,, Do niektórych ludzi
należy uzbroić się w cierpliwość, wyrozumiałość, a czasem w dobrą patelnię ’’
Mieliście kiedyś uczucie, że wasze życie to
jedna wielka monotonia? Codziennie wykonywane te same czynności, które stały
się już rutyną? Siedzicie i macie wrażenie, ze życie ucieka wam bezpowrotnie, a
wy nawet nie wiecie jak to zmienić. Przyzwyczailiście się do tego,
zaakceptowaliście to. Często mam tak samo, a właściwie miałam. Jestem
człowiekiem szybko się nudzącym i uwielbiam zmiany, zwłaszcza te na lepsze co
od kilku lat zdarza się bardzo sporadycznie. Wstawałam rano, jadłam śniadanie,
męczyłam się w szkole, po obiedzie praca i wykończona marzyłam tylko o śnie.
Teraz czuję się wolna, chodź powinnam jeszcze chodzić do szkoły to mam to
kompletnie gdzieś.
Znudzona czekam na taksówkę, która jakoś
niespecjalnie się spieszy do mnie. To musi być ciekawy widok: Dziewczyna ubrana
w mrocznym stylu, tupie nogami i nie przejmuje się, że ludzie przechodzący obok
mierzą ją wzrokiem jak jakąś nienormalną. Wreszcie nadjechał wyczekiwany
pojazd, więc wsiadłam do niego uprzednio wkładając bagaże. Już miałam zamykać
drzwi, kiedy wleciał do niej jakiś chłopak w kapturze i okularach słonecznych.
Tak ta ja jestem ta dziwna, bo lubię czerń a chłopak w kapturze i okularach
słonecznych- chociaż nawet słońca na niebie nie widać- jest normalny? I jeszcze
bezczelnie wpycha się do zajętej taksówki krzycząc: Niech pan rusza! Kierowca
posłuchał ‘pasażera na gapę’ i odjechał z piskiem opon.
- Gdzie
jechać- spytał kierowca zerkając w lusterku to na mnie to na tego drugiego.
- Na … -
chłopak chciał odpowiedzieć, ale mu przerwałam
- Do centrum
proszę- powiedziałam kierowcy i rzuciłam wredny uśmieszek temu obok. Chłopak
zdjął kaptur i przeczesał dłonią swoje średniej długości ciemno brązowe włosy,
a jego oczy były ślicznie czekoladowe, co dostrzegłam po zdjęciu przez niego
okularów. Mierzył mnie wzrokiem przez co czułam się nieswojo, więc odwróciłam
głowę w kierunku szyby i podziwiałam miasto. Siedziałam tak, dopóki nie
spostrzegłam się, że stoimy w miejscu. Wyjęłam z torby portfel i chciałam
przekazać kierowcy należną mu sumę pieniędzy, ale chłopka uprzedził mnie ruchem
swojej ręki oznaczającym, że on zapłaci. Posłałam mu zdziwione spojrzenie, ale
nie miałam siły się kłócić, więc chwyciłam bagaże w dłonie i wysiadłam z
taksówki.
- Tak w
ogóle to jestem Zayn- krzyknął brunet
- Tak w ogóle to mam to gdzieś- odpowiedziałam
- Daj
spokój, więcej i tak się nie zobaczymy księżniczko- rzucił od niechcenie, a we
mnie aż zawrzało na jego ton głosu.
