszak z sukienką. Chodzimy po sklepach od ponad dwóch i pół godzin- co jest chyba moim życiowym rekordem- a mi to nie przeszkadza. Perrie podchodzi od wieszaka do wieszaka i co chwile zasypuje mnie rzeczami, które ,,muszę przymierzyć, bo będę w nich absolutnie doskonale wyglądać’’. Przyznam szczerze, że brakowało mi takich wyjść, po prostu do Centrum Handlowych. Co prawda mam nie zwracać uwagi na dwóch mężczyzn dyskretnie kontrolujących każdy nasz ruch. Po chwili obie załadowane ubraniami skierowałyśmy się w stronę przebieralni. Zajęłyśmy te obok siebie i zaczęłyśmy przymierzać odzież. Przymierzyłam kilka par zwykłych, kolorowym rurek, kilka koszulek i bluz oraz dwie sukienki. Jedna była beznadziejna, bo cała wykonana z a’la futerka, a do tego różowego, aż mi się rzygać tęczą zachciało. Druga bardziej mi podpasowała, ponieważ była granatowego koloru, sięgała mi do połowy ud i miała głębokie wycięcie na plecach, które zastąpione zostało koronką. Całkiem dobrze w niej wyglądałam.
- Uwaga, wchodzę- ostrzegła Perrie i weszła do przebieralni zajmowanej przeze mnie. Oczy miała zasłonięte ręką, ale zobaczyła przez szparę ,że nie jestem w bieliźnie to dała sobie spokój.- Ale ja mam dobry gust- wypięła dumnie pierś, a ja spojrzałam na nią rozbawiona. Ta dziewczyna sprawiała, że nie nudziłam się, a także w jej obecności nie można było się smucić.- przymierz jeszcze tą- podała mi czarny materiał i zostawiła mnie samą. Wciągnęłam przez głowę czarną sukienkę i próbowałam obciągnąć ją jak najniżej się da. Ostatnimi ruchami poprawiłam ubranie i wyszłam w ‘’pomieszczenia’’.

- Bierzesz ją- zarządziła głosem nieznoszącym sprzeciwu. Pokiwałam negatywnie głową.
- Nie ma mowy! Ja nosiłam dłuższe koszulki- skrzyżowałam ręce pod biustem w geście sprzeciwu. Wyglądałam zdzirowato.
         Chodziłyśmy po jeszcze innych sklepach, dopóki nie zadzwonili chłopaki, że menagerowie dali im na jutro wolne. Co z tego wynika? Mamy wracać, bo idziemy do klubu. Kiedy ja ostatni raz byłam się zabawić? Jeszcze przed wyjazdem do Londynu. Perrie była nieustępliwa i jednak kupiłam te czarną zdzirowatą kieckę. Dziewczyna ma dar przekonywania.
- Muszę zajść jeszcze do Victoria’s Secret po coś cholernie seksownego, jeżeli wiesz co mam na myśli- uśmiechnęła się figlarnie.
- Wole nie wiedzieć- ucięłam krótko, kiedy wyobraziłam ją sobie z Malikiem w jednoznacznej sytuacji. Ył! Na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Wiesz co? Naprawdę cię lubie- uśmiechnęła się przyjaźnie.- i nie muszę się martwić, że odbijesz mi chłopaka, tak jak Chloe próbowała.- chyba zrozumiała, że za dużo powiedziała, bo szybko ucięła i szybszym krokiem podeszła do bielizny- Ta byłaby idealna. Poczekaj chwilę.- i zostawiła mnie samą z pytaniami, zapewne na które nigdy nie uzyskam odpowiedzi. Westchnęłam podirytowana. Panna Edwards stanęła obok mnie ze swoim zakupem i uśmiechnięta wyszła ze sklepu. Wyrwałam się z myśli i podążyłam za nią.
       Weszłyśmy do domu, który aktualnie zamieszkuje z chłopakami.
- Mam nadzieję, że nic nie zrobiłaś mojej dziewczynie- Malik podszedł do Perrie i wpił się w jej usta. Odwróciłam głowę w drugą stronę, żeby w razie czego nie obrzygać Pezz. Naprawdę polubiłam tę dziewczynę.
- Naprawdę nie rozumiem, jak ktoś taki jak Perrie może być z takim idiotą jak ty, Malik- powiedziałam, czego kompletnie nie planowałam. Mulat spojrzał na mnie karcąco i warknął cicho.  Dosłownie jak jakiś pies ze wścieklizną. Zaśmiałam się w duchu na takie porównanie.
- Idę wziąć prysznic, a ty- wskazała palcem na Zayna- ty mi pomożesz- uśmiechnęła się zadziornie, a już po chwili obydwoje ulotnili się do góry.
-  A ty nie chcesz pomocy- zapytał Harry. Spojrzałam na niego, a nasze spojrzenia się spotkały. Zieleń jego tęczówek można było porównać do skoszonej trawy wiosną. Chcę się tak bawić? Okej. Zabawę czas zacząć. Zagryzłam dolną wargę i przymrużyłam lekko oczy. Uwodzicielskim krokiem podchodziłam coraz bliżej niego, aż w końcu zatrzymałam się i przejechałam dłonią po jego torsie.

- Naprawdę mógłbyś mi pomóc?- zapytałam zadziornie i wypuściłam wargę spomiędzy zębów. Jego oczy pociemniały z pożądania. Zakręciłam kosmyk swoich włosów na palcu u jednej ręki, a drugą nadal trzymałam na torsie chłopaka. Po chwili pstryknęłam zdziwionego Harry’ego w nos, a sama się zaśmiałam.- Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie- wypowiedziałam te słowa już całkiem normalnie, bez żadnych gierek, jedynie co to byłam rozbawiona reakcją bruneta. Wyglądał zabawnie, gdy wydął dolną wargę jak obrażone dziecko, które nie dostało nowej zabawki. Poczochrałam jego włosy, obróciłam się na pięcie i miałam zamiar wejść na górę, ale moje plany zostały pokrzyżowane.
         Styles chwycił mnie jedną ręką na plecach, a drugą w zgięciu pod kolanem i wbiegł po schodach niczym pan młody ze swoją wybranką. Piszczeć i wyrywać się zaczęłam dopiero, gdy ujrzałam diaboliczny uśmieszek na twarzy Hazzy.
- Nie! Nie! Przepraszam! Już będę grzeczna! Aaaaaaaa, ratunku!- darłam się z całej siły. Byłam pewna, że wszyscy na co najmniej w obrębie kilku kilometrów mnie usłyszeli. Chłopak wbiegł do mojej łazienki i postawił mnie pod prysznicem- Nie! Harry!- krzyczałam, kiedy zadowolony ze swojego pomysłu lokowaty odkręcał wodę. Hazza zwijał się ze śmiechu i nawet nie zauważył, gdy wyciągnęłam w jego stronę rękę i również jego wciągnęłam pod strumień zimnej wody. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, ale powodem tego nie była zimna woda. W oczach Stylesa tańczyły malutkie iskierki szczęścia, aż nie mogłam oderwać od nich wzroku. Wpatrywałam się w nie bez opamiętania, byłam jak zahipnotyzowana. W polikach chłopaka pojawiły się wgłębienia, na skutek uśmiechu. Zaczął przybliżać swoją twarz do mojej, a ja nie zwracałam na to uwagi. Nie zwracałam też uwagi, że nadal stoimy pod prysznicem, przemoczeni i woda nadal na nas leci. Nic się wtedy nie liczyło, byliśmy tylko we dwoje. Chciałam mu wykrzyczeć w twarz, że mnie zawiódł, że tęskniłam, ale tego nie zrobiłam. Dlaczego? Zostałam przyparta do ściany.
Nie mogłabym również wypowiedzieć ani słowa, bo ‘’czyjeś’’ usta z impetem naparły na moje. Poczułam, jakby we mnie miliony motylków bawiło się w ganianego. Uchyliłam lekko wargi, dając tym czynem dostęp językowi chłopaka, który teraz wałczył z moim o dominacje. Harry położył swoje duże dłonie na moje biodra, ale długo nie zostały w tym miejscu, ponieważ zaraz złapały mnie za tyłek i podniosły. Czułam przyjemne ciepło w podbrzuszu. Oplotłam się nogami wokół pasa Hazzy, odwzajemniając jego pocałunki. Nie przejmując się w tamtej chwili nadal lecącą wodą, nadal podtrzymując mnie, wyszedł z łazienki i nogą próbował zamknąć drzwi od niej. Zaśmiałam się cicho z jego poczynań.
- Przez przypadek twoja koszulka była u mnie i… O!- niewiele myśląc odskoczyłam od Harrego i poprawiłam mokre włosy, które przykleiły się do mojej twarzy. O rozmazanym makijażu nawet nie wspomnę. Odchrząknęłam dyskretnie.- Pójdę zobaczyć co Zayn robi- palnęła bez zastanowienia Perrie i przeskakując wzrokiem ode mnie na Stylesa rzuciła fioletowy T-shirt na moje łóżko.
- Zostań- powstrzymał ją lokowaty- Już idę!- odkrzyknął, choć najciekawsze w tym wszystkim było, to, że nikt go nie wołał. Mijając szczerzącą się Edwards wyszedł z mojej sypialni, zamykając za sobą drzwi.
- Więc…- zaczęła nie pewnie blondynka- ty i Harry?- zapytała

