sobota, 28 września 2013

Chapter Four


 

,, Do niektórych ludzi należy uzbroić się w cierpliwość, wyrozumiałość, a czasem w dobrą patelnię ’’

      Mieliście kiedyś uczucie, że wasze życie to jedna wielka monotonia? Codziennie wykonywane te same czynności, które stały się już rutyną? Siedzicie i macie wrażenie, ze życie ucieka wam bezpowrotnie, a wy nawet nie wiecie jak to zmienić. Przyzwyczailiście się do tego, zaakceptowaliście to. Często mam tak samo, a właściwie miałam. Jestem człowiekiem szybko się nudzącym i uwielbiam zmiany, zwłaszcza te na lepsze co od kilku lat zdarza się bardzo sporadycznie. Wstawałam rano, jadłam śniadanie, męczyłam się w szkole, po obiedzie praca i wykończona marzyłam tylko o śnie. Teraz czuję się wolna, chodź powinnam jeszcze chodzić do szkoły to mam to kompletnie gdzieś.

       Znudzona czekam na taksówkę, która jakoś niespecjalnie się spieszy do mnie. To musi być ciekawy widok: Dziewczyna ubrana w mrocznym stylu, tupie nogami i nie przejmuje się, że ludzie przechodzący obok mierzą ją wzrokiem jak jakąś nienormalną. Wreszcie nadjechał wyczekiwany pojazd, więc wsiadłam do niego uprzednio wkładając bagaże. Już miałam zamykać drzwi, kiedy wleciał do niej jakiś chłopak w kapturze i okularach słonecznych. Tak ta ja jestem ta dziwna, bo lubię czerń a chłopak w kapturze i okularach słonecznych- chociaż nawet słońca na niebie nie widać- jest normalny? I jeszcze bezczelnie wpycha się do zajętej taksówki krzycząc: Niech pan rusza! Kierowca posłuchał ‘pasażera na gapę’ i odjechał z piskiem opon.

- Gdzie jechać- spytał kierowca zerkając w lusterku to na mnie to na tego drugiego.

- Na … - chłopak chciał odpowiedzieć, ale mu przerwałam

- Do centrum proszę- powiedziałam kierowcy i rzuciłam wredny uśmieszek temu obok. Chłopak zdjął kaptur i przeczesał dłonią swoje średniej długości ciemno brązowe włosy, a jego oczy były ślicznie czekoladowe, co dostrzegłam po zdjęciu przez niego okularów. Mierzył mnie wzrokiem przez co czułam się nieswojo, więc odwróciłam głowę w kierunku szyby i podziwiałam miasto. Siedziałam tak, dopóki nie spostrzegłam się, że stoimy w miejscu. Wyjęłam z torby portfel i chciałam przekazać kierowcy należną mu sumę pieniędzy, ale chłopka uprzedził mnie ruchem swojej ręki oznaczającym, że on zapłaci. Posłałam mu zdziwione spojrzenie, ale nie miałam siły się kłócić, więc chwyciłam bagaże w dłonie i wysiadłam z taksówki.

- Tak w ogóle to jestem Zayn- krzyknął brunet

-  Tak w ogóle to mam to gdzieś- odpowiedziałam

- Daj spokój, więcej i tak się nie zobaczymy księżniczko- rzucił od niechcenie, a we mnie aż zawrzało na jego ton głosu.

- Mam nadzieje- syknęłam sfrustrowana i zamknęłam drzwi pojazdu. Chodziłam po mieście ciągnąc za sobą walizkę, aż doszłam do małego hoteliku. Nie był wyjątkowo piękny, wyjątkowy. Nie potrzebowałam luksusów tylko dachu nad głową do czasu, aż nie znajdę sobie jakiegoś mieszkania. Podeszłam do recepcji i wynajęłam jednoosobowy pokój. Wtargałam swój bagaż po schodach, bo hotel nie posiadał windy, co było minusem, zwłaszcza że mam pokój na trzecim piętrze. Otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do małego pomieszczenia, gdzie dominowały kolor szary z elementami czerwieni. Na środku stało jednoosobowe łóżko, obok niego szafeczka nocna, a dalej za nią dosyć sporych wielkości szafa. Podeszłam do okna i podniosłam żaluzję do góry, aby podziwiać widok. Zawiodłam się, gdyż spodziewałam się czegoś lepszego niż metrowej szczeliny pomiędzy innym budynkiem, a tym. Widok na mur zawsze spoko. Weszłam do łazienki i wzięłam odprężający prysznic. Podeszłam do walizki i wyjęłam z niej za dużą koszulkę z motywem zespołu The Beatles i spodenki. Na suche już ciało założyłam przygotowane rzeczy i położyłam się do łóżka. Nie dość, że lot mnie zmęczył to jeszcze ta zmiana czasu. W Londynie jest 7 p. m, a w Bufallo było by dopiero 2p. m . Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza.