- Mam
nadzieje- syknęłam sfrustrowana i zamknęłam drzwi pojazdu. Chodziłam po mieście
ciągnąc za sobą walizkę, aż doszłam do małego hoteliku. Nie był wyjątkowo
piękny, wyjątkowy. Nie potrzebowałam luksusów tylko dachu nad głową do czasu,
aż nie znajdę sobie jakiegoś mieszkania. Podeszłam do recepcji i wynajęłam
jednoosobowy pokój. Wtargałam swój bagaż po schodach, bo hotel nie posiadał
windy, co było minusem, zwłaszcza że mam pokój na trzecim piętrze. Otworzyłam
drzwi kluczem i weszłam do małego pomieszczenia, gdzie dominowały kolor szary z
elementami czerwieni. Na środku stało jednoosobowe łóżko, obok niego szafeczka
nocna, a dalej za nią dosyć sporych wielkości szafa. Podeszłam do okna i
podniosłam żaluzję do góry, aby podziwiać widok. Zawiodłam się, gdyż
spodziewałam się czegoś lepszego niż metrowej szczeliny pomiędzy innym
budynkiem, a tym. Widok na mur zawsze spoko. Weszłam do łazienki i wzięłam
odprężający prysznic. Podeszłam do walizki i wyjęłam z niej za dużą koszulkę z
motywem zespołu The Beatles i spodenki. Na suche już ciało założyłam
przygotowane rzeczy i położyłam się do łóżka. Nie dość, że lot mnie zmęczył to
jeszcze ta zmiana czasu. W Londynie jest 7 p. m, a w Bufallo było by dopiero
2p. m . Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza.
* * *
-Harry, nie chcę żebyś odszedł. Nie
zostawiaj mnie- popatrzyłam na chłopaka ze łzami w oczach. Jego też się
szkliły, widziałam jak jest mu ciężko.
- Nigdy cię nie zostawię- pogładził
mnie po policzku- obiecuję – przybliżał swoją twarz do mojej, aż nasze czoła
się ze sobą zetknęły i patrzyliśmy sobie w oczy –Kocham cię – wyszeptał i
złożył najdelikatniejszy, a zarazem jeden z najbardziej namiętnych pocałunków
jakie składał na moich ustach.
- Ja ciebie też- to było coś więcej
niż dziecięca przyjaźń. Jako piętnastolatka byłam zakochana do granic
możliwości w przyjacielu od zawsze na zawsze. Wyszedł, a ja nie wytrzymałam i
pozwoliłam słonej cieczy wypłynąć.
Obudziłam się z płaczem. Zapytacie dlaczego,
skoro to takie słodkie, i w ogóle. Zgadzam się z wami. To było przepiękne,
jedna z najpiękniejszych chwil w moim dotychczasowym życiu. Dlatego to takie
ciężkie, kiedy osoba która dała ci najpiękniejsze wspomnienie, sama się nim
stała. Wybuchłam histerycznym płaczem, który bez skutku próbowałam stłumić
poduszką. Obiecałam sobie, ze nie będę płakać, że będę silna, ale nie daje
rady. Świadomość, ze znajduje się w mieście gdzie On obecnie mieszka i mój
ojciec, którego chcę bliżej poznać, jest też blisko z Nim nie pomaga. Wręcz przeciwnie,
wykańcza mnie fizycznie i psychicznie. Weszłam do łazienki i wygrzebałam z
swojej kosmetyczki moją starą przyjaciółkę- żyletkę. Kiedyś się cięłam. Nie
mogę powiedzieć, ze to przez Niego, bo to nie prawda. To przeze mnie, przez
moją słabość. Na co dzień udaję silną, a tak naprawdę nie daje rady i próbuje
odreagować. Zerwałam tą ‘przyjaźń’ – i znów sarkazm- kiedy trafiłam do
szpitala. Obiecałam pani Margaret, ze przestanę i przestałam. Ale teraz już nie
mogę. Przyglądałam się starym ranom na moim nadgarstku, które zazwyczaj
zakrywałam bransoletkami. Czy warto na nowo to zaczynać, brnąć w to? Doskonale
wiem, że nie warto, mimo tego znów mam chęć zacząć. To jest silniejsze ode
mnie. Przejechałam lekko żyletką po nadgarstku, ale wystarczająco by mogły się
na ni pojawić krople krwi. Czułam ulgę. Nic mnie już nie hamowało, więc
powtórzyłam czynność tym razem mocniej. Zamierzałam się do kolejnej próby, ale
ktoś dzwonił na moją komórkę, więc zawinęłam bandażem krwawiące rany i
pobiegłam do sypialni. Na wyświetlaczu widniał napis PANI MARGARET . Przejechałam
palcem po ekranie i przyłożyłam telefon bliżej ucha.