- Co? Nie!- gwałtownie zaprzeczyłam- ja tylko… my tylko- plątałam się we własnych słowach, co rozbawiło dziewczynę.
- Właśnie widziałam- podsumowała- ja też biorę prysznic z Zaynem, ale my zazwyczaj nie moczymy ciuchów- zaśmiała się uroczo i podeszła do drzwi- Vic? Nie chcę, żebyś przez niego cierpiała- powiedziała poważnie, a uśmiech z jej twarzy na chwilę zniknął. W zasadzie powinnam jej podziękować! Trudno opisać, co tak naprawdę czułam. Pożądanie górowało nad moim ciałem, jak i umysłem.
      Weszłam do lokalu przepełnionego bawiącymi się ludźmi. Już przy wejściu można było poczuć pomieszane zapachy; głownie alkoholu, potu, papierosów i innych używek. Zostałam prowadzona przez resztę do jednej z loży. Miałam na sobie zieloną, dosyć obcisłą sukienkę sięgającą mi do połowy ud, która uwydatniała moje atuty, a ukrywała wady mojej figury. Do tego miałam czarną, skórzaną kurtkę i trampki za kostkę również koloru czarnego. Pewnie zapytacie: kto normalny zakłada wieczorową sukienkę i zwykłe trampki? W 100 % się z wami zgadzam, ale na swoje wytłumaczenie dodam, że ja nie jestem normalna. Usiadłam pomiędzy Perrie a Louisem, a już po chwili Horan postawił przed nami kilka kolorowych drinków. Liam nie spożywał alkoholu, a Lou wyjaśnił mi, że to u niego normalne. Malik też nie pił, ale dlatego że musiał odwieźć Pezz, która jutro rano wraz ze swoim zespołem mają spotkanie z menadżerem. Przypomniały mi się wszystkie moje wyjścia, jeszcze jak mieszkałam w domu dziecka i przeżywałam ‘’okres młodzieńczego buntu’’- jak to określała pani Margaret, gdy widziała mnie skacowaną. Przypomniały  tylko te momenty, zanim urwał mi się tak zwany film. Piłam wtedy bez opamiętania, tańczyłam i przez chwilę byłam szczęśliwa- a przy okazji zapominałam o otaczającym mnie świecie, którego wtedy tak bardzo miałam dość- a potem rano umierałam, albo miałam do siebie wstręt, gdy budziłam się w obcych czterech ścianach, gdzie obok mnie leżał osobnik płci męskiej. Wzdrygnęłam się na te wspomnienie, a nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa.
    
     Postanowiłam sobie, że tego wieczoru zostanę abstynentką, ale jak to w życiu bywa; moje plany diabli wzięli. Po namawianiu głównie przez Horana i Tomlinsona typu ‘’Ze mną się nie napijesz?’’, w końcu dałam za wygraną i wlewałam w siebie coraz to różniejsze napoje alkoholowe. W głowie zaczynało mi już szumieć i w ogóle czułam się jakaś taka wesolutka. Alkohol buzujący w moich żyłach dodał mi odwagi oraz energii, której próbowałam się pozbyć tańcząc i podskakując w rytm muzyki głownie z Perrie, ale również z innymi ludźmi, których kompletnie nie znałam i jakoś nieśpiesznie mi było do poznania z nimi. W moich uszach dudnił czysty house i czułam, jakby moja krew przepływała według tego bitu.
-Ogłaszam konkurs!- oznajmił poważnie Niall, o ile można być poważnym po spożyciu ogromnej ilości alkoholu. Bełkotał pod nosem, a ręce mu się trzęsły przy najdrobniejszym ruchu.- Kto wypije więcej shotów.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł- odezwał się Payne i świdrował nas wzrokiem.
- To nie myśl- wyszczerzył się do niego Tomlinson- weź przykład z-ze mnie- lekko się jąkał. Liam jako jedyny z nas był w pełni świadomy, odkąd Zayn pojechał odwieźć Edwards.
       O piątej nad ranem dojechaliśmy pod nasz dom. Liam zadzwonił po Zayna, bo sam nie dawał sobie rady z czwórką upitych osób. Odprowadzili Horana i Stylesa do pokojów, a w tym czasie ja z Tomlinsonem graliśmy w salonie w łapki- tak wiemy, my bardzo inteligentni.
- Chodź Vicky- zawołał mnie Payne i wyciągnął przed siebie rękę.
- Nie, nie!- sprzeciwił się Zayn.- ty bierzesz Lou- Liam niechętnie się zgodził i już po chwili szłam pod ramię z Malikiem. Weszliśmy do mojego pokoju.- Dobranoc

- Zayn- nie wiem właściwie dlaczego, ale po moich policzkach płynął potok łez. Gdy brunet to zobaczył, jego rysy twarzy złagodniały, a w oczach kryła się troska.
- Co jest, mała?- spytał łagodnie, a ja skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Nie jestem mała!- fuknęłam pod nosem, jednak chłopak to usłyszał i zaśmiał się pod nosem- boję się- wyjąkałam i znowu zaczęłam cicho szlochać. Mulat usiadł na skraju łóżka i objął mnie ramieniem. Moje ciało oblało tajemnicze ciepło, a serce przyspieszyło swojego rytmu.- nie zostawiaj mnie- poprosiłam słabym głosem- pod łóżkiem są potwory- wyszeptałam mu do ucha, a on z ledwością powstrzymywał się, by nie wybuchnąć śmiechem.
- A co te potwory od ciebie chcą?- zapytał rozbawiony. Zmarszczyłam nos w zastanowieniu, ale nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Wzruszyłam bezradnie ramionami.
- Kiedyś oglądałam taką bajkę.- sięgnęłam pamięcią do czasów, gdy jeszcze z Harrym siadaliśmy z mniejszymi dzieciakami przed telewizorem i oglądaliśmy przeróżne bajki. Mimo iż byliśmy już za starzy, jak niektórzy nam wmawiali, to uwielbialiśmy takie mini seanse.- Straszne potwory chowały się pod łóżkiem i straszyły- wzdrygnęłam się i położyłam głowę na ramieniu Zayna.
- Zostanę z tobą i będę cię przed nimi bronił- pocałował mnie opiekuńczo we włosy i wstał. Ściągnął z siebie czarny podkoszulek, a ja rozdziawiłam usta.
- Serio?- spytałam patrząc na jego idealnie wyrzeźbiony tors, pokryty tatuażami- przecież ty wyglądasz, jak z jakiegoś photoshopa!- w sypialni można było usłyszeć melodyjny śmiech chłopaka. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana, przecież nic śmiesznego nie powiedziałam, prawda? Brunet ubrany jedynie od pasa w dół podszedł do łóżka i położył się na nim. Wyrzuciłam kurtkę i trampki w kąt pokoju, zostając jedynie w krótkiej sukience. Wślizgnęłam się pod kołdrę, a za chwilę poczułam jak Malik obejmuje mnie w pasie. Mocniej wtuliłam się w tors mulata i przymknęłam zmęczone dzisiejszym dniem oczy.