* * *

-Harry, nie chcę żebyś odszedł. Nie zostawiaj mnie- popatrzyłam na chłopaka ze łzami w oczach. Jego też się szkliły, widziałam jak jest mu ciężko.

- Nigdy cię nie zostawię- pogładził mnie po policzku- obiecuję – przybliżał swoją twarz do mojej, aż nasze czoła się ze sobą zetknęły i patrzyliśmy sobie w oczy –Kocham cię – wyszeptał i złożył najdelikatniejszy, a zarazem jeden z najbardziej namiętnych pocałunków jakie składał na moich ustach.

- Ja ciebie też- to było coś więcej niż dziecięca przyjaźń. Jako piętnastolatka byłam zakochana do granic możliwości w przyjacielu od zawsze na zawsze. Wyszedł, a ja nie wytrzymałam i pozwoliłam słonej cieczy wypłynąć.

   Obudziłam się z płaczem. Zapytacie dlaczego, skoro to takie słodkie, i w ogóle. Zgadzam się z wami. To było przepiękne, jedna z najpiękniejszych chwil w moim dotychczasowym życiu. Dlatego to takie ciężkie, kiedy osoba która dała ci najpiękniejsze wspomnienie, sama się nim stała. Wybuchłam histerycznym płaczem, który bez skutku próbowałam stłumić poduszką. Obiecałam sobie, ze nie będę płakać, że będę silna, ale nie daje rady. Świadomość, ze znajduje się w mieście gdzie On obecnie mieszka i mój ojciec, którego chcę bliżej poznać, jest też blisko z Nim nie pomaga. Wręcz przeciwnie, wykańcza mnie fizycznie i psychicznie. Weszłam do łazienki i wygrzebałam z swojej kosmetyczki moją starą przyjaciółkę- żyletkę. Kiedyś się cięłam. Nie mogę powiedzieć, ze to przez Niego, bo to nie prawda. To przeze mnie, przez moją słabość. Na co dzień udaję silną, a tak naprawdę nie daje rady i próbuje odreagować. Zerwałam tą ‘przyjaźń’ – i znów sarkazm- kiedy trafiłam do szpitala. Obiecałam pani Margaret, ze przestanę i przestałam. Ale teraz już nie mogę. Przyglądałam się starym ranom na moim nadgarstku, które zazwyczaj zakrywałam bransoletkami. Czy warto na nowo to zaczynać, brnąć w to? Doskonale wiem, że nie warto, mimo tego znów mam chęć zacząć. To jest silniejsze ode mnie. Przejechałam lekko żyletką po nadgarstku, ale wystarczająco by mogły się na ni pojawić krople krwi. Czułam ulgę. Nic mnie już nie hamowało, więc powtórzyłam czynność tym razem mocniej. Zamierzałam się do kolejnej próby, ale ktoś dzwonił na moją komórkę, więc zawinęłam bandażem krwawiące rany i pobiegłam do sypialni. Na wyświetlaczu widniał napis PANI MARGARET . Przejechałam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon bliżej ucha.

- Victoria?- usłyszałam zmartwiony głos byłej opiekunki- Miałaś zadzwonić jak tylko dolecisz. Martwiłam się o ciebie- mówiła z wyczuwalną w jej głosie pretensją, ale też jakby ulgą.

- Przepraszam. Byłam zmęczona, więc szybko zasnęłam.