-
Victoria?- usłyszałam zmartwiony głos byłej
opiekunki- Miałaś
zadzwonić jak tylko dolecisz. Martwiłam się o ciebie- mówiła
z wyczuwalną w jej głosie pretensją, ale też jakby ulgą.
-
Przepraszam. Byłam zmęczona, więc szybko zasnęłam.
-
No już dobrze, moje dziecko. Ale pamiętaj, że moje drzwi są zawsze dla ciebie
otwarte. Zawsze możesz wrócić
-
Wiem i dziękuje. Przepraszam, ale musze kończyć. Niedługo zadzwonię- nie
chciałam kontynuować tej przesłodzonej rozmowy, więc rozłączyłam się i opadłam
bezwładnie na łóżko. Muszę wziąć się w garść, nie przyjechałam tu żeby się nad
sobą użalać. Zmotywowana ubrałam się w czarny top, na który założyłam również
czarną prześwitującą koszule i standardowo wciągnęłam ją w czarną spódnice
przed kolano. Do tego nałożyłam rajstopy pod kolor skóry i kozaczki przed kostkę.
Doczepiłam granatowe pasemka do włosów, a rany na nadgarstkach przykryłam
bransoletkami. Wykonałam makijaż, nie za mocny, ale też nie za słaby. Telefon
wsadziłam do kieszeni mojej czarnej kurtki skórzanej i po zamknięciu drzwi
wyszłam pozwiedzać Londyn. Chodziłam, zwiedzałam, mijałam ludzi- tak mijały mi
godziny. W końcu jestem tylko człowiekiem, więc zgłodniałam i szukałam jakiegoś
baru, restauracji. Przechodziłam właśnie obok chińskiej restauracji, więc
weszłam i zamówiłam kurczaka na ostro z warzywami i makaronem. Czekałam na
zamówienie, a w międzyczasie oglądałam popisy wokalne ludzi, bo weszłam akurat
odbywał się tu konkurs karaoke.
- Czy jest ktoś odważny na tej sali, kto chciałby się
zmierzyć z dotychczasową zwyciężczynią?- prowadzący konkurs szukał kolejnych.
Na scenie obok niego stałam szczupła brunetka z zadartym nosem szczerząca się.
Widać było po niej, że wydaje się jej, że jest lepsza od innych. W mojej głowie
rodził się plan, by wejść na scenę i pokonać ją. Co ja bym dała by zobaczyć jej
zniesmaczoną minę. Ah. Moja wizja była na tyle satysfakcjonująca, że wstałam z
krzesła i podeszłam do Dj-a . Zapisałam swoje imię i nazwisko w karcie zgłoszeń
i teraz tylko wystarczyło czekać na wywołanie.
( jakość filmu nie powala, ale tylko taki znalazłam )
- Mamy tu jedną odważną- zaśmiał się- zapraszam na scenę
naszą Mandy i Victorię.- tłum ludzi zaczął bić brawa co mnie trochę stremowało.
Muszę się do tego przyzwyczaić, skoro jutro chcę wystąpić przed kilkoma milionami
ludzi, jak nie więcej. Odebrałam swój mikrofon i wsłuchiwałam się w pierwsze
dźwięki muzyki. Chwile potem, gdy razem zaczęłyśmy śpiewać czułam się jak ryba
w wodzie i wiedziałam, że chciałabym to robić częściej. Po skończonym występie
znowu rozbrzmiały się brawa, tylko z tą różnicą, że głośniejsze i czasami słychać
było wykrzykiwane nasze imiona.
- Wooow- zawył prowadzący do mikrofonu- co to się działo?
Podobało się?- i znowu głośne krzyki i brawa, co było naprawdę bardzo miłe. –
Ogłaszam remis!- i tu nastąpiło moje rozczarowanie i chyba nie tylko moje, bo
na twarzy mojej konkurentki też wyczytałam niezadowolenie.