- Dobranoc, księżniczko- wyszeptał w moje włosy bez ani grama sarkazmu czy ironii. Dalej nie wiem co się działo, bo spokojna dałam się ponieść w objęcia Morfeusza.  
******************************************************

Moje ferie się skończyły :( #zrozpaczonaja
A tak w ogóle to cześć miśki! Tęskniliście? Przybywam do was z najdłuższym rozdziałem jak do tej pory na tym blogu. Muszę wam szczerze przyznać, że jest to mój ulubiony <3 Ta scena po pijaku z Vic została zainspirowana moimi znajomymi. ''opowiem'' wam autentyczną historię: ostatnio na jakiejś domówce mój znajomy tak się upił, że żalił się wszystkim po kolei, jakie to jego życie jest beznadziejne. Kłóci się z żoną, dzieci się go wstydzą i pewnie niedługo go szef z pracy wywali. Wiecie, dlaczego to jest śmieszne? Bo on nie ma żony, dzieci i pracy... On nawet dziewczyny nie ma, a poza tym ma 17 lat idiota ;D hahaha my później taką bekę z niego mieliśmy, że głowa mała ;p 

Ten blog obserwuje już 69 osób!
przypadeg? hahah

Co do komentarzy, to one ogromnie motywują, wiecie? A przyznam szczerze, że teraz to mi będzie baaardzo potrzebne! 
tak tak wyłudzam komentarze ;D

Jest chociaż szansa, że połowa z was chociaż skomentuje?
Następny przewiduje w przyszły weekend ;p

LUV YA! //mała wariatka 






sobota, 22 lutego 2014

Chapter Eighteen

,, Dziś świat wymaga od nas więcej, niż to było w planach‘’

         Nie da się dokładnie zaplanować życia. Zawsze zdarzy się coś, czego nie przewidzimy, a zmieni nasze plany. A to jest wtedy takie irytujący, kiedy coś, na czym ci cholernie zależy nie udaje się, prawda? Ugh! To może lepiej zamiast planować i później się denerwować, mieć wszystko w dupie i żyć chwilą? Brzmi kuszącą, ale to też nie jest dobrym rozwiązaniem. W pewnej chwili zaskoczy nas rzeczywistość. Upadniemy i będzie nam trudno wstać, prawda? To ja już nie wiem co jest lepsze…
       Przede mną ostatnie już zajęcia dzisiejszego dnia, a mianowicie doszkalanie wokalu. Kierowałam się schodami na trzecie piętro. Niby taka bogata szkoła, a nie ma windy, która- nie ukrywajmy- bardzo by się przydała. Jedne zajęcia mam na parterze, a na kolejne muszę zapierdzielać schodami na czwarte piętro. Poprawiłam torbę, która aktualnie zwisała mi na lewym ramieniu i nucąc pod nosem bliżej nieznaną mi melodię, pokonywałam kolejne schodki.
- Ty zapewne jesteś ta słynna Victoria- usłyszałam kobiecy głos, w którym łatwo było wyłapać sarkazm.
- We własnej osobie- odpowiedziałam przesłodzonym głosem i uśmiechnęłam się sztucznie. Przede mną stałam Alison.
- Jesteś tu jeszcze nowa i nie rozumiesz pewnych spraw. Jak rządze w tej szkole, kochanie, więc nie warto ze mną zadzierać- uśmiechnęła się triumfalnie, przechyliła głowę w lewą stronę i kontynuowała- Trzymaj się z daleko od MOJEGO chłopaka- wypowiedziała, dobitnie podkreślając ‘mojego’.

- Z tego co wiem, Chris jest już singlem- udałam zamyśloną, ale ukradkiem spoglądałam na blondynkę.
- Mamy chwilową przerwę. Dla swojego dobra nie wchodź mi w drogę- zakończyła i wyprzedziła mnie.
- Groźby są karalne, kochanie- krzyknęłam za nią przedrzeźniając ją. Weszłam do Sali i zajęłam wolne krzesło.
       Te zajęcia były dosyć specyficznymi, ponieważ nie siedzieliśmy przy ławkach, na krzesłach ułożonych w koło. Tuż po dzwonku weszła radosna kobieta. Miała długie, kasztanowe fale, które sięgały jej do pasa. Ubrana była w białą koszulę, którą włożyła w czarne spodnie, a na to zarzuciła granatową marynarkę pod kolor butów. Ogólnie zauważyłam, że wykładowcy ubierali się w stylu klasycznym, który jak bym nazwała nieco nudnym.
,, W nas jest raj, piekł i do obu szlaki. ‘’- Jacek Kaczmarski
- Witam was dzisiaj- przywitała się radośnie.- dziś poćwiczymy sobie utwory acapella. Widzę nową twarz. Victoria, czyż nie?
- Tak, Victoria West- przedstawiłam się kulturalnie.
- Zaczniesz pierwszą zwrotkę Victorio, a Alison drugą. Reszta to chórki. – zdecydowała kobieta i rozdała nam teczki z tekstami. Przeczytałam szybko słowa. – Zaczynamy na- poinformowała nas wykładowczyni i zaczęła nucić melodie. Po chwili chórki zaczęły wydawać z siebie przeróżne dźwięki, po przez nucenie, mruczenie i wiele innych czynności.
There was a time I thought, that you did everything right
No lies, no wrong, boy I, must have been outta my mind
So when I think of the time that I almost loved you
You showed your ass and I, I saw the real you
Thank God you blew it, thank god I dodged a bullet
I'm so over you, so baby good lookin' out.
Zaczęłam pierwszą zwrotkę, co nie było dla mnie większym problemem. Uwielbiałam twórczość Beyonce, jak i jej anielski głos. Była wyjątkową artystką.
I wanted you bad, I'm so through with that
Cause honestly you turned out to be the best thing I never had
You turned out to be the best thing I never had
And I'm gon' always be the best thing you never had
Oh yeah, I bet it sucks to be you right now
Druga zwrotka należała do Alison. Muszę przyznać, że blondynka ma niezły głos i z łatwością przychodzi jej wyśpiewywanie wyższych dźwięków, z czym ja osobiście miewam problemy. Na przemian dokończyłyśmy piosenkę. Oczywiście nie obyło by się bez chórków, który w połączeniu z naszym duetem dawały świetny efekt. Pani McCullen pisnęła z zachwytu i nawijała o tym, jaki to ona ma talent do łączenia talentów.
        Nadeszła pora na lunch. Wszyscy uczniowie kierowali się do stołówki, aby nie tylko pobrać energię z pożywienia, ale także spędzić trochę czasu ze znajomymi. Od razu podeszłam do stolika zajętego już przez Alex i jej znajomych. Przywitałam się z nimi, co odwzajemnili i posłali mi przyjazne uśmiechy.
- Jeszcze tylko 3 godziny i do domu- zaczął rozmowę Jake. Kręcił widelcem w swoim makaronie.
- Nie wiem jak wy, ale ja mam ochotę odreagować w ten weekend. Muszę się upić- mruknęła Carrie, na co dostała kuksańca w bok od Matt’a.
- Nasza mała Victoria przyjaźni się z takimi pokrakami. Dlaczego mnie to nie dziwi?- prychnęła Parker, patrząc na mnie z góry.
- O Alison, jak miło cię widzieć- mruknęłam bez entuzjazmu i posłałam dziewczynie sztuczny uśmieszek- zobacz, czy nie ma cię gdzie indziej.
- Już mnie wyganiasz? Chyba nie chcesz mnie zdenerwować, prawda?- syknęłam i mocniej zacisnęła dłonie na tacy.
- Oczywiście, że nie.- odpowiedziałam beznamiętnie- przecież złość piękności szkodzi. Chociaż nie wiem czy w twoim przypadku to zrobi jakąś różnice- udałam zamyśloną, a potem wzruszyłam ramionami. Obserwowałam jak mimika twarzy blondynki zmienia się na zirytowaną. Odkręciłam swój sok pomarańczowy i napiłam się owocowego napoju. Zadzwonił dzwonek, więc wszyscy zaczęli się rozchodzić do właściwych sal, włącznie z denerwującą blondi.
- Z czego macie teraz wykład?- spytała Al zakładając na siebie fioletową bluzę z kapturem.
- Wokal- odpowiedziała Lily, na co Jake jej przytaknął.
- Ja lecę na skrzypce. Na razie- pożegnała się Carrie i pognała w swoją stronę 
- Gitara- mruknęłam.
- To mamy razem- ucieszyła się- chodź.