- No już dobrze, moje dziecko. Ale pamiętaj, że moje drzwi są zawsze dla ciebie otwarte. Zawsze możesz wrócić

- Wiem i dziękuje. Przepraszam, ale musze kończyć. Niedługo zadzwonię- nie chciałam kontynuować tej przesłodzonej rozmowy, więc rozłączyłam się i opadłam bezwładnie na łóżko. Muszę wziąć się w garść, nie przyjechałam tu żeby się nad sobą użalać. Zmotywowana ubrałam się w czarny top, na który założyłam również czarną prześwitującą koszule i standardowo wciągnęłam ją w czarną spódnice przed kolano. Do tego nałożyłam rajstopy pod kolor skóry i kozaczki przed kostkę. Doczepiłam granatowe pasemka do włosów, a rany na nadgarstkach przykryłam bransoletkami. Wykonałam makijaż, nie za mocny, ale też nie za słaby. Telefon wsadziłam do kieszeni mojej czarnej kurtki skórzanej i po zamknięciu drzwi wyszłam pozwiedzać Londyn. Chodziłam, zwiedzałam, mijałam ludzi- tak mijały mi godziny. W końcu jestem tylko człowiekiem, więc zgłodniałam i szukałam jakiegoś baru, restauracji. Przechodziłam właśnie obok chińskiej restauracji, więc weszłam i zamówiłam kurczaka na ostro z warzywami i makaronem. Czekałam na zamówienie, a w międzyczasie oglądałam popisy wokalne ludzi, bo weszłam akurat odbywał się tu konkurs karaoke.

- Czy jest ktoś odważny na tej sali, kto chciałby się zmierzyć z dotychczasową zwyciężczynią?- prowadzący konkurs szukał kolejnych. Na scenie obok niego stałam szczupła brunetka z zadartym nosem szczerząca się. Widać było po niej, że wydaje się jej, że jest lepsza od innych. W mojej głowie rodził się plan, by wejść na scenę i pokonać ją. Co ja bym dała by zobaczyć jej zniesmaczoną minę. Ah. Moja wizja była na tyle satysfakcjonująca, że wstałam z krzesła i podeszłam do Dj-a . Zapisałam swoje imię i nazwisko w karcie zgłoszeń i teraz tylko wystarczyło czekać na wywołanie.
( jakość filmu nie powala, ale tylko taki znalazłam )

- Mamy tu jedną odważną- zaśmiał się- zapraszam na scenę naszą Mandy i Victorię.- tłum ludzi zaczął bić brawa co mnie trochę stremowało. Muszę się do tego przyzwyczaić, skoro jutro chcę wystąpić przed kilkoma milionami ludzi, jak nie więcej. Odebrałam swój mikrofon i wsłuchiwałam się w pierwsze dźwięki muzyki. Chwile potem, gdy razem zaczęłyśmy śpiewać czułam się jak ryba w wodzie i wiedziałam, że chciałabym to robić częściej. Po skończonym występie znowu rozbrzmiały się brawa, tylko z tą różnicą, że głośniejsze i czasami słychać było wykrzykiwane nasze imiona.

- Wooow- zawył prowadzący do mikrofonu- co to się działo? Podobało się?- i znowu głośne krzyki i brawa, co było naprawdę bardzo miłe. – Ogłaszam remis!- i tu nastąpiło moje rozczarowanie i chyba nie tylko moje, bo na twarzy mojej konkurentki też wyczytałam niezadowolenie.
***************************************************************
Oto nadchodzę z kolejnym rozdziałem! Taaa-daaam ;) Wyszedł dłuższy niż planowałam, ale to tylko dzięki komentarzom pod poprzednim. Dziękuje, wszystkie wejścia, komentarze i obserwatorów- skacze wręcz ze szczęścia :D 
KOLEJNY NIEBAWEM ;***  ZADAWAJCIE PYTANIA BOHATEROM LUB MI ;)
<3 TEN ROZDZIAŁ DEDYKUJE WSZYSTKIM KOMENTUJĄCYM <3

niedziela, 15 września 2013

Chapter Three


,, Nie chodź ścieżką, własną depcz ’’