         Została mi godzina do przyjścia Jennifer. Postanowiłam wziąć szybki prysznic, ale rozluźnić swoje mięśnie po dzisiejszym dniu. Mówię jakby był już wieczór, a tymczasem zegarek wskazuję 4:30 pm. Z szuflady wyciągnęłam czarną, koronkową bieliznę i weszłam do łazienki. Zmyłam z twarzy makijaż, zrzuciłam dotychczasowe ubrania i wślizgnęłam się pod prysznic, pozwalając by ciepłe strumienie zrelaksowały mnie. Na rękę malałam brzoskwiniowy płyn i wmasowując w swoje ciało, umyłam je. Chwile jeszcze stałam, aby przeźroczysta ciecz dokładnie spłukała pozostałą pianę. Wyszłam spod prysznica, a w moje ciało uderzyła chłodne powietrze, wywołując gęsią skórkę. Nałożyłam czystą bieliznę i uwolniłam swoje włosy od gumki. Ciemne kosmyki spadły na moje ramiona, a ja przejechałam je palcami, poprawiając grzywkę. Westchnęłam i weszłam do swojej sypialni, stając przed drewnianą szafą w poszukiwaniu czegoś wygodnego. Położyłam dłonie na biodra i w zadumie patrzyłam na zawartość szafy.
- Aż mi się gorąco zrobiło- wypalił Styles, który w tym momencie stał oparty o parapet przy oknie i udawał, że się wachluje. W ogóle nie przejęłam się jego obecnością, a tym bardziej, że paraduje przed nim w samej bieliźnie. Przecież to tak, jakbym była na basenie, a tam wszyscy są w strojach kąpielowych.
- A więc co tutaj robisz?- odwróciłam się w stronę chłopaka, a tan automatycznie podniósł wzrok- No oprócz patrzenia na mój tyłek- znów wróciłam wzrokiem do szafy i wyciągnęłam z niej czarne rurki, następnie je zakładając. Nałożyłam na siebie jeszcze czarny podkoszulek, a na to zarzuciłam bordowy kardigan. Nadgarstki przykryłam masą bransoletek. Co do moich nadgarstków; od ostatniego mojego podłamania minęło trochę czasu, a w międzyczasie nie wydarzyło się nic, co mogłoby wpłynąć na powrót mojej chorej przypadłości.

- Ćwiczysz coś?- spytał, ujarzmiając dłonią swoje włosy.
- Hę?- mruknęłam zbita z tropu.
- No wiesz, jakiś sport. Masz nieźle wyrobiony brzuch- skomplementował mnie, a ja chcąc ukryć niechcianego rumieńca weszłam do łazienki.
- Nie- odpowiedziałam i zaczęłam tuszować rzęsy.
- A jakaś dieta?- nie dawał za wygraną,
- Głownie czekolada- wyszczerzyłam się w jego stronę.
- Wiesz co? Zabiorę cię kiedyś na siłownie- zaproponował.
- Tyle umięśnionych przystojniaków w jednym miejscu?- uśmiechnęłam się figlarnie- wchodzę w to!- odpowiedziałam, a brunetowi mina zrzedła po moich wyznaniach.- a tak właściwie, to co chciałeś?
- W sumie to już nic- odchrząknął znacząco i wyszedł z mojego azylu. Opuściłam pomieszczenie zaraz po nim i zeszłam na dół, gdzie chłopaki biegali w tą i z powrotem.
- Wybieracie się gdzieś- spytałam lustrując dokładnie każdego z nich.
- Paul załatwił nam wywiad w jednej w londyńskich stacji radiowych.- odpowiedział na moje pytanie Niall.
- West musisz mi pomóc- zwrócił się do mnie Zayn, a nienaturalnie ciemnymi tęczówkami. Mimo swojego koloru, kryły się w nich przeróżne emocje, a jedną z nich było zdenerwowanie.
- Niczego nie muszę, Malik, ja ewentualnie mogę- syknęłam w jego stronę. Mulat zagryzł nerwowo wargę i wpatrywał się we mnie pełnymi nadziei oczyma.- mów- złamałam się, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Okażesz odrobinę uczuć ludzkich i pójdziesz z moją dziewczyną na zakupy zamiast mnie?
- Grabisz sobie Malik.- prychnęłam.
- Okej, nie rób tego dla mnie, a dla biednych dzieci w Afryce- odparł całkiem poważnie, na co ja parsknęłam śmiechem.
- Co mają do tego dzieci w Afryce?- spytałam totalnie zbita z tropu. Brunet jedynie wzruszył ramionami. Z kieszeni moich spodni wyjęłam komórkę, która od jakiegoś czasu dawała o sobie znać w postaci wibracji. Przeciągnęłam palcem przez ekranik i przyłożyłam ją do ucha.
- Bardzo cię przepraszam, ale nie mogę dziś przyjść. Wypadło mi coś ważnego…- usłyszałam zmartwiony głos Jennifer. Odpowiedziałam jej, że nic się nie stało i przełożyłyśmy nasze spotkanie.

,, Zwycięzca ma wielu przyjaciół- zwyciężony prawdziwych ‘’-nieznany

- Głupi ma zawsze szczęście, Malik- chłopak posłał mi pełnie niezrozumienia spojrzenie.- Które to centrum?
***************************************************
Taaaa daaaaam! Korzystając z ferii dodaje szybciej rozdział ;) Jak wam się podoba? Liczę na szczere opinie- nie bać się krytyki i informowania mnie o błędach! Mam już napisaną większą część 19 i muszę wam powiedzieć-nieskromnie- że mi się bardzo podoba :D

27 komentarzy =szybciej dodany nowy rozdział

PS. Już niedługo na http://change-is-good-ff.blogspot.com/ pojawi się I rozdział ;P
Zapraszam!

wtorek, 18 lutego 2014

Chapter Seventeen

http://change-is-good-ff.blogspot.com/ --> tak, teraz będę tym spamować ;) Serdecznie zapraszam!  
(dzisiaj niestety bez gifów)