Rozczarowanie. Zapewne każdy z was doświadczył już tego uczucia. Co za tym idzie? Żal, czasami złość, że nie możemy nic na to poradzić. Jak to mówią raz na wozie, a raz pod wozem. Nie ma sprawiedliwości. Ja cały czas jestem pod wozem. Całe moje życie to jedna, wielka pomyłka. Sierota, która dostaje pieniądze od anonima. Jak tak o tym myślę to chce mi się śmiać. Ciekawość- to jedno z uczuć, które mi aktualnie towarzyszy. Ta osoba znała moją matkę i wiedziała o Harrym. Tak jakby była blisko mnie, a jednocześnie daleko. Kim ona jest? Przerażała mnie ta nieświadomość. A co jak to jakaś psychopatka, która chce zdobyć moje zaufanie, a potem w najmniej odpowiednim momencie mnie wykończyć? Wzdrygnęłam się a moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Trzymałam na kolanach kolejną paczkę od owej osoby, ciekawość nie pozwalała mi dłużej czekać, więc zabrałam się do otwarcia pudełeczka. Dziś mniejsze nić ostatnio. Kolejna koperta z pieniędzmi,  czyli kolejne 1500 dolarów. Dziś dwie koperty, czy powinnam się bać? Otworzyłam kremową kopertę i wyjmuje z niej malutki srebrny kluczyk i kartkę zgiętą na pół. Klucz, klucz, od czego on może być? Myśl Vic, myśl- motywowałam się w myślach. Mam! Ostatnim razem dostałam pamiętnik bez klucza, teraz klucz. Brawo Vica. Nie jest jeszcze tak źle ze mną. Wyjęłam z pod poduszki zeszyt z zameczkiem i jednym zwinnym ruchem otwieram go. On należał do mojej matki. Zaczęłam czytać pierwszą stronę:

Dla ciebie kochanie <3

Jeżeli to czytasz, znaczy że Jenn wykonała to o co ją poprosiłam. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała być teraz przy tobie, przy mojej małej córeczce. Kochałam cię najbardziej na świecie i to się nigdy nie zmieni. Wiem, ze dasz sobie radę, naprawdę w to wierze. Przepraszam, za to że zostawiłam cię samom, nie miałam wyjścia, dlatego chciałabym to naprawić.

Kocham cię księżniczko, nie daj się!

Mama pisała dla mnie pamiętnik? Moje oczy się zaszkliły, ale ku memu zdziwieniu nie płakałam. Wręcz przeciwnie, byłam szczęśliwa. Od dłuższego czasu miałam ochotę się śmiać. Chciałam czytać dalej, ale przypomniałam sobie o karteczce. Wzięłam ją do ręki i rozłożyłam tak, aby móc zapoznać się z jej informacją. To nie była zwykła kartka, to był mój akt urodzenia. Ale skąd? Przecież mówiono mi, ze szpital go zgubił. Analizowałam każde słowo z kawałku papieru.

Matka: Jessica West

Ojciec: Simon Cowell

Zaraz zaraz. Ulotka, imię otoczone pętlą. To nie chodziło o Harrego i jego zespół, tylko o mojego ojca. Dopiero teraz potok łez spłynął po moich policzkach zostawiając szare linie od makijażu. Dobrze, że byłam zamknięta w łazience. Fajnie, fajnie mój ojciec to bogaty producent i żyje sobie spokojnie, nie wiedząc, że ma córkę. Nie wie, ze kiedyś ta mała dziewczynka śniła każdej nocy o nim, zabierającym ją z tego piekła, zapewniając kochający dom. Ależ byłam naiwna. Prychnęłam przez łzy co lekko mnie uspokoiło. Zacisnęłam usta w wąską linie, wstałam i wykonałam nową warstwę makijażu. Na moim nowym telefonie weszłam w Internet i szukałam jak najwięcej informacji o nowej edycji Brytyjskiego X Factora, gdzie jurorem jest mój ‘ukochany tatuś’.  Za 3 dni jest casting w Londynie, a ja mieszkam w okolicach Nowego Jorku. Co to dla mnie w dwa dni znaleźć się na innym kontynencie. Wyczuwacie ten sarkazm? To dobrze. Mam 3000 dolarów od tej kobiety i swoje 5000 zarobione przez trzy lata pracy jako kelnerka. Ja się męczyłam roznosząc kawę i ciastka, a moje kochane przyjaciółeczki- i znowu sarkazm, ja już chyba jestem od niego uzależniona- zarabiały pieniądze w inny sposób. Oszczędzę wam szczegółów, bo sama nie rozumiem jak można zarabiać swoim ciałem.

***

Siedzę na swoim łóżku kończąc pakować walizkę. Postanowiłam, że wylatuj ę jutro o 4:30 i poszukam sobie jakiegoś taniego mieszkanka. Pani Margaret gdy się o tym dowiedziała, błagała mnie abym jeszcze raz  to dokładniej przemyślała. Wiem, że ma rację, bo porywam się z motyką na księżyc, ale to nie moja wina, że chce coś w życiu zmienić. Kto nie gra ten nie wygra.

***

Pasażerowie lotu Bufallo-Londyn proszeni są o skierowanie się do wejścia 416- usłyszałam piskliwy głosik dobiegający z głośnika, więc wstałam z miejsca i udałam się na odprawę. Nie było jakiś większych komplikacji i po 20 minutach siedziałam na miejscu. Wsadziłam słuchawki w uszy i puściałam głośno muzykę. Wsłuchiwałam się dokładnie w każde słowo, analizując jego przekaz. Samolot wzniósł się w górę, po czym pożałowałam swojej decyzji. Chce wysiąść, wrócić cokolwiek. Boje się, ja Victoria West boję się. Tylko strach mi pozostał, bo co stanę przed nim i co powiem? Może: cześć jestem twoją córką, mogę z tobą zamieszkać? Brawa dla mnie, czyli królowej nieprzemyślanych decyzji. Strach paraliżował mnie od środka i nie pozwalał racjonalnie myśleć. Ręce mi się trzęsły i głęboko oddychałam, jakbym zaraz miała się udławić powietrzem. Ponownie wsłuchałam się w piosenkę i doprowadziłam się do normalności. A może zaśpiewam coś, postaram przejść jak najdalej i przy okazji poznać Simona? To chyba najlepsze rozwiązanie. Z tą myślą zasnęłam.

 - Panienko, proszę wstawać. Zaraz lądujemy.- otworzyła oczy i ujrzałam szczerzącą się do mnie stewardesę, która po chwili odeszła do innych pasażerów. Leniwe przetarłam zaspane oczy i przeczesałam dłonią włosy. Wylądowaliśmy. Wzięłam bagaż podręczny i podążałam za tłumem do wyjścia. Odebrałam swoją walizkę i zamówiłam taksówkę.
********************************************************************************
I co o tym sądzicie? Czekam na opinie w postaci komentarza, choćby jedno słowo ;) Kolejny postaram się dodać w przeciągu kilku dni, choć nie jestem pewna ilu. Wiecie, szkoła i takie tam :D
CZYTASZ=SKOMENTUJ
IM WIĘCEJ KOMENTARZY= SZYBCIEJ ROZDZIAŁ

środa, 4 września 2013

Chapter Two


 

,, Czasami trzeba przepłukać oczy łzami, aby lepiej widzieć ‘’

Sen to specyficzne przeżycie. Dla jednych to tylko odpoczynek po męczącym dniu, ale dla innych to inny  świat, idealny świat. Swoje sny można kontrolować za pomącą uczuć, marzeń, ale też i wspomnień. Niektórych nawiedzają koszmary, budzą się oni w środku nocy zlani potem, a czasami nawet z krzykiem. Ja natomiast uwielbiam spać. Ludzie oceniają takie osoby jak ja ‘leniuchami’, a tak naprawdę nie rozumieją, że my nie chcemy się budzić ze względu na rzeczywistość. Mamy dość cierpienia, wiec przenosimy się do swoich osobistych światów, gdzie nikt nie ma prawa wchodzić, niszczyć niczego oraz wymagać od nas niemożliwego.  Właśnie spokojnie siedziałam sobie pod drzewem w świerkowym lesie, wsłuchiwałam się w odgłosy natury, gdy do moich uszu doszły dźwięki ingerujące w mój spokój. Słyszałam je coraz wyraźniej, a przed oczami znikąd pojawiła się mgła tak gęsta, że nic nie widziałam, nawet mojego ukochanego lasu. Budziłam się.

- Best Song Ever, it was  best song ever. – w radio leciała piosenka, a Ally i Megan skakały po łóżku podśpiewując pod nosem.
- Wyłączcie to ścierwo! – syknęłam z irytacją w głosie i poduszkami zakryłam sobie uszy. Moje współlokatorki speszone zeskoczyły z łóżka i pośpiesznie wyłączyły muzykę. Żal mi się ich trochę zrobiło, bo wiem jak bardzo się mnie boją, ale nie mogę nikomu pokazać mojej słabej strony. Usiadłam zaspana na łóżko, a do pokoju weszła pani Margaret z paczką w ręce.