,, Patrząc z bliska widzisz najmniej ‘’
,, Najbardziej niebezpieczne są emocje, ponieważ one obsesyjnie szukają jakiejkolwiek formy ekspresji, są niecierpliwe ‘’ –Olga Tokarczuk
      Weszłam do Sali, w której miały się odbyć następne zajęcia. Zajęłam wolną ławkę na samym końcu Sali, tuż przy oknie. Usiadłam na krześle i wpatrywałam się w krajobraz za szybą. Po białym puchu nie było już nawet śladu, a termometry wskazywały kilka stopni powyżej zera. Dziś wyjątkowo nie padało, ale niebo było niewidoczne, poprzez szare chmury. Nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się wokół mnie. Nie mogłam się na niczym skupić, ponieważ moje myśli zajmowała zdenerwowana brunetka o czekoladowych oczach. Zagryzłam policzki od środka wspominając moment, gdy się przedstawiła. Jednego byłam pewna: to ona wysłała mi pamiętnik mojej rodzicielki i mój akt urodzenia. Muszę jej podziękować, bo gdyby nie ona, nie siedziałabym teraz w tej klasie i kompletnie olewała nauczyciela, który próbował zwrócić na siebie uwagę uczniów.
        Przeniosłam swój wzrok na jego osobę. Brązowe włosy zaczesany do tyłu, brązowe oczy i kilkudniowy zarost. Miał na sobie zwykłe niebieskie jeansy  i czarną koszulę z rozpiętymi dwoma guzikami u góry. Muszę przyznać, że był bardzo przystojny. Westchnęłam głęboko. O czym ja do cholery myślę?!?- spytałam się w myślach.
,, Co innego muzyka, która wywołuje emocje, a co innego emocje, które pretendują do muzyki ‘’ – Julio Cortazar
- Na dzisiejszych zajęciach spróbujemy wyrazić swoje uczucia za pomocą piosenek. – doszedł do mnie głos nauczyciela. Mogłam wyłapać w nim dość specyficzny, brytyjski akcent.- Przypomnijcie sobie, co wydarzyło się ostatnio w waszym życiu- kontynuował.- Jesteście szczęśliwi?- spytał prosto z mostu wodząc wzrokiem po twarzach swoich uczniów.- A może jesteście źli? Rozczarowani? Albo może smutni, przygnębieni?- intensywnie gestykulował- Pomyślcie, ludźmi targają przeróżne emocje. Najważniejsze, by je nazwać i trzymać na wodzy. My mamy je kontrolować, nie na odwrót! – mężczyzna podszedł do tablicy i napisał na niej: ,,SŁOWA”. Wpatrywałam się w napis. – Wyraźcie swoje emocje za pomocą słów. – w tej chwili zadzwonił dzwonek, więc zaczęłam pakować zeszyty do torby – dokończymy jutro, do zobaczenia!
       Teraz zaczęłam się przerwa na lunch. Dziś znów nie byłam głodna, więc tak samo jak ostatnio usiadłam przed jedną z klas i myślałam. Od razu po zajęciach idę do Starbucks’a na spotkanie z Jennifer. Na początku byłam zdziwiona i poddenerwowana tą sytuacją, ale wcześniejsza lekcja o emocjach mi pomogła. Uspokoiła mnie, a tego potrzebowałam. Zamknęłam oczy i oparłam się o chłodną ścianę.
- Hej- dobiegł mnie przyjazny głos. – czemu nie jesteś w stołówce?- dopiero teraz otworzyłam oczy i mogłam uważnie przyjrzeć się postaci stojącej przede mną. Była to szczupła blondynka o kakaowych oczach. Z przyjaznym uśmiechem patrzyła na mnie. Wstałam na równe nogi i dopiero teraz mogłam ujrzeć, że dziewczyna jest niższa ode mnie.- Czy my się przypadkiem nie znamy?- spytała, a ja dokładniej się jej przyjrzałam. Może wydawała mi się być znajoma, ale nie byłam pewna.- Już wiem- krzyknęłam uradowana- wpadłam na ciebie w parku. Jesteś Victoria, prawda?
- Tak, a ty…?- za nic w świecie nie mogłam przypomnieć sobie jej imienia.
- Alex, ale większość znajomych mówi mi Al lub Xixi. – odwzajemniłam uśmiech blondynki. Xixi? Pierwszy raz słyszę taki pseudonim.- A wracając do pytania, to czemu nie jesteś w stołówce?
- Nie jestem głodna- odpowiedziałam beznamiętnie i wzruszyłam ramionami.
- Ja też nie, ale chodź- pociągnęłam mnie za rękę.
      Weszłyśmy do ogromnego pomieszczenia, które niemal całe zapełnione było ludźmi. Kierowałam się nadal za blondynką, a inni patrzyli na mnie jak na jakąś kosmitkę. Mam coś na twarzy czy jak?- przeleciało mi przez głowę. Usiadłam przy jednym ze stolików i Alex zaczęłam mnie przedstawiać jej znajomym, już tam siedzącym.
- To jest Victoria, a to Jake, Matt, Lilly i Carrie.- wskazywałam po kolei na bruneta z hipnotyzującymi zielonymi oczami, niebieskookiego szatyna, dziewczynę o szarych oczach i wręcz czarnych włosach, a także zielonooką dziewczynę w rudych, kręconych włosach. Wszyscy posłali mi przyjazne uśmiechy, więc bez zastanowienia je odwzajemniłam. – A co tu taka cisza?- zapytała Alex, przy okazji podkradając frytkę z tacy Matt ‘a.    
- Wiesz, nie codziennie zdarza się, że jakże urocza Alison robi aferę twojemu bratu, a on z nią zrywa- powiedziała jak gdyby nigdy nic Carrie i upiła łyk swojej wody.
- Nareszcie zmądrzał- skomentowała Al. – Teraz mogę się przyznawać, że jesteśmy rodziną- zaśmiała się.- A jaki był powód kłótni?- zaciekawiła się blondynka i znów podkradła kilka frytek z tac znajomych.
- Podobno w szkole jest jakaś nowa laska i Chris’owi się spodobała. Pewnie jest niezła, że wpadła w oko naszej gwieździe- wyjaśnił Jake.
- Jesteś idiotą, wiesz?- przysłuchiwałam się ich rozmowie i zaczęłam pić sok jabłkowy.
- Dlaczego?- zdziwił się chłopak.
- Bo ta nowa laska siedzi naprzeciw ciebie- zaśmiała się Lilly, a ja zaczęłam się dławić swoim sokiem. Wzrok zebranych przy stoliku padł na mnie, a ja z braku innego pomysłu poprawiłam swój kucyk.
- Faktycznie jest niezła- mruknął pod nosem Jake, jednak wszyscy to słyszeli i po prostu zaczęliśmy się śmiać.
         Po skończonych zajęciach dojechałam autobusem pod kawiarnie. Weszłam do środka, a do moich nozdrzy wdarł się zapach świeżo zmielonej kawy i różnych słodkości, pobudzając do pracy moje ślinianki. Usiadłam przy stoliku przy oknie i czekałam na Jennifer. Czekałam 10 minut. Czekałam 20 minut. Wypiłam już dwie kawy, a jej nadal nie było. Po 30 minutach poddałam się. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy i przygotowywać się do wyjścia.
- Przepraszam cię za spóźnienie, naprawdę przepraszam. Długo czekasz?- zapytałam brunetka. Co mam jej odpowiedzieć? Tak, czekam już półgodziny, zanim tu ruszysz swoje dupsko i przyjdziesz?!? I odezwała się stara Vic, sprzed przyjazdu do Londynu. To dzięki niej tutaj jesteś, więc bądź miła!- zbeształam się w myślach.    
- Nie- uśmiechnęłam się ciepło- Usiądźmy.
- Śmiało, pytaj o co chcesz- odezwała się kobieta po dłuższej ciszy. Posłałam jej pełne niezrozumienia spojrzenie- Zdaję sobie sprawę, że nie wiesz kim jestem i czego od ciebie chce- odezwała się przygnębiona i spuściła wzrok.- prawda jest taka, że to przeze ze mnie spędziłaś tyle czasu w domu dziecka. To ja nie zrobiłam absolutnie nic, żeby cię z tamtąd zabrać.- patrzyła na mnie oczami pełnymi smutku, w których pojawiły się łzy. Niewiele myśląc złapałam ją za rękę, w celu dodania jej otuchy. Skąd u ciebie tyle dobra?- prychnęło we mnie moje drugie ‘ja’. 
- Może zacznij od początku- poprosiłam kobietę i upiłam łyka gorącej czekolady. Gorący napój sprawił, że poczułam przyjemne ciepło wewnątrz siebie.