- Dzień dobry, jak poranek?- tryskała optymizmem opiekunka. Podeszła do dziewczyn i ucałowała je czule w czoło. Później podeszła do mnie i powtórzyła wcześniejszą czynność. Przewróciłam tylko oczami, choć nie ukrywam, że uwielbiam gdy pokazuje nam, że jej naprawdę zależy. Porozmawiała chwilę z współlokatorkami, po czym wygoniła je na śniadanie. Przysiadła na łóżko obok mnie i położyła mi na kolana ową paczkę.

- Wszystkiego najlepszego Victorio! – uśmiechała się promiennie.

- Mówiłam, że nie chce żadnych prezentów- oddałam paczkę z powrotem kobiecie, która przyglądała mi się z czułością. – Przepraszam, ale muszę się spakować- próbowałam jej dać do zrozumienia, aby sobie poszła najgrzeczniej jak tylko umiem. Największą wadą pani Megg była chora upartość.

- To wcale nie ode mnie, przyszło pocztą zaadresowane do ciebie. Otwórz- zachęcała mnie. Poczta do mnie? Dziwne, bardzo dziwne. Scyzorykiem wcześniej wziętym z szafki nocnej przecięłam karton wzdłuż, następnie otworzyłam pudełko i zaczęłam wyjmować z niego przedmioty. Wzięłam w dłonie notatnik obity skórzaną osłoną w kolorze cappuccino, zamknięty na kluczyk. Próbowałam scyzorykiem otworzyć zameczek, jednak moje próby poszły na marne. Zdziwiona i lekko podirytowana położyłam zeszyt na poduszkę i wyjęłam kolejną rzecz. Ty razem było to zdjęcie. Śliczna kobieta w niebieskiej sukience przytulająca swój ciążowy brzuszek. Na ten widok moje oczy automatycznie się zaszkliły, a po policzku popłynęłam samotna łza.

- Mama- szepnęłam sama do siebie, wręcz niesłyszalnie. To chyba jedyne nasze wspólne zdjęcie. Położyłam je sobie na kolana i zajęłam się wyjmowanie kolejnej rzeczy z kartonu.  Trzymałam teraz w ręce średniej wielkości kopertę, dosyć grubą. Zwinnym ruchem ją otworzyłam  i wyjęłam zapisaną kartkę. Rozłożyłam niepewnie i zaczęłam czytać:

Moje imię nic ci nie powie, nie znasz mnie, za to ja wiem o tobie więcej niż myślisz. Powinna ci wystarczyć informacja, że byłam blisko z twoją matką, kochałam ją i kocham ciebie. Przed odejściem Jessica powierzyła mi zadanie, przekazać ci to w dniu osiągniecia przez ciebie pełnoletności. Wiem, że nie rozumiesz tej sytuacji, przykro mi może kiedyś ci to wytłumaczę. Wykorzystaj te pieniądze mądrze, matka nie chciałaby żebyś głodowała. Niedługo prześlę resztę.

Do następnego razu, xoxo

Pieniądze? O co tu w ogóle chodzi? Coraz więcej myśli kłębiło się w mojej głowie, a na język cisnęły pytania, na które tak bardzo bym chciała znać odpowiedź. Otworzyłam szerzej kopertę i wyjęłam banknoty zawiązane ze sobą gumką. Zdumiona przeliczyłam, 1500 dolarów. Schowałam pieniądze do koperty i ułożyłam obok zdjęcia. Ostatnią rzeczą którą wygrzebałam z kartonu, było małe pudełeczko owinięte w czerwony papier ozdobny z karteczką: A to ode mnie. Rozerwałam papier nie zważając na szkody w jego wyglądzie. Zdjęłam wieczko, a moim oczom ukazał się czarny iPhone 4s. Podniosłam go i ujrzałam, ze pod nim leżała zgięta na pół ulotka informująca o nowej edycji Brytyjskiego X-Factora.  Rozwinęłam ją i od razu w oczy rzuciło mi się nazwisko otoczone kolorową pętlą: Simon Cowell. Za dużo wszystkiego, zdecydowanie za dużo. Schowałam wszystko oprócz telefonu do mojej szafeczki nocnej i zamknęłam ją na kluczyk. Z tych wszystkich ‘wrażeń’ zapomniałam o pani Margaret, która siedziała na jednym z pozostałych łóżek i przyglądała się całej tej sytuacji. Speszona wyszła i zostałam sama. Weszłam do łazienki i nałożyłam maskę, tj. mocny makijaż i obojętny wyraz twarzy. Ubrałam jeszcze czarne poszczepione rajstopy, ciemno zieloną bluzeczkę z dekoltem, która wciągnęłam w czarną spódnice. Do tego jeszcze czarne oficerki. Włosy delikatnie rozczesałam i wtarłam w nie trochę pianki, aby ulepszyć moje fale. Gotowa wyszłam i poszłam do sali komputerowej, w której wyjątkowo nie było dużo osób. Zajęłam miejsce przed komputerem i w Internecie wyszukałam informacje na temat tego Simona. Jedno zdanie przykuło moją uwagę. Współtwórca zespołu One Direction. Jeden zespół tyle wspomnień. Zastanawiacie się pewnie dlaczego, a więc składa się on z pięciu chłopaków: Liama, Louisa, Nialla, Zayna i Jego. Tak mojego Harrego. Na wspomnienie o moim dawnym
przyjacielu traciłam samokontrole i nie mogła powstrzymać łez cisnących się do oczu. Po chwili poczułam coś wilgotnego spływającego po moim policzku, później znów i znów. Płakała. Wiem, ze czasami trzeba przemyć sobie oczy, żeby lepiej widzieć <czyt. popłakać sobie > , ale nie chcę patrzeć jak mój Styles kręci się wokół nowych przyjaciół zapominając o mnie. To takie dziwne, że ja nie mogę o nim zapomnieć, pozbyć się przeszłości, a on zachowuję się jak gdyby nigdy nic się nigdy nie zdarzyło. Ile ja bym dała, żeby mieć jego podejście do życia. Koniec tego! Ogarnij się – karciłam się w myślach. Muszę zając się sobą, poszukać pracy i jakiegoś mieszkania. Mam tydzień, aby się wynieść, takie są zasady trzeba się dostosować.

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ

Idę na kolejne spotkanie o prace, już chyba dziesiąte. Masakra. Zostałam poproszona do gabinetu dyrektora jednej z firm przez szczuplutką blondynkę w ciasnej mini eksponującej jej walory. Pewnie dzięki takiemu ubiorowi ma tą pracę. Usiadłam na skórzanej kanapie i przyglądałam się wnętrzu pomieszczenia. Nie zauważyłam nawet kiedy wszedł do niego, usiadł za wielkim dębowy biurkiem i trzymał w ręku kartkę.

- Dziękuje, nie jestem zainteresowany. O to twoje CV- wręczył mi ową kartkę.

- Mogę spytać dlaczego?- spytałam najgrzeczniej jak potrafię choć wewnątrz mnie gotowało się ze złości i miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Wdech, wydech, uspokój się- uspokajałam się myślami.

- Nie odpowiada mi Twój wygląd, do widzenia.- odpowiedziała oschłym tonem mężczyzna.  Wzięłam od niego kartkę i wychodząc z gabinetu dopowiedziałam


- Nie pamiętam, abyśmy przeszli na Ty, nara - prychnęłam i zamknęłam za sobą drzwi. Zgniotłam kartkę, wyrzuciłam ją wściekła i kopnęłam w krzesła całą siłą. Jebany cham! Nie dziwie się, ze nie mam tej pracy, w końcu nie wyglądam jak dziwka i nie dam się poniżać. Wróciłam do placówki, zwanej domem, wykonałam wieczorną toaletę i położyłam się spać.
*********************************************
I jak wrażenia po drugim rozdziale? Podoba się? Bardzo mi zależy na waszej opinie, dlatego proszę KOMENTUJCIE! Kolejny rozdział najprawdopodobniej w weekend ;) Do następnego ;D
CZYTASZ =KOMENTUJESZ
Zaglądajcie też na mojego drugiego bloga  http://1d-for-ever.blogspot.com/
Całusy :*