- Jestem Jennifer West i byłam siostrą twojej matki, czyli twoją ciotką.- po jej słowach rozmiar moich oczu powiększył się co najmniej kilka razy. Mam oprócz ojca inną rodzinę?- Doskonale znałam twojego ojca. Jak jeszcze byliśmy młodzi, byliśmy zakochani. Taka młodzieńcza miłość, niemająca prawa przetrwać.- cicho prychnęła- Poznałam go, gdy byłam na wymianie uczniowskiej w Londynie, potem on przyleciał do mnie do Nowego Jorku. Byłam taka szczęśliwa, że nawet nie zauważyłam w jakim dynamicznym tempie rozwija się jego znajomość z moją młodszą siostrą. Cieszyłam się jak głupia, że dobrze się dogadują, ale myślałam, że na przyjaźni się skończy. Zostawił mnie dla niej. Byłam wściekła na ich oboje, więc nie odzywałam się do żadnego. Nasi rodzice oczywiście o niczym nie wiedzieli, więc jak usłyszeli, że Jess jedzie ze znajomymi do Londynu poszukać wakacyjnej pracy to się ucieszyli.- przewróciła oczami i upiła łyka swojej herbaty-  W końcu zaakceptowałam ich związek, a sama znalazłam kogoś dla siebie. Miałam 21 lat, cudownego chłopaka. Moja dziewiętnastoletnia siostra była szczęśliwa z Simonem, wszystko się układało, ale tylko przez chwilę. – nagle posmutniała- Potem wszyscy spadło na mnie tak niespodziewanie, że nie miałam siły już na nic. Nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, ja zaszłam w ciążę, a gdy tylko Lucas się o tym dowiedział to mnie rzucił i wyrzekł się malca. Miałam coraz to gorszy kontakt z siostrą, wpadłam w złe towarzystwo, poroniłam – spojrzała na mnie już mocno załzawionymi oczami- wiesz, jak teraz o tym myślę to nie wiem dlaczego jestem tutaj. Coraz częściej miałam myśli samobójcze, nie dawałam sobie z tym wszystkim rady. Ponad dziesięć lat spędziłam w ośrodku, w którym pomagali mi dojść do siebie. Udało im się- uśmiechnęła się blado. Współczułam jej. Przeszła sama w życiu więcej niż cała grupa razem wzięta. – Gdy wróciłam do domu, dowiedziałam się, że kolejna bliska mi osoba nie żyje. Moja malutka siostrzyczka, ona… nie było już jej- załkała cicho, a po policzku popłynęła jej łza. Ten widok chwycił mnie za serce. To ty je w ogóle masz- i znowu moje ‘kochane’ drugie ‘ ja’. – dowiedziałam się, że moja siostra coś po sobie zostawiła. Jej największy skarb. Ciebie. Gdybym tylko wtedy przestała myśleć o sobie i wróciła wcześniej… nie pozwoliłabym ci odejść. To wszystko moja wina! Ja cię tak bardzo przepraszam.
- Cśśśśś- próbowałam ją uspokoić- nic się nie stało. Zobacz, jestem tu teraz z tobą i strasznie się z tego cieszę. To nie twoja wina, nie możesz się o wszystko obwiniać. – uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
- Jak nie moja wina? Byłam straszną egoistką- otarła kilka łez spływających po jej policzku.
,, Najgorszym więzieniem jest przeszłość ‘’ –Paolo Coelho
- Nie byłaś wcale egoistką, po prostu miałaś swoje problemy.
- Wybaczysz mi?- zapytałam łamiącym głosem i spojrzała z nadzieją w oczach.
- Nie mam ci czego wybaczać- uśmiechnęłam się szczerze- Może zacznijmy od początku. Victoria West- podałam jej dłoń, którą bez zastanowienia chwyciła
- Jennifer West.
- Gdzie się zatrzymałaś? Bo zgaduję, że nie jesteś na stałe w Londynie- zmieniłam temat i dokończyłam pić swój napój.
- Na razie mieszkam w hotelu, bo mam tu do załatwienia kilka spraw.
- Może wpadniesz jutro na herbatę?- zaproponowałam. Skoro wiem już, że mam rodzinę, to nie pozwolę jej odejść. Tak szybko się mnie nie pozbędzie- o bożee, mówię jak jakiś psychol.
- Z chęcią.
       Zmęczona po całym dniu wróciłam do domu. Głowa mi pękała od natłoku informacji. Z ciągnęłam buty, płaszcz i udałam się do kuchni, bo byłam przerażająco głodna. Weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam Nialla siedzącego przy wysepce. Chwila, on płakał?
- Niall, co się stało?- zapytałam bliżej podchodząc do chłopaka.
- Abigail wzięła wolne- jednak nie płakał, ale był smutny. Wybuchłam głośnym śmiechem.- Ja tu przeżywam najgorsze chwilę w życiu, a ty się śmiejesz- założył ręce na klatkę piersiową. Rozbawiona zmierzwiłam włosy blondynowi.
- Zbiórka w salonie!- krzyknął Louis, więc z Horanem tam poszliśmy.
- Przez jakiś czas musimy sobie poradzić bez Abi- zabrał głos Liam- proponuje, żeby dobrać się w pary i codziennie inna para będzie miała dyżur.
- Ja chcę z Harrym- jednocześnie krzyknęli i Niall i Louis
-O nie! Nialler cały czas podjada, a Tomlinson nawet dupy nie ruszy do pomocy- bulwersował się Styles.
- No dobra, to wylosujemy swoją parę- mruknął zrezygnowany Payne. Na kartce napisał imię każdego z nas i porozcinał ją na małe kawałeczki. – dziewczyny mają pierwszeństwo.- wyjęłam z czapki mała, zawiniętą karteczkę. Szybkim ruchem ją rozwinęłam. Przeraziłam się, gdy przeczytałam napis.
- To ja spróbuję jeszcze raz- oznajmiłam, ale zanim zdążyłam ponownie wylosować Li zabrać czapkę.
- Nie wywyższaj się księżniczko- warknął zirytowany Malik.
- Kogo masz?- spytał mnie z błyskiem w oku Hazza. Położyłam rozwiniętą karteczkę na stoliku.
Zayn
- To może niech ona jeszcze raz wylosuje- podrapał się po karku Malik.
- Takie są zasady- zakończył Liam.
       Wychodzi na to, że kolej moja i ‘’pana idealnego’’ jest dzisiaj. Kłóciliśmy się co przygotować i nie mogliśmy dojść do porozumienia.
- Jestem głodny- poskarżył się niezadowolony blondynek- może zamówimy pizzę, bo zanim oni coś zrobią to umrę z głodu.
- Horan wypad z kuchni, zaraz przyjdziemy z obiadem- rozkazał Zayn i pociągnął mnie za łokieć.- Mam pomysł. Zróbmy pizzę- oryginalnie ‘’panie idealny’’. Przewróciłam oczami, ale już nie miałam siły się z nim kłócić, bo również mój żołądek dawał mi sygnały, że potrzebuje pokarmu. Uzgodniliśmy, że mulat zrobi ciasto, a ja przygotuje dodatki. Brunet jakimś ‘’dziwnym trafem’’ tak rzucał mąką, że cała wylądowała na mnie.
- Pożałujesz tego! - krzyknęłam i zaczęłam rzucać w niego tartym serem. On nie pozostawał mi dłużny i już po chwili miałam we włosach kukurydzę. Wzięłam do ręki dwa jajka i jednym, zwinnym ruchem rozbiłam mu je na głowie, rujnując tym całą jego fryzurę. Zaczęłam się śmiać jak jakaś opętana. Malik do mnie dołączył, ale nie przestaliśmy rzucać w siebie składnikami. Brązowooki chwycił opakowanie z mąką i miał zamiar na mnie wysypać całą zawartość, kiedy szybko się otrząsnęłam i odepchnęłam ją w zupełnie innym kierunku. Biały proszek znalazł się na szczupłej brunetce, która akurat wchodziła do kuchni. Pisnęła zirytowana.
- Co się stało? Ooo- do kuchni wpadł Harry i z ledwością się powstrzymywał, aby nie wybuchnąć śmiechem. Wściekła dziewczyna obróciła się na pięcie i wybiegła z pomieszczenia.- Kendall- krzyknął loczek i wybiegł za nią. Dopiero, gdy zostaliśmy z Zaynem sami, nie musząc się powstrzymywać, śmialiśmy się. Ledwo co łapałam oddech.
- Nienawidzę suki- syknął.
- Masz komórkę- zapytałam, gdy już się uspokoiliśmy.
- Ta, a po co ci? – zapytał zdezorientowany
- Trzeba zadzwonić po tą pizzę- odpowiedziałam rozbawiona i zaczęłam wytrzepywać z włosów jedzenie.

*****************************************************
No cześć miśki ;* Dodaje rozdział 17- jeju, jak to szybko zleciało ;)
miałam go dodać wczoraj, ale znajomi wyciągnęli mnie na lodowisko, potem nie chciało mi się wracać do domu i zostałam na noc u przyjaciółki i takie tam ;p Mam nadzieję, że się nie gniewacie? Muszę przyznać, że choć długo się męczyłam z napisaniem tego rozdziału to mi się podoba ;) przekroczyliście 30000 wejść! jupiii! ;)
Brzydzę się szantażem, ale muszę to zrobić, przepraszam :( 
 min 20 kom= kolejny rozdział


ps. chce was zaprosić na kilka fajnych blogów:
   oczywiście nie są to wszystkie, które lubię, ale o niektórych z nich mało osób wie, a są naprawdę wartę odwiedzenia ;)

uwielbiam was <3// Mała Wariatka 



         

niedziela, 9 lutego 2014

Chapter Sixteen

Głosujcie na ,,I'm not perfect, sorry'' ;)

Przeczytaj notkę pod rozdziałem !

,, Trzeba najpierw poznać zasady, żeby je złamać ‘’
          W życiu trzeba się czymś kierować. Jedni kierują się intuicją. Drudzy opinią i radami innych. A trzeci? Oni kieruję się zasadami. Każdy ma swoje, których za wszelką cenę próbuje przestrzegać. Czasami się udaję, innym razem nie. Przecież to nic dziwnego, że czasami coś nie idzie po naszej myśli. Nie mamy wpływu na świat i z tym trzeba się pogodzić. Świat rządzi się swoimi zasadami. Których nikt i nigdy nie zrozumie.  
  - Usiądź dziecko- dobiegł do mnie jego nieco zachrypnięty głos. Wykonałam jego polecenie i po chwili siedziałam już naprzeciwko niego. Uważnie przeglądał coś w swoich papierach, a ja z braku ciekawszego zajęcia bawiłam się swoimi palcami. Mężczyzna odchrząknął znacząco i zaczął swój monolog.- Jak zapewne zauważyłaś, nie jest to zwykła szkoła. Nie ma tu przedmiotów typu fizyka, matematyka czy jakieś inne. Zamiast tego można się tu uczyć gry na instrumentach, doszkalać swój wokal czy również grę aktorską, która potrzebna jest nie tylko aktorom. W życiu też się często przydaje- mówił niskim, poważnym głosem przeskakując wzrokiem w różne miejsca. 

- Nie tylko te rzeczy różnią to miejsce od innych. Panują tu zasady, które wszyscy mają obowiązek przestrzegać i osobiście dopilnuje tego, aby tak się stało.- posłał mi pełne powagi spojrzenie, a po moich plecach przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Z niechęcią muszę przyznać, że jest to chyba jedyna osoba, która wzbudza we mnie dziwne uczucie. Czyżbym się go bała? Nieee, to niemożliwe, ja się nikogo nie boje. Osoba stojąca przede mną najwyraźniej jest wyjątkiem. Zacisnęłam usta w wąską linie uważnie go słuchając. – Ale dość już obowiązków. Pora na przyjemności i zalety tego miejsca- zmienił temat, głos i mimikę swojej twarzy. Teraz widzę, że gra aktorska na serio się przydaje. – Co dwa miesiące odbywają się przedstawienia i występy, na których młodzi artyści mogą zaprezentować swoje zdolności i przy okazji znaleźć agentów i podpisywać kontrakty na dalszą współpracę. Choć z tego co wiem ty nie musisz się o to martwić. Dlatego na początku nie rozumiałem, dlaczego Simonowi tak bardzo zależy na twojej edukacji tutaj. -ostatnie zdanie wypowiedział trochę ciszej i wyraźnie było widać, że nad czymś się zastanawia. - Tutaj masz plan zajęć, tu klucz do szafki i księgę zasad.- położył przede mną wszystkie wcześniej wymienione przedmioty.- Każdy uczeń ma obowiązek zapisania się na przynajmniej dwie lekcje nieobowiązkowe. Czytając twoje zgłoszenie zauważyłem dużą liczbę instrumentów na jakich grasz i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. A teraz zmykaj na lekcję, bo się spóźnisz, a uwierz mi na słowo nauczyciele tego nie lubią. Powodzenia - uśmiechnął się przyjaźnie i ponaglił mnie ruchem ręki.

- Dziękuje i do widzenia- pożegnałam się i wyszłam. W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli, pytań, ale nad żadną konkretną nie mogłam się skupić, ze względu na ich ilość. Korytarz widocznie opustoszał, co oznaczało, że większość uczniów musiało być już w salach lekcyjnych.
- Nareszcie jesteś- odezwał się ktoś obok mnie a ja szybkim ruchem przyłożyłam dłoń do serca, które zwiększyło swoją prace kilkadziesiąt razy. Spojrzałam na sprawce mojego nagłego przestraszenia się i okazał się nim być Chris.

- Czekałeś na mnie?- spytałam wyraźnie zdziwiona.
- No pewnie- odparł od razu, a na jego twarzy malowało się rozbawienie- tak szybko się mnie nie pozbędziesz- puścił mi oczko.
       Spojrzałam na swój plan zajęć i jak się okazało, pierwszą mam lekcje wokalu. Z racji, iż Chris również na nią uczęszcza to poszliśmy razem. Przeanalizowaliśmy wspólnie swoje plany i kilka lekcji się pokrywa, co nie powiem, odrobine mnie ucieszyło. Weszliśmy do klasy równo z dzwonkiem. Szukałam wzrokiem wolnego miejsca, gdy zostałam pociągnięta za rękę, przez co się zachwiałam. Usiadłam na miejscu obok bruneta. Uśmiechnął się do mnie co oczywiście odwzajemniłam.
- Siedzisz sam? – spytałam obojętnie, poprawiając grzywkę, która bezczelnie spadała mi na oczy i zakłócałam widoczność.
- Zazwyczaj siedzę z Alison, ale nie martw się, nie obrazi się i znajdzie inne miejsce. Wystarczy, że kiwnie palcem- przy ostatnim zdaniu przewrócił oczami zirytowany i cicho prychnął. Do Sali wszedł nauczyciel, jak na moje oko mocno po czterdziestce. Koszule w kratę wsadził w czarne spodnie, a na nosie miał klasyczne, czarne okulary. Pogodny uśmiech gościł na jego twarzy, a nieco przydługa grzywka spadała na czoło. Odgarnął ją jednym ruchem ręki i przeleciał wzrokiem po klasie.
- Witam was kochani!- przywitał się, po czym postawił swą teczkę na biurku.- Widzę nową twarz. Victoria West zgadza się?- uśmiechnął się do mnie. Poczułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych i nie czułam się zbytnio komfortowo. Odpowiedziałam skinieniem głowy, a uwaga reszty znowu spoczęła na nauczycielu. Odetchnęłam z ulgą i przeniosłam swój wzrok na otwierające się drzwi. Do klasy weszła szczupła blondynka.
- Panno Parker jaki jest powód panny spóźnienia?- ze srogim spojrzeniem spytał blondynkę nauczyciel.

- Lepiej przyjść spóźnioną niż brzydką- odpowiedziała dziewczyna i odrzuciła ręką swoje blond kosmyki. Kolejna plastikowa twarz w tym świecie. W sumie powinnam się już przyzwyczaić. Przeszła całą klasę i stanęła przede mną. – To miejsce jest już zajęte. – powiedziała skanując mnie swoim obojętnym wzrokiem.
- Przecież wiem, bo na nim siedzę.- uśmiechnęłam się sztucznie
- Ally znajdź inne, pogadamy na stołówce- zabrał głos Chris, a dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. Posłała mi jak najbardziej sztuczny uśmiech i usiadła dwie ławki przed nami.
       Lekcja minęła w miarę normalnie, nic szczególnego się nie działo. Następne też niczym się nie wyróżniały. Gdy wszyscy uczniowie kierowali swoje kroki do stołówki, ja siedziałam przed jakąś klasą i zapisywałam na kartce słowa. Nie byłam głodna, więc postanowiłam inaczej wykorzystać ten czas. Korytarz był całkowicie pusty, więc miałam odpowiednie warunki do tworzenia. Tak minęło mi 30 minut i przyszła pora na kolejne lekcje. Jak zwykle przedstawienie się i dalej nic ciekawego. Przetrwałam swój pierwszy dzień. Zwycięstwo! Dumna z siebie czekałam na przystanku na autobus i dojechałam bezpiecznie do domu. Następnie rutyna, czyli zjadłam obiad i spędzałam czas w swoim pokoju. Byłam ubrana w czarne spodnie dresowe i czerwoną bokserkę, a włosy związałam w kucyka.  Przede mną laptop, w rękach kubek z gorącą czekoladą, a ja zawinięta kołdrą. To jest to- pomyślałam. Kołdra to cudowny wynalazek. Ona o nic nie pyta, ona po prostu jest i dają ciepełko. Usłyszałam trzask drzwi, chłopaki najwyraźniej już wrócili z wywiadu. Wygramoliłam się z łóżka i zeszłam na dół.
- Jak pierwszy dzień w szkole?- spytał Liam odwieszając kurtkę na wieszak z korytarzu. Uśmiechnął się do mnie i przejechał dłonią po włosach.
- Nic szczególnego- wzruszyłam ramionami i również się uśmiechnęłam.- Jak sesja?
- Vic? Grasz z nami na konsoli?- Tomlinson zadał mi pytanie,  ale już nie czekał na odpowiedź, tylko pociągnął mnie do salonu. Na kanapie siedzieli już wszyscy oprócz Zayna, który zapewne był u swojej dziewczyny. Chyba Perrie, ale pewna nie jestem.   
        Jęki przegranych i wiwaty wygranych, a do tego śmiechy kibiców. Powiedzmy szczerze: nudzić się nie da.
- Wygraaaaaaałam!- krzyknęłam śmiejąc się. Poczochrałam Harry’emu włosy, na co ten zmroził mnie wzrokiem i wydął dolną wargę.
- To nie fair, oszukiwałaś!- założył ręce na piersi i miał minę typu ‘’foch forever na dwie minuty’’. Jak z dzieckiem.
- Wmawiaj sobie dalej, Harold!- wystawiłam mu język. Chłopak po chwili odebrał telefon, który już od jakiegoś czasu dawał znać o swoim istnieniu. Jego twarz przybrała grymas niezadowolenia, ale i tak przyłożył aparat do ucha i można było usłyszeć kawałki rozmowy.
- No cześć… Tak, ja też tęsknie… jutro?... oczywiście, że się cieszę… jasne, przyjadę… o której?... mhm… do jutra…- i rozłączył się. Przeczesał dłonią włosy.
- Kto dzwonił- zapytał Lou z głupkowatym  uśmieszkiem.
- Kendall. Jutro przylatuję- oznajmił beznamiętnie, ani trochę się nie ciesząc. W moim gardle pojawiła się wielka gula, której próbowałam się pozbyć. Nerwowo poprawiłam kucyka, choć nadal w klatce piersiowej odczuwałam nieprzyjemny ucisk. – nie wytrzymam z nią 3 dni- westchnął zrezygnowany.
       Wybuchłam niepohamowanym śmiechem, do którego dołączyli się też Niall, Liam i Lou. Wszyscy zebrani oprócz Stylesa. Lokers długo nie wytrzymał udając poważnego i po chwili do nas dołączył. Uspokoiliśmy się dopiero, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Z racji, iż Payne był najbardziej ogarniętą osobą z całego naszego towarzystwa poszedł otworzyć.
- Viiiiiiiic! – zawołał mnie, więc wstałam na równe nogi i poszłam do korytarza. – Ktoś do ciebie- mruknął i zostawił mnie sam na sam z obcą mi kobietą, którą widzę pierwszy raz w życiu.
- Mam nadzieje, że nie przeszkadzam- odezwała się kobieta, a na jej twarzy można było dostrzec zdenerwowanie. Ubrana była z kremowi płaszcz, czarne botki i szalik owinięty wokół szyi również w kolorze czarnym. Długie brązowe loki opadały kaskadami na jej ramiona, a duże czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie z niepokojem.
- Skąd- zapewniłam kobietę.- Proszę wejść, na dworze jest zimno- otworzyłam szerzej drzwi.
- Nie nie, ja tylko na chwilkę. Bardzo mi zależy na rozmowie z tobą. Mogłybyśmy się spotkać na przykład jutro w kawiarni?- spytała z łatwo dosłyszalną nadzieją w głosie.- Jestem Jennifer West.- otworzyłam szerzej oczy. To te imię. Te, które śniło mi się po nocach. I to nazwisko. Moje nazwisko. Jennifer West

*********************************************************
Witam miśki :* Jak życie? Ogólnie to rozdział miałam dodać dopiero 16 lutego, ale dodaję dziś ;D Czekam na wasze opinie! 

A teraz trochę pomarudzę: 
 Jest 55 obserwatorów(z czego ogromnie się cieszę) a pod poprzednim rozdziałem było zaledwie 18 komentarzy :( To mało motywujące, nieprawdaż? 

Jest bardzo ważna sprawa:
Ten blog został nominowany do Bloga Miesiąca- Styczeń.
Proszę was, abyście zagłosowali na ,,I'm not perfect, sorry''. To dla mnie ogromnie ważne.http://sonda.hanzo.pl/sondy,219067,8jtK.html

 Mam dla was propozycję:
Wy będziecie głosować i komentować to ja dodam taki meeeega długi rozdział! Co wy na to? 

Co do komentarzy to chodzi mi o szczerą opinię xD Jak coś się nie podoba, śmiało krytykujcie, bo to na serio motywuje ;p

Czytajcie i cieplutko się trzymajcie ;* // Mała Wariatka

PS. Mam pomysł na kolejne opowiadanie(ff) ;D Co wy na